Chodzi o nowelizację Prawa o ruchu drogowym, gdzie pojawić ma się aż sześć nowych opłat i dodatkowe wymogi i kary dla stacji diagnostycznych oraz posiadaczy aut. Do tego rząd udaje, że nie słyszy protestu organizacji pozarządowych, branżowych i pism specjalistycznych, a protestują m.in. Protestują m.in. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego, Warszawskie Stowarzyszenie Stacji Kontroli Pojazdów, Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Komunikacji RP oraz redakcje pism branżowych, a protest poprał też Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, poseł PiS Adam Abramowicz.

"Trudno się dziwić oporowi branży, skoro wprowadzonych ma niebawem zostać aż sześć nowych opłat. Przede wszystkim przedsiębiorcy prowadzący stacje kontroli pojazdów będą zobowiązani do odprowadzania tzw. opłaty jakościowej, czyli de facto nowego podatku za każde badanie techniczne. Łącznie – 70 mln zł rocznie"

- alarmuje dr Marian Szołucha, ekonomista, w felietonie opublikowanym w "Naszym Dzienniku".

"Kompetencje w zakresie nadzoru nad stacjami kontroli zostaną odebrane starostom i przekazane dyrektorowi Transportowego Dozoru Technicznego. Koszt tej operacji to 2 mld zł, choć rozłożone na 10 lat. Będą też nowe kary. Nie tylko dla właścicieli stacji i diagnostów, ale także dla posiadaczy pojazdów za nieterminowe badania techniczne, bez względu na przyczynę spóźnienia i na to, co w tym czasie dzieje się z pojazdem"

- dodaje dr Szołucha.

Chodzi o wyciągnięcie dziesiątków milionów z nowych podatków, opłat, kar, a co najbardziej niepokoi, to fakt, że na celowniku oszczędzającego kosztem Polaków rządu pada branża, która ostatnio i tak boryka się z trudnościami, bo liczba stacji kontroli spada, głównie z uwagi na fakt, iż wysokość opłat za badania nie zmieniła się od 14 lat!