Samowolka przy stawianiu wiatraków grozi nieszczęściem

0
0
0
/

Ignorowany przez lokalne władze społeczny sprzeciw wobec powstawania lądowych farm wiatrowych, brak przejrzystości procedur, korupcja oraz samowola w orzecznictwie - to zaledwie wierzchołek góry lodowej zjawisk, które towarzyszą budowie w Polsce "wiatraków". Najwyższa Izba Kontroli negatywnie wypowiedziała się w tej sprawie, wskazując jednocześnie na liczne patologie, w tym brak nadzoru nad stanem technicznym urządzeń.

 

Jak podkreśla NIK, budową elektrowni wiatrowych zainteresowane były w części osoby pełniące funkcje lub zatrudnione w gminach, na których ziemi farmy powstały, natomiast zgody organów gmin na lokalizację elektrowni wiatrowych zostały w większości przypadków uzależnione od sfinansowania przez inwestorów dokumentacji planistycznej lub przekazania na rzecz gminy darowizn, co nie powinno mieć miejsca. Zdaniem NIK finansowanie w ten sposób zadań własnych gminy mogło być źródłem wystąpienia konfliktu interesów między preferencjami inwestorów a obiektywnymi – z punktu widzenia gminy i lokalnych społeczności – rozwiązaniami planistycznymi.

 

Ponadto żadna ze skontrolowanych gmin, nawet w sytuacji licznych protestów dotyczących lokalizacji farm wiatrowych, nie zdecydowała się na zorganizowanie referendum w tej sprawie, mimo że taką formę rozstrzygnięcia dopuszczały przepisy ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym. Oznacza to ewidentne i notoryczne łamanie przysługujących obywatelom praw oraz świadczy o rekordowej na skalę międzynarodową samowoli urzędników.

 

Jak wynika ze zgromadzonych przez NIK informacji, decyzje w imieniu społeczności lokalnych w tym zakresie, podejmowane były wyłącznie na sesjach rad gmin przez radnych. Skontrolowane gminy umożliwiły wprawdzie mieszkańcom wyrażenie opinii i stanowisk na każdym etapie procedowania zagadnień związanych z lokalizacją elektrowni wiatrowych, niemniej argumenty i obawy przeciwników ich budowy z reguły nie były podzielane i uwzględniane w trakcie podejmowania decyzji.

 

Nagminnym procederem było stawianie elektrowni wiatrowych na gruntach należących do osób pełniących funkcję organów gminy bądź zatrudnionych w gminnych jednostkach organizacyjnych m.in. do radnych, burmistrzów, wójtów, czy też pracowników urzędów gmin, czyli osób, które jednocześnie w imieniu gminy uczestniczyły w podejmowaniu bądź podejmowały decyzje, co do miejsca inwestycji. To ewidentny konflikt interesów - zauważa NIK -  na dodatek stwarzający zagrożenie wystąpienia zjawisk o charakterze korupcyjnym, a także noszącym znamiona niedopuszczalnego lobbingu.

 

O nadużyciach przy budowie elektrowni wiatrowych społeczności lokalne informowały od dobrych kilku lat. Dlaczego dopiero teraz NIK zdecydowała się zareagować? Teoretycznie lepiej późno niż wcale, ale ile osób mieszka obecnie zbyt blisko farm wiatrowych tylko dlatego, że miało zachłannych włodarzy? Tego nikt nie chce policzyć. 

 

Tymczasem ze względu na brak właściwie skonstruowanego prawa, które zezwala stosować dopuszczalny poziom hałasu jako wyznacznik odległości od osiedli ludzkich, dochodziło do przekrętów na szeroką skalę. Wykonywanie pomiarów mogło odbywać się bowiem – zgodnie z obowiązującymi wymogami – tylko w warunkach niskiej wietrzności (<5 m/s). Tymczasem elektrownie wiatrowe generują największe natężenie hałasu dopiero przy optymalnej dla nich prędkości wiatru, wynoszącej 10-12 m/s, ale w takich warunkach pomiary nie były już dokonywane.

 

Przepisy prawa nie definiowały również dopuszczalnych norm dotyczących innych potencjalnych zagrożeń, takich jak chociażby infradźwięków oraz efektów stroboskopowych. Z tego powodu uprawnione instytucje państwa nie wykonywały we wskazanym zakresie badań oddziaływania farm wiatrowych na środowisko.
NIK podkreśla, że służby dozoru technicznego nie interesowały się bezpieczeństwem funkcjonowania urządzeń technicznych elektrowni wiatrowych, natomiast powiatowi inspektorzy nadzoru budowlanego kontrolowali jedynie zagadnienia związane z konstrukcją budowlaną farm (fundament, maszt, infrastruktura towarzysząca).

 

Obowiązujące przepisy o dozorze technicznym nie definiowały bowiem, jakie elementy mechaniczne (generatory, rotory z gondolą, wirniki, skrzynie biegów, transformatory czy łopaty śmigła) miałyby podlegać kontroli właściwych służb. W konsekwencji kwestia zapewnienia bezpiecznego użytkowania zasadniczej, technicznej części elektrowni wiatrowych pozostawała i pozostaje poza zainteresowaniem jakichkolwiek organów inspekcyjnych państwa.

 

Co ciekawe - zdaniem NIK - brak jednoznaczności przepisów, jednolitości orzecznictwa oraz doktryny, powodował rozbieżności w interpretacji i stosowaniu przepisów prawnych dotyczących lokalizacji elektrowni wiatrowych na obszarach i gruntach podlegających ochronie. Powodowało to lokalizowanie elektrowni wiatrowych na terenach unikalnych pod względem przyrodniczym i krajobrazowym. W efekcie turbiny wiatrowe na wiele lat staną się elementem krajobrazu m.in. pojezierza suwalskiego (w tym Doliny Rospudy, dokładnie tej samej, którą tzw. ekolodzy okupowali w celu niedopuszczenia do powstania tam obwodnicy - tym razem jednak obyło się bez protestów "zielonych") czy też Goplańsko-Kujawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu (Babiak).

 

Z powodu braku precyzyjnych przepisów istniała możliwość budowy farm wiatrowych na gruntach rolnych o najwyższej klasie bonitacji (I-III) bez uzyskania uprzedniej zgody na zmianę ich przeznaczenia, wydawanej przez ministra, jeżeli zwarty obszar projektowany do takiego przeznaczenia nie przekraczał 0,5 ha. Przeznaczenie pod elektrownie wiatrowe gruntów w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego gmin (z reguły przekraczające taką powierzchnię) było możliwe w związku z niejednolitą wykładnią pojęcia „zwartego obszaru projektowanego”, którym posługiwała się ustawa z dnia 3 lutego 1995 r. o ochronie gruntów rolnych i leśnych.

 

Karolina Maria Koter

 

Źródło: materiały prasowe NIK


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną