Anna Golędzinowska: Nie dajcie się oszukać!

0
0
0
/

Wczesna śmierć ojca, gwałt, odrzucenie przez najbliższych, nienawiść do siebie tak ogromna, że jako nastolatka próbowała się zabić. Życie Anny Golędzinowskiej powinno się nie udać. O tym, jak to się stało, że jest inaczej, opowiadała młodzieży podczas wrocławskich „Nocy kościołów”.

 

Gdy urodziła się moja młodsza siostra, poczułam się osamotniona. Potem, mój ojciec, alkoholik, zmarł na ulicy. Myślę, że miał marzenia, które próbował zagłuszyć. Mama miała innych panów. Jeden z nich „dobrał się do mnie”, gdy miałam 10 lat. Mama nie uwierzyła – nieraz jest człowiekowi wygodniej nie chcieć słyszeć o tak trudnych sprawach.  Nienawidziłam matki, bo żyła, nienawidziłam, ojca bo nie żył.  Wiele osób mówi mi teraz, gdy jeżdżę ze świadectwem „Nie mów” – chociaż to, co przeżyłam to ich przypadek. Trzymają w sercu żal do końca życia. 

 

Nie mogę ci dać miłości 

 

Wiele razy wybory rodziców czy innych dorosłych nas ranią. Zaczynamy szukać na własną rękę. Ja też tak szukałam. Moja babcia widziała, że mylę drogę, zaadoptowała mnie więc. A potem mnie nie chciała, bo się źle wobec niej zachowywałam. Chciałam się zabić. Po próbie samobójczej trafiłam do szpitala. Potem chcieli mnie zamknąć w ośrodku dla dziewczyn, które się źle zachowują. „Czego oni ode mnie chcą? – myślałam.  – Przecież nikomu nic nie robię, niszczę tylko własne życie”. 

 

Uciekłam, ukrywałam się do 16 roku życia. Wtedy dostałam ofertę: wyjazd do Mediolanu jako modelka. Do Mediolanu jednak nie dojechałam. Zamknęli mnie w garażu pod Turynem, zabrali dokumenty i chcieli, bym była prostytutką. Nie mówiłam wtedy w żadnym innym języku niż polski. Wśród tych, którzy mnie zamknęli był inspektor policji – pomocy policji więc też nie mogłam się spodziewać. To było 17 lat temu. Dopiero 9 lat temu mogłam zeznawać przeciwko niektórym z nich.

 

Jeden z klientów mnie zgwałcił. To było tuż przed ucieczką – w której pomógł mi „przypadkiem” poznany chłopak. Mówię na niego: „mój anioł stróż”. On pomógł mi uciec. Nie wróciłam do Polski, bo tu mi mówili, że ja nic dobrego nie mogę zrobić, że marzenia są tylko dla pięknych i bogatych. Ja się z tym nie zgadzałam.

 

Dojechałam do Mediolanu, zaczęłam pracować dla świata mody. Żyłam wśród bogatych ludzi, jeździłam pięknymi samochodami. Z moim chłopakiem potrafiliśmy lecieć na kolację do Paryża. Miałam wszystko, oprócz… „Ania, ja mogę dać Ci wszystko, ale o jedną rzecz mnie nie proś, bo nie wierzę, że istnieje. Nigdy nie mogę ci dać miłości”. A ja – gdy miałam wszystko inne, o czym kiedyś marzyłam, pragnęłam tego, czego za pieniądze nie można kupić. Miłości.

 

Wpadłam w depresję. Pracowałam wtedy w show biznesie. Tam większość bierze narkotyki. Brałam i ja: zdarzało się, że rano po imprezie chodziłam na czworakach i szukałam w szparach podłogi kokainy, nie pamiętając co robiłam kilka godzin wcześniej. 

 

Wizyta o. Pio

 

Pewnej nocy obudziłam się i zobaczyłam przy łóżku starszego pana z siwą brodą. Mój pies szczekał, a starszy pan kiwał głową. „Po alkoholu na pewno mam zwidy” – pomyślałam. Zapaliłam światło. Mój pies nadal szczekał, a on nadal stał i kiwał głową, jakby chciał mi coś przekazać. Słyszałam myśli: „Ania, co ty robisz”. Potem się rozpłynął. Nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć: nie słyszałam wtedy nic o objawieniach. Zresztą: nie mogłam usłyszeć. Wtedy byłam w takim stanie, że jak widziałam księdza to wychodziła mi wysypka, a jak na mojej drodze stał kościół, przechodziłam na drugą stronę ulicy. Jeśli ktoś chciał zaprowadzić do kościoła, to już mnie drugi raz nie zobaczył. Ludzie tłumaczyli mi, że to pewnie mój ojciec mi się pokazał. Czułam, że to nie jest odpowiedź. Po ośmiu latach ktoś dał mi książkę z tym mężczyzną na okładce: to było o. Pio. Moje życie zaczęło się zmieniać.

 

Pracowałam wtedy w modzie i w telewizji. Chciałam innym opowiedzieć o moim życiu; napisałam książkę. Mój wydawca powiedział mi,: „Ania, ja patrząc Ci w oczy zrozumiałem, że Twoja historia jest ważna; my ją musimy opowiedzieć. Pod jednym warunkiem: najpierw musisz pojechać ze mną do Medjugorie”. 

 

Pojechałam, chociaż nie byłam do tego przekonana. Byłam na Górze Objawień, nic nie widziałam, nic nie słyszałam, nic nie poczułam. Poszłam do wydawcy i mówię mu, że to jakieś wielkie oszustwo: bo nic nie widziałam, nie słyszałam, nie poczułam. Odpowiedział mi na to: „Aniu, Ty jeszcze nie wiesz, ale w  twoim sercu już coś się zmieniło”. „Kompletny czubek – pomyślałam sobie. –  Co on może wiedzieć o tym, co się dzieje w moim sercu”. Poszliśmy na Kriżewac, nie chciałam wchodzić. Wtedy usłyszałam głos – który każdemu z nas towarzyszy w ciszy, podczas modlitwy – że dopóki tam nie wejdę, nie dowiem się, po co tu przyjechałam.

 

Poszłam. Czułam się jakby mnie ktoś popychał, a góra jakby się obniżyła. Weszłam i zaczęłam się żarliwie modlić. Słowa modlitwy same przechodziły mi przez usta.

 

„Aniu, Ty musisz przebaczyć tym wszystkim, którzy Ci zrobili krzywdę” – usłyszałam. „Przebaczam Wam” – to proste słowa, jednak trudno powiedzieć je od serca. Powiedziałam, a serce które było z kamienia przez lata, rozwaliło się. Zrozumiałam jak bardzo Go potrzebuję. Nie zobaczyłam w Medjugorie Matki Bożej, nie widziałam kręcącego się słońca, ale coś w moim życiu się zmieniło. Uznałam, że wydawca może moją książkę wyrzucić do kosza: bo była pełna nienawiści wobec wszystkich tych, którzy coś złego mi zrobili. 

 

Po przyjeździe z Medjugiorie przez rok nie mogłam się odnaleźć. Nie zjawiałam się na imprezach, na które zapraszali mnie znajomi. Chodziłam za to do kościoła, do Pana Jezusa, bo tam odnajdowałam spokój.

 

Przeszkadzało mi moje dotychczasowe życie: branie nielegalnych proszków na odchudzanie; to że w show biznesie traktowano mnie jak rzecz, która ma się dobrze sprzedać. Postanowiłam porzucić narzeczonego – siostrzeńca Berlusconiego, i wrócić do Medjugorie. 

 

Kontrakt i doświadczenie Boga

 

Pojechałam, wyłączyłam telefon. Diabeł jednak tak szybko nie puszcza – za 10 dni musiałam wrócić do Włoch, bo zaczynałam realizację poważnego kontraktu (pracowałam m.in. z takimi gwiazdami jak Tina Turner i Leonardo di Caprio). Mój kontrakt zaczynał się 25 czerwca, w rocznicę objawień w Medjugorie. Przypadek? Nie ma przypadków. Stwierdziłam więc, że nie jadę do pracy. Znajomi komentowali, że ktoś mi zrobił pranie mózgu, że zwariowałam. Tłumaczyłam, że jestem szczęśliwa. 

 

25 czerwca, w hucznie obchodzoną rocznicę objawień, na Mszy św. zgromadziło się 50 tysięcy osób. „Skoro ja jestem wariatką to te 50 osób jest wariatami – myślałam. –  Wierzą w Boga, szukają miłości, nadziei i prawdy. Jeśli to znaczy być wariatem – to ja chcę! Po miesiącu w Medjugorie, zamknęłam się na tydzień sama, w drewnianym domku, tylko o chlebie i wodzie. Z Pismem Św. i „Dzienniczkiem” s. Faustyny. Byłam głodna. I wtedy zaczęłam sycić się słowem Pana Jezusa, które wypowiadał do s. Faustyny, i zdałam sobie sprawę, że „nie tylko chlebem żyje człowiek”. Dotarło do mnie, że możemy umrzeć z pełnym brzuchem – ale głodni, bo bez Pana Boga. A można umrzeć z brzuchem pustym, ale nasyceni. „Aniu, zostaw wszystko i chodź za Mną” – słyszałam w sercu. Znajoma zakonnica poradziła mi to jeszcze przemodlić. I zostawiam wszystko to, co miałam w Mediolanie. Zamieszkałam potem u sióstr. 

 

Kto poznał miłość Jezusa to wie: że chce się kochać innych, chce się pomagać. Faustyna mówi, że są ludzie, którzy bawią się, chichoczą i nie zdaja sobie sprawy, że wpadają w przepaść. I są ci, którzy idą stromą ścieżką, a na końcu niej znajdują szczęśliwość. Jeśli trud ofiaruje się Panu Bogu, to „zarabia się” na wieczność. Gdy zostałam u sióstr, z uśmiechem szorowałam wszystkie łazienki (taki miałam dyżur), bo zdałam sobie sprawę, że to droga do Pana Boga. Myślałam sobie, że w ten sposób szoruję moją brudną duszę z grzechu. Nauczyłam się przebaczenia: skoro ofiara gwałtu, którą jestem, może przebaczyć – każdy z nas może to zrobić. Żal, gorycz – nie pozwalają pracować łasce. Prosimy o łaski – lecz jeśli w moim sercu są śmieci, te łaski nie mają się gdzie zmieścić.

 

Przebaczenie i miłość

 

Po pierwsze: niezwykle ważne jest przebaczenie. Zastanówmy się, co mówimy w „Ojcze nasz”: „Przebacz nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. A może mamy jeszcze jakąś osobę, której nie przebaczyliśmy.

 

Podobnie: modlimy się o pokój na świecie, a jak to się ma zadziać, jeśli nie pogodziliśmy się z osobą obok. Możemy zmienić ten świat, jeśli zaczniemy od nas samych. Znam wielu egzorcystów: oni powtarzają, że diabeł mówi, że chce Boga sprawiedliwości a nie miłosierdzia. 

 

Po drugie: Kolejną ważną rzeczą jest to, by nie osądzać. „Ten jest dobrze/ źle ubrany, ten ma krzywe nogi, ta jest przytyta”. Było sobie pewne małżeństwo, w którym żona codziennie rano patrzyła przez okno na sąsiadkę, która na wspólnym podwórku wieszała pranie. „Zobacz, ona nawet prania nie umie wyprać – mówiła do męża. – Ono całe jest zaplamione”. Powtarzała tak przez tydzień. Po tygodniu patrzy: sąsiadka wywiesiła czyste pranie. „Zobacz: ona nauczyła się wreszcie jak należy prać” – skwitowała do męża. Mąż odparł: „Wiesz, kochanie, ja nie wiem, czego się nauczyła ta sąsiadka, ale dziś rano ja umyłem okna naszego domu”. 

 

Trzecia ważna rzecz to miłość. Kochajcie, bo świat cierpi z braku miłości. Nie pracowałam jako prostytutka, ale tak się zachowywałam. Nie miałam szacunku do swojego ciała, szukałam miłości od innych, zmieniałam chłopaków jak rękawiczki. Ksiądz podczas mojej pierwszej po nawróceniu spowiedzi dał mi do myślenia.

 

Postanowiłam z łaską Pana Jezusa żyć w czystości. Potem narodził się z naszej działalności w Medjugorie Ruch Czystych Serc, rozprzestrzenił się po Włoszech i innych krajach. Mnie w Mediolanie nikt nie mówił o czystości, myślałam, że w czystości żyją tylko ci brzydcy, których nikt nie chce. Zdałam sobie sprawę, że czystość jest wartością. Teraz w Ruchu Czystych Serc swoją czystość do ślubu przyrzekło już 9 tysięcy osób. „Aniu, dziękuję, że coś takiego zrobiliście, bo myślałem, z tylko ja żyję takimi wartościami” – słyszę od młodych. 

 

Zaczekajmy do ślubu!

 

Mamy w Europie coraz ładniejsze samochody, mieszkania coraz większe ale rozwalone rodziny. Największą bronią diabła jest nieczystość. Namiętność przechodzi, budzicie się koło osoby, z którą byliście i dochodzicie do wniosku, że brakuje miłości. I wtedy cierpią dzieci, które z tego związku przyszły na świat.

 

Wiele dziewczyn pisze do mnie, że chłopak dał im ultimatum: „Jeśli mnie kochasz, udowodnij mi to”. Miłości się nie udowadnia. Można próbować buty czy się dobrze w nich chodzi, ale nie drugą osobę. „Poznajmy się lepiej, zobaczmy czy możemy coś naprawdę zbudować, spróbujmy żyć w czystości” – to właściwy kierunek. A jeśli on powie: „Chyba zwariowałaś”, to znaczy, że Cię nie kochał. Prawdziwą próbą miłości jest czystość. Tylko w ten sposób możecie zobaczyć, czy za 20 lat, jak przytyjecie i będziecie mieć zmarszczki – mąż przy was zostanie, a nie pójdzie do młodszej - bo Was kocha. 

 

Dziś chłopcy są jak ci, którzy idą do sklepu i kradną cukierki, biegną na boisku i ze śmiechem się nimi wymieniają. Ale ukradli niewinność dziewczyny.

 

To nie tylko ich wina. Jakbyśmy się szanowały – nie mogliby tego robić. A my się oddajemy: po tygodniu, miesiącu, roku. To nie jest droga do prawdziwej miłości.

 

Diabeł mówi: kochajcie się, gdzie chcecie, z kim chcecie, z chłopakiem, dziewczyną – nieważne, nieważne czy robicie komuś krzywdę, ważne byście wy byli szczęśliwi. 

 

Nie dajcie się oszukać!

 

Not. Dorota Niedźwiecka

 

Fot. Dorota Niedźwiecka


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną