Karol Kaźmierczak: Czym jest historia a czym być nie może

0
0
0
/

Prawda o historii jest potrzebna przede wszystkim nam samym bo tylko wiedząc z skąd przychodzimy możemy kreślić drogę na przyszłość. Nie łudźmy się jednak, że w polityce międzynarodowej możemy cokolwiek wyegzekwować samą mocą wynikającej z historii moralnej słuszności.

 

Wielka Izba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu zawyrokowała, iż nie może orzekać w sprawie rosyjskiego śledztwa dotyczącego zbrodni katyńskiej. Odczytując wyrok sędzia Josep Casadecall z Andory uzasadniał, że nie ma „rzeczywistego związku” między mordami a datą wejścia w życie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, którą Rosja ratyfikowała dopiero w 1998 r.

 

Trybunał powoływał się także na sam fakt pierwotnego przyjęcia Konwencji dopiero w 1950 r. „Ogrom zbrodni popełnionej przez władze sowieckie w 1940 r. był ważnym czynnikiem emocjonalnym. Tym niemniej z czysto prawnego punktu widzenia Trybunał nie mógł go zaakceptować jako podstawy odstąpienia od swojego orzecznictwa”. Orzeczenie Wielkie Izby, jeszcze mniej dla nas korzystne niż wyrok pierwszej instancji trybunału z kwietnia 2012 r., jest ostateczne.


Mentalna żelazna kurtyna


Kazuistyczny i suchy język wyroku jest dojmującym podsumowaniem przepaści jaka dzieli świadomość historyczną Polaków i ich sąsiadów od mieszkańców Europy Zachodniej. Dla tych ostatnich komunizm to przeważnie współkombatanci walki z faszyzmem, fajna młodzież walcząca od 1968 r. o kolejne stopnie obyczajowej „emancypacji” czy niepozbawieni wad, ale jednak przeciwnicy banksterów odpowiedzialnych za obecny kryzys finansowy.

 

Dla nas to system współwinny II wojny światowej, przez kilkadziesiąt lat degradujący nas politycznie i kulturalnie. Niemal ćwierć wieku po załamaniu się bloku socjalistycznego optyka mieszkańców dwóch części kontynentu nie zbliżyła się niemal wcale. Zresztą znamionuje to nie tylko wczorajszy wyrok, ale i zachowanie eurokratów w 2010 r. gdy Litwa, Czechy, Łotwa, Bułgaria, Węgry i Rumunia zaproponowały by penalizację negacji zbrodni komunistycznych zagwarantować na poziomie prawa Unii Europejskiej. Zdominowana przez zachodni establiszment Komisja Europejska odrzuciła tę propozycję.


Powinno to być zresztą ważnym memento dla naszych rodzimych eurontuzjastów i internacjonałów marzących o federalnej Europie – nie ziści się ona bo nie ma i nie widać aby miał się pojawić europejski naród. Jednak słowo „powinno” natychmiast trzeba skorygować zdecydowanym „nie będzie”. Nasi kosmopolici próbują sobie poradzić z dysonansem w dobrze przećwiczony sposób.

 

Historia nie może być podstawą dla naszej inżynierii społecznej? Napiszmy ją na nowo! I tym w istocie od lat zajmuje się chociażby „Krytyka Polityczna” gorliwie propagując zachodni dyskurs historyczny dzielący włos na czworo w sprawie „słusznych postulatów” komunizmu natomiast często bardziej jednoznacznie ustosunkowany na przykład do „powersalskiej Polski” czy polskiego podziemia niepodległościowego po 1939 jako czegoś anachronicznego czy „nacjonalistycznego” co w języku zachodnich humanistów urasta do rangi najgorszej obelgi.


Zjawisko reprodukowania przez naszych „młodych zdolnych” a przy tym sowicie opłacanych „lewicowców” mechanizmów kulturowego neokolonializmu, zdemaskowanych przecież solidnie skrytykowanych przez lewicowców z trzeciego wieku stanowi o różnicy między jednymi a drugimi.


Zawsze byłem zwolennikiem aktywnej polityki historycznej choćby z tego względu, że programowa niechęć do jej prowadzenia jest po prostu zgodą na to by prowadził ją u nas ktoś inny. Przystaniem na to aby Polacy myśleli o swojej historii a więc o sobie samych to co wymyślili na ich temat inni. Polityka historyczna jest świadomym i ciągłym odnawianiem  więzi z przeszłymi pokoleniami, niezbędnym dla prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa. Bo dziś widać już wyraźnie, że uświadomiona wspólnota pochodzenia i wspólnego historycznego losu działa w Europie znacznie lepiej niż jej ersatz w postaci kreowania „patriotyzmu konstytucyjnego” w postmodernistycznej pulpie multi-kulti.


Paragrafy nie zastąpią bowiem moralnego i emocjonalnego zaangażowania wynikającego z wspólnego uznania pewnego rodzaju doświadczenia historii. Z niego, znacznie naturalniej niż z dyrektyw takiej czy innej komisji, wyprowadzić można konsensus co do celów politycznych. W istocie pamięć narodowa to znaczna część owej „niepisanej konstytucji” o której pisze Carl Schmitt, bo właśnie ona jest punktem odniesienia dla definiowania dążeń i interesów.


O ile jednak dyskurs historyczny ma fundamentalne znaczenie dla życia wewnętrznego danego społeczeństwa o tyle w stosunkach międzynarodowych, choć bywa dodatkowym elementem kształtowania własnego soft-power , to jednak jest dość tanią walutą, czego zdajemy się nie rozumieć.


Wiceminister o empatii


Jednak kwestia znaczenia historii i historycznych rozliczeń ma także drugą stronę. Obecny na posiedzeniu Trybunału  w Strasburgu nasz wiceminister spraw zagranicznych Artur Nowak-Far komentował: „Nie dopatruję się wątków politycznych. Trybunał przyjął bardzo uproszczoną i mało empatyczną dla społeczeństwa polskiego interpretację faktów. Nie dostrzegł jak żywa jest pamięć tej zbrodni w Polsce. Moralna racja jest po naszej stronie”. Z kolei również obecna przy wygłaszaniu skandalicznego wyroku córka zamordowanego w Twerze komendanta policji stwierdziła „Europa zostawiła nas tak jak zawsze”.


O ile wyrzut córki ofiary można całkowicie zrozumieć przez wzgląd na osobisty stosunek wypowiadającej go do sprawy, to jednak słowa reprezentanta państwa polskiego, w obliczu instytucji międzynarodowej mówiącego o „empatii”, muszą budzić zdumienie. Jeszcze większe budzi zaś następujące po nich wyrazy nadzieji Nowaka-Fara na to, że w obliczu „moralnej racji” Rosja poczuje się „zachęcona” do rewizji swojego stanowiska i postępowania w sprawie zbrodni.


Z obu przytoczonych wypowiedzi wybrzmiewa  polski kompleks, narażający nas nierzadko na jałową szarpaninę i demoralizujący zawód. Wybrzmiewa przekonania, że choć mamy marne elity polityczne, jesteśmy militarnie słabi i dość biedni, to jednak racja moralna wystarczy nam za to wszystko.


Dziś wielu polityków i komentatorów skarży się na „kazuistykę” czy „upolitycznienie” postępowania Trybunału w Strasburgu. I tylko nasz fałszywie pojęty moralizm nie pozwala nam dostrzec, że tak zwany międzynarodowy wymiar sprawiedliwości od swojego zarania jest skrajnie upolityczniony. Tak jak Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii hurtowo skazujący na wysokie kary zdefiniowanych jako wrogich zachodowi dowódców serbskich, znacznie łagodniej traktujących ich chorwackich, bośniackich czy albańskich odpowiedników. Najbardziej chyba jaskrawym przykładem tego politycznego podtekstu było uniewinnienie w listopadzie zeszłego roku generała Ante Gotoviny, dziwnym trafem na dwa miesiące przed referendum, w którym jego rodacy mieli decydować o przynależności Chorwacji do Unii Europejskiej.  


Kompleks pawia


Adam Doboszyński przedwojenny działacz narodowy zamordowany przez komunistów w 1949 r. miał intelektualną odwagę napisać tuż po tragedii II wojny światowej przenikliwy esej „Leczenie kompleksów”. Gruntowanie skrytykował w nim rodaków za pielęgnowany od XIX wieku „kompleks pawia” – przekonanie, że obnoszenie się ze swoimi narodowymi krzywdami i wynikającymi z tego „moralnymi prawami” „wzruszy sumieniem świata” i umożliwi nam w dłuższej perspektywie takie czy inne polityczne rewindykacje. Tymczasem na stosunki międzynarodowe wpływa bardzo wiele złożonych czynników, ostatnie jednak na co można sobie w nich pozwolić to liczenie na czyjekolwiek sumienie.


Można zresztą odwołać się do pouczającego przykładu. Po setkach lat życia w diasporze Ormianie stworzyli nowoczesny naród a w końcu nowoczesne państwo narodowe. Dokonali tego za cenę niemałych ofiar w niesprzyjających realiach postsowieckiego południowego Kaukazu, w walce o całość i niepodległość najpierw z Moskwą a potem z Azerami. Ormianie czerpali ogromną moralną siłę i determinację z pamięci o ludobójstwie jakiego ich naród doświadczył z rąk Turków na początku XX wieku. Jednak coraz bardziej powszechna na świecie świadomość tej tragedii z czasów gdy Ormianie musieli zamieszkiwać w nieswoim państwie, a także tego kto jest za nią odpowiedzialny nijak nie przełożyła się na prawno-międzynarodowe uznanie aspiracji Armenii do Górskiego Krabachu.


Czy mój wywód należy odczytać jako zachętę do kapitulacji w sprawie prawdy o Katyniu? Absolutnie nie. Historia, moralna racja są bardzo ważne… dla nas samych. Mówmy o nich głośno całemu światu. Nie spodziewajmy się jednak, że zastąpimy nimi całą politykę.


Karol Kaźmierczak

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną