[caption id="attachment_80230" align="alignleft" width="208"]
fot. materiały prasowe[/caption]
25 września odbyła się uroczysta premiera najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego „Kler”. Pokaz zaszczycił swoją obecnością Jerzy Urban, który fotografował się, robiąc obraźliwy gest.
Nie zabrakło inny prominentnych celebrytów znanych ze swych antykościelnych przekonań.
Jeszcze wcześniej film wywołał burzę na festiwalu w Gdyni. Został uhonorowany nagrodą dziennikarzy i publiczności i odebrał nagrodę specjalną jury za „podjęcie ważnego społecznie tematu”. Jednocześnie prezes Radia Gdańsk zdecydował, że w tym roku nagroda Złotego Klakiera (mierzenie długości owacji) nie zostanie przyznana.
Środowiska prawicowe są zdumione dotacją, którą film otrzymał od państwa. W ten sposób ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wsparło Polski Instytut Sztuki Filmowej. Domagano się nawet dymisji ministra Piotra Glińskiego.
A Smarzowski odbierając splendory podczas uroczystej gali ubolewał, że nie dostał nagrody z rąk prezesa TV. Spotkało się to z celną ripostą Jacka Kurskiego, który stwierdził, że „nigdy telewizja nie nagrodzi tandetnej prowokacji, swoistej „Drogówki” dwa, w której pan Smarzowski poprzebierał policjantów w sutanny, a patologie marginesu rozciągnął i przypisał całej wspólnocie Kościoła.
Wybór jury, nagrody specjalnej dla takiej szmiry, w 40-lecie pontyfikatu Jana Pawła II i stulecie niepodległości, której nie byłoby bez heroizmu polskiego Kościoła uważam za moralną aberrację”. W skrócie to najwłaściwsza recenzja filmu. Nic dodać, nic ująć. Można się tylko pokusić o zastanowienie się nad samym tematem.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że awantura wywołana jest przez katolickich oszołomów, którzy nie chcą dostrzec ciemniej strony Kościoła i nie dopuszczają żadnej krytyki. Czy tak jest istotnie? Czy Smarzowski nie miał prawa skrytykować instytucji Kościoła, która jak każdy twór zarządzany przez ludzi ma sporo za kołnierzem. Oczywiście, że miał do tego prawo. Istotne jest, w jaki sposób tego dokonał. A zrobił to w niezwykle prymitywnie, wrzucając do wspólnego worka wszystkich duchownych i dając temu etykietkę: „zły kler”.
Konkluzja jest taka, że polscy duchowni to rozpasana, rozpita i niewyżyta seksualnie banda dewiantów, patrząca tylko, jak pomnożyć swój majątek. Aż dziwne, że mając takich urzędników, Kościół jeszcze się nie rozpadł.
A w wielowiekowej historii Kościoła były okresy, które nim wstrząsały, większe i poważniejsze niż film Smarzowskiego. Każda instytucja świecka, która przeżyła dotkliwe upadki, dawno by przestała istnieć. Kościołowi nic nie może zagrozić, bo powołał go Chrystus. I taki „jaskiniowy antyklerykalizm”, mówiąc słowami ks. Tischnera, szkodzi jedynie pewnej części społeczeństwa.
Uciechę mają ateiści, walczący z wszystkim, co związane jest z Kościołem. Wyjątkowo groźny jest jednak dla tych „nijakich’ którzy swoją wiarę utożsamiają z grzechami kleru. Deklarują się jako ludzie wierzący, sami do końca nie wiedząc w co, czy w kogo wierzą, ale stroniący od Kościoła, bo w nim panuje zły kler.
Film Smarzowskiego może dużo zła wyrządzić młodym ludziom, którzy jak gąbka nasiąkają podobną trucizną. Wśród młodych popularna stała się niewiara. Coraz więcej z nich nie chodzi na msze, nie mówiąc już o przystępowaniu do Eucharystii. Śluby kościelne są nierzadko organizowane dlatego, że tego pragną rodzice młodej pary, że tak wypada, że ładna tradycja. A sami nowożeńcy przyznają się, że są ludźmi niewierzącymi.
Słusznie zauważył prof. Grzegorz Kucharczyk, że film jest skierowany do młodego pokolenia, aby wywołać tzw. efekt irlandzki, aby zohydzić Kościół i po pewnym czasie przeprowadzić referendum, z którego wynika, że ludzie są za odrzuceniem moralnego porządku, który dotąd panował w kraju. Takie generalizowanie problemu z którego wynika, że wszyscy, może z małymi wyjątkami, księża to ohydni cyniczni rozpustnicy, nastawieni wyłącznie na kasę, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Pewien bulwersujący margines moralny został upowszechniony.
A trzeba pamiętać o wspaniałej roli księży w okresach trudnych, zagrażających narodowi, o ich heroicznej postawie podczas II wojny światowej, o ratowaniu wielu istnień ludzkich, o roli, jaką Kościół odegrał w naszej najnowszej historii; o roli Jana Pawła w obaleniu komunizmu, o kościołach, które były schronieniem dla wszystkich, którzy wypowiedzieli wojnę huncie Jaruzelskiego.
Źle się jedynie stało, że Kościół nie oczyścił się z wyczynów niektórych księży dotyczących pedofili, seksualnych molestowań. Opieszałość i brak w niektórych wypadkach radykalnych decyzji jest teraz pożywką dla takich twórców jak Smarzowski, który w swojej przewrotności mówi o uzdrowieńczym przesłaniu filmu „Kler”. Ma być on zdaniem jego twórcy, swoistym katharsis. Zapomina tylko o tym, że do tego trzeba wielkiego dzieła, które by wstrząsnęło ludzką moralnością. Prymitywny rechot nie jest w stanie tego uczynić.