Niemcy są jacyś dziwni i nie widać szans na ozdrowienie

0
0
0
/ pxHere.com

Niemcy są jacyś dziwni i nie widać szans na ozdrowienie. Pojawili się w pobliżu lackich gródków plemiennych i nazwano ich „niemy” w starym zapisie, czyli „obcy”. I tak już zostało do dzisiaj. I tak się pchali na wschód, aż zaproponowali nam z pozycji siły w 1939 r. bycie niewolnikami. Ale po kolei.

Niemców cechuje jakiś dziwny sposób przekształcenia bytów, w swoje zaprzeczenie. Ideę męskiego zakonu rycerskiego przekształcili w jakąś bandę rozbójników, żądnych podboju i mordów. Raz nie udało się w Siedmiogrodzie, to udało się w Prusach.

Jak nawracali na chrześcijaństwo swoich sąsiadów to kończyło się eksterminacją lub wynarodowieniem (Prusowie, Wieleci, Obodrzycy).

Jak zaczęli zajmować się demonologią, to zobaczyli diabła w każdej kobiecie, czyniąc polowanie na niewiasty z niższych klas społecznych i wysyłanie je na stos. Proceder ten zaczęli jako katolicy, a kontynuowali jako heretycy. Ilości egzekucji w Cesarstwie daje 85% wszystkich egzekucji w Europie.

Jak zaczęli zbierać odpusty to doprowadzili całość do jakieś horrendalnej operacji finansowej (a nie duchowej), gdzie słudzy w liberii bankierskiej rodziny Fuggerów pilnowali wielkich skrzyć, a same grupy odpustowe odwiedzały kolejne miasta przy biciu bębnów i piszczeniu piszczałek, co można nazwać proto-marketingiem.

Jak Niemcy wymyślili herezję, to w wersji „niemieckiej”, która stała się ich religią narodową. A przyjęli ją tak radośnie przyjęli, jakby nigdy nie byli katolikami, na dodatek pozbawionymi katechezy. Jakby nie potrafili na poziomie wiary obronić się przed krzykiem i wulgaryzmami założyciela tejże herezji. Z wielką zaciętością demolowali katolickie świątynie i klasztory, które w pokoleniach wcześniejszym tak wspaniale ozdabiali. Niszczą całą kulturę i cywilizację oraz spójny system społeczno-polityczny, będący wzorem dla europejskiego christianitas. Samego założyciela „herezji niemieckiej” Marcina Lutra nazwali w XIX wieku Erster Führer (pierwszym wodzem).

Wiek później (XVII w.) w wojnie religijnie mordują się bez pardonu, ku chwale swojej konfesji, by zapaść na dwa wieki w konfesyjnych okopach.

Na przełomie wieków XVIII/XIX wieku piękną miłość do ojczyzny zamieniają w podejrzany ruch Volkizm (lud rozumiany politycznie i ideologicznie), z neopogańską mistyką „krwi i ziemi” (Blut und Boden), okraszony romantyzmem, panteizmem, irracjonalizmem oraz rasizmem. Z tym ruchem wiązać trzeba kolejną postać iście niemiecką, czyli filozofa Hegla. Przekształca on protestancką tezę o predestynacji w doktrynę o istnieniu narodów predestynowanych Volksgeist – „duch narodu”. Pomógł mu prawie rówieśnik, filozof Fichtego stwarzając jak demiurg w duszy niemieckiej nowe pojęcie Urvolk – „pranaród”. Niemcy nawet filozofią zepsuli dopisując do niej przymiotnik „niemiecka”, której skutki duchowe może są gorsze niż same obozy koncentracyjne. W każdym razie była ona owocem niemieckiego, niedzielnego mędrkowania po wysłuchaniu kantat Jana Sebastiana Bacha. Nawet masoneria była u nich różna, bo taka „pruska” z ducha. Sam heglizm dzięki swoim anty tomistycznym założeniom (teza, anty teza, synteza) stał się punkiem odniesienia dla pruskiej prawicy, jak i lewicy po dzień dzisiejszy.

W XIX i XX wieku heretycki lud w miastach przejmuje marksizm jako swoje nowe wyznanie, czy to w wersji ortodoksyjnej (komuniści), reformowanej (socjaliści), czy narodowej (narodowi socjaliści). Hegel by powiedział: wspaniały Volksgeist.

W XIX wieku Niemcy jednoczą się, choć wzajemne dialekty uniemożliwiają komunikację, a Kościół katolicki zabrania małżeństw miedzy konfesyjnych. Liberalni heretycy zaczęli walkę z katolicyzmem (eufemistycznie nazwana walką o kulturę „Kulturkampf”), czyli niwelowaniem różnic, wewnątrz nowo utworzonego cesarstwa. Koczy się o porażką strony protestancko-masońskiej, ale zwolna, zmienia, słabnie narracja anty-luterańska w Kościele Katolickim w Niemczech. Wiec jednak pewien kompromis uzyskano, który zakwitnie w pełni wiek później. W niemieckim ekumenizmie, który prawie wywróci Rzym. Nawet „niemieccy” biskupi dają Ciało Pańskie (jeśli jest w ogóle konsekracja) grzeszącym cudzołożnikom katolikom, jak i heretykom. Słowo „niemiecki biskup” zaczyna funkcjonować jako synonim czegoś odrażającego, nie ortodoksyjnego.

Po zjednoczeniu w 1871 r. dostają obsesji pragnienia wielkości wiec zapragnęli kolonii oraz wielkiej floty. W jednej z kolonii Namibii poeksperymentowali w masowym ludobójstwie z głodu, by go udoskonalić 2 pokolenia później wobec jeńców sowieckich. Pohańbili tym misję cywilizacyjną Europejczyków, to, co ich anglo-sascy kuzyni nazwali „brzemieniem białego człowieka. Swoje marzenia o wielkości nazwali „Die Welt Politick” (polityka światowa). Skończyło się, tym, że perfidny Albion zacisnął im geopolityczną pętlę na szyi i pozbył się konkurenta na zawsze.

Później po I wojnie upokorzony pewien zdemobilizowany, idealistycznie irracjonalny na sposób heglosko-niemiecki, kapral opisując swoje życie jako walkę (znowu Kampf). Rozpętując wojną czyniąc z ideologii narodowej i socjalistycznej morderczą inżynierię społeczną z wysiedlenia mi, przesiedleniami i eksterminacją w obozach koncentracyjnych, choć nie był to ich własny wynalazek.

Z tych swoich pomysłów zostali otrzeźwieni na wiosnę 1945 r. ale bynajmniej nie zaprzestali „walki”, o swoje nowe „der Kampf”. Z wielką pasją zabrali się w odbudowę własnego kraju stając się szybko wzorowymi materialistami korzystającego z niemieckiego dobrobytu. Ideologicznie zaś przy pomocy Żydów, których po 1933 r. wygnali, zostali bojowcami demokratyzacji, i znowu czyniąc z niej karykaturę, bo z nowym-starym przymiotnikiem „totalna”. I jak taran niszczą wszystko, co sprzeciwia się totalnej destrukcji tradycyjnego społeczeństwa. Ideowych Hitlerjugend, zastąpiły bandy „antify” bynajmniej nie takiej kulturalnej jak w Polsce, ale po marksistowsku zaangażowanej. I tu zatrzymamy się przy innym filozofie, który krytykując Hegla, dużo się od niego nauczył, stwarzając – jak praski rabin – Golema, mordującego i niszczącego. Oczywiście chodzi – jak się szczycą Niemcy – o „niemieckiego” filozofa Karola Marksa i jego marksizm w różnych konfiguracjach i szkołach interpretacyjnych.

Podsumowujmy niemieckie „izmy”. Luteranizm, heglizm, imperializm, militaryzm, kolonializm, liberalizm, nazizm, materializm, konsumpcjonizm, ekumenizm, demokratyzm, marksizm, europeizm … i może coś jeszcze, o czym zapomniałem.

Puentując zauważam, że cokolwiek Niemcy zawsze pouczają innych, często nas Polaków, bo jesteśmy najbliżej, ze tak się wyrażę „pod ręką”. Pamiętamy słynną scenę, w „Krzyżakach”, gdzie Jagienka ratuje Zbyszka prawem zwyczajowym, zarzucając skazanemu chustę na głowę. Komentarz Niemca-katolika, rycerza zakonnego brzmiał: „Pogański kraj. Pogańskie obyczaje”. A przecież polska panna zastosowała suwerennie i legalnie swoje prawo.

Pycha zaciemnia im umysł i błądzą, rozbijając wszystko wokoło. I tak dalej się męczymy z „niemymi” jak od ponad 1000 lat. Teraz bojowcy niemieckiego homoseksualizmu czy tras-homo, przemierzają jak chłopcy z Wermachtu, jak przyszli zdobywcy nasze polskie miasta w paradach sodomickich. Czyli Niemcy są jacyś „dziwni”, nieprawdaż? A wynika z tego, że są nienormalni, gdyż klasyczne pojęcie prawdy: „zgodność rzeczywistości, ze stanem umysłu” jest im obce. I stąd wszystkie problemy.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną