Samorząd terytorialny w III RP wyrósł na podstawie organów władzy terytorialnej PRL

0
0
0
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe /

Ostanie wybory samorządowe kolejny raz pokazały, jak my Polacy nie jesteśmy zorganizowani i jak nie jesteśmy przygotowani do wyzwań, przed jakimi stoi nasze państwo. Jak przez własne lenistwo nie potrafimy zadbać o swoje własne interesy. Jak bez wiedzy o wyzwaniach, sposobach ich rozwiązywania, bez samoorganizacji, dalej będziemy przez różnych głupich a cwanych polityków.

W przedostaniom numerze czasopisma „Rzeczy Wspólne” wydawanego przez Fundacje Republikańską okazał się niezwykle ciekawy artykuł Pawła Żukowskiego, w którym autor opisał zagadnienia związane z samorządem terytorialnym.

 

Zdaniem Pawła Żukowskiego pozytywne frazesy na temat samorządu terytorialnego przysłaniają to, że samorząd terytorialny w Polsce „wyrósł na podstawie organów władzy terytorialnej PRL. W wielu przypadkach nie zerwał z dziedzictwem partyjnych kacyków, lecz jedynie zapewnił mu sankcję wyborczą”.

 

Według Pawła Żukowskiego rzeczywistością władzy lokalnej bywają „patologiczne mechanizmy funkcjonujące w praktyce wielu instytucji samorządowych”. „Samorządowcom wolno więcej niż władzy centralnej a równolegle poddani są mniejszej kontroli społecznej”. Gdy są na poziomie centralnym media opozycyjne, to realnie ich nie ma na poziomie lokalnym. Gdy na poziomie centralnym dyskutuje się na temat zasadności wydatków budżetowych, takiej dyskusji nie ma na poziomie lokalnym. Lokalnie nie ma dyskusji czy wydatki samorządowe są zasadne i czy służą zaspakajaniu potrzeb mieszkańców.

 

Nadmierna liczna posad radnych, która osiągnęła poziom 50.000, i która niewątpliwie należy ograniczyć, sprawia, że tylu potrzeba specjalistów do pracy w radach samorządowych. W rzeczywistości wielu samorządowców nie ma absolutnie żadnego zaplecza intelektualnego (w postaci wykształcenia czy praktyki), by zajmować się zarządzaniem na szczeblu lokalnym. Komentując opinie autora artykułu, muszę stwierdzić, że niestety PiS nie wykorzystał okazji i nie ograniczył nadmiernej liczby miejsc w ramach samorządowych.

 

Ignorancja lokalnych polityków łączy się z powszechną ignorancją wyborców, którzy nie mają pojęcia, jakie kompetencje mają radni, co można od nich oczekiwać i za co ich rozliczać. Komentując tekst zamieszczony w „Rzeczach Wspólnych”, pozostaje żałować, że PiS dysponujący setkami milionów z pieniędzy podatników, nie wykorzystał kampanii samorządowej do edukacji społecznej, do pokazania Polakom, jakie są kompetencje samorządu i z czego powinni rozliczać samorządowców, może gdyby to zrobił nie przegrałby wyborów samorządowych w dużych miastach.

 

W samorządzie terytorialnym nie ma wymiany ''elit''. Władze samorządowe (żerując na ignorancji wyborców) kreują swój pozytywny wizerunek, jako sukcesy ukazują niepotrzebne wydatki, ukrywając koszty i zaniedbania. Brak mediów lokalnych sprawia, że nie ma komu opisać patologii władzy samorządowej. Komentując tekst, muszę stwierdzić, że szkoda, że PiS setki milionów złotych, jakie ma (z kieszeni podatników na funkcjonowanie swojej partii) nie wydał na stworzenie mediów lokalnych i struktur w terenie (choć jest to zrozumiałe, bo takie media i struktury wygenerowałyby lokalne patriotyczne elity, które byłyby zagrożeniem dla interesów ekonomicznych obecnych działaczy PiS, którzy gotowi są przegrać wybory i zachować swoje stołki samorządowe, tylko by nie dopuścić do powstania dla siebie konkurencji w środowisku patriotycznym).

 

Dzięki małej frekwencji (za którą odpowiadają partie polityczne robiące wszystko by nie budować swojej lokalnej struktury) w wielu miejscach naszego kraju włodarze miasta w wyborach mają zapewnioną reelekcje dzięki zapewnieniu pracy w samorządzie swoim wyborcom (za co głosują na nich pracownicy i rodziny pracowników). Kontroli nad procesem wyborczym sprzyjało to, że „w komisjach wyborczych zasiadały osoby wskazane przez wójta, burmistrza, prezydenta”.

 

Patologie lokalnej polityki wynikają też z tego, że „w przeciwieństwie do rządowej administracji centralnej, jak i terenowej, gdzie funkcjonuje korpus służby cywilnej, a urzędnicy nie mogą czynnie angażować się politycznie, przede wszystkim pełnić mandatów radnych, w samorządzie jest to” powszechna praktyka.

 

Patologiom na poziomie lokalnym sprzyja też to, że włodarze miast pracują w zarządach spółek komunalnych. Zresztą polityka samorządowców związana z mieniem komunalnym może szokować — jak przypomina autor tekstu, Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej dostawca ciepła do 400.000 mieszkań w Gdańsku została przez samorządowców sprzedana komunalnej spółce z Niemiec należącej do miasta Lipsk za 184.000.000 złotych (w ciągu ośmiu lat przyniosła Niemcom zyski w wysokości 365.000.000 złotych).

 

W ramach korzystania ze środków Unii Europejskiej samorządy skupiają się na inwestycjach atrakcyjnych wizualnie”, a nie inwestycjach potrzebnych mieszkańcom do zapewnienia ich potrzeb egzystencjalnych. Z takich inwestycji najczęstszej korzyści ma prywatny kapitał, a nie mieszkańcy (którzy zamiast akwaparków potrzebują kanalizacji, wodociągów, dróg, termomodernizacji, zapewnienia dostaw energii). Inwestycje ze środków Unii Europejskiej to „w dużej mierze obciążenie dla budżetów wynikające z wkładu własnego i późniejszych kosztów utrzymania” oraz spłacania odsetek od kredytów zaciągniętych na realizacje niepotrzebnych inwestycji.

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną