Kukiz przyrównuje odstrzał dzików do nazistowskich zbrodni. Przypominamy muzykowi co Niemcy i Ukraińcy robili Polakom

0
0
0
fot. wikimedia.org
fot. wikimedia.org /

Na Facebooku znany z wygadywania bredni o zaletach jednomandatowych okręgów wyborczych i rzekomych zbrodniach żołnierzy wyklętych Paweł Kukiz, kolejny raz dał wyraz swojemu kosmicznemu brakowi elementarnej wiedzy historycznej. Na swoim oficjalnym profilu facebookowym muzyk z Wiejskiej w dyskusji o ostrzale dzików napisał, że „oczywiście, ze populację dzików należy regulować, bo na tym polega gospodarka leśna. Ale strzelanie do ciężarnych zwierząt to najwyższa forma bandytki i przekroczenie absolutnie wszelkich granic etyki. W Kodeksie Etyki Łowieckiej to wręcz zbrodnia. Jeśli tę granicę się przekroczy to już tylko włos od mentalności hitlerowców i Bandery”.

Warto więc panu posłowi Kukizowi przypomnieć co naziści niemieccy i ukraińscy robili z Polakami i jak niestosowne są jego opinie.

 

W opublikowanym na łamach portalu Prawy pl artykule Zbrodnicze eksperymenty medyczne nazistów, na podstawie wydanej przez Wydawnictwo Replika książki Vivien Spitza „Doktorzy z piekła rodem. Przerażające świadectwo nazistowskich eksperymentów na ludziach” przypominałem o zbrodniczych eksperymentów medycznych Niemców na więźniach obozów koncentracyjnych, w tym i na Polakach.

 

Niemcy podawali więźniów działaniu niskich ciśnień, by zbadać jakie zagrożenia czyhają na niemieckich lotników. Więźniów zamykano w komorach niskich ciśnień bez tlenu. Ofiary umierały w cierpieniach, ci, którym udało się przeżyć, mieli kłopoty ze zdrowiem do końca życia.

 

W KL Dachau niemieccy naukowcy na zlecenie niemieckich sił powietrznych przeprowadzali eksperymenty mające na celu przywracanie normalnej aktywności organizmu ludzi poddanych ekstremalnemu wychłodzeniu, i ustaleniu, po jakim czasie człowiek umiera z wychłodzenia. Niemcy więźniów schładzali więźniów wodą lub zimnym powietrzem. Z kilkuset osób poddanych takim eksperymentom zmarło kilkadziesiąt.

 

Zamarzniętych więźniów ogrzewano lampami, ciepłymi kąpielami, lub ciałami więźniarek. Druga metoda okazała się skuteczniejsza (ale tylko wtedy gdy jedną ofiarę eksperymentu ogrzewała jedna więźniarka).

 

W obozie koncentracyjnym Dachau było więzionych ponad 1000 kapłanów katolickich, głównie z Polski. Niemcy w czasie swoich eksperymentów zabili ponad 300 katolickich księży. Ci, którzy przeżyli, borykali się do końca życia z problemem zdrowotnymi. Normą w niemieckich obozach było głodzenie więźniów i zmuszanie ich do niewolniczej pracy. Ci sami więźniowie byli poddawani kilku różnym eksperymentom. Eksperymentom towarzyszył ogromny ból.

 

Ponad 1200 więźniów Dachau, głównie księży katolickich, od lutego 1942 roku do kwietnia 1945 roku, Niemcy specjalnie zarazili malarią, albo wstrzykując zarażoną krew, albo zamykając więźniów w pomieszczeniach z zarażonymi komarami. Spośród poddanych eksperymentom zmarło 430.

 

Młode polskie więźniarki polityczne z Ravensbruck poddawane były eksperymentom polegającym na łamaniu, rozłupywaniu, wycinaniu, i transplantacji kości, mięśni i nerwów. Zdrowym więźniarkom usuwano kości, mięśnie i nerwy, lub amputowano kończyny. Ofiary poddawane były kilku różnym okaleczeniom. Okaleczane ofiary zabijano. Rany na kończynach „rozmyślnie zakażano” i nie leczono, by zbadać jak rozwijają się zakażenia.

 

By skuteczniej leczyć oparzenia od gazów bojowych Niemcy, w listopadzie 1942 w obozie Natzweiler, poddawali 200 więźniów działaniu gazu bojowego w postaci lotnej, lub skroplonej – doustnie i w zastrzykach. Zmarło 50 ofiar eksperymentów, reszta była trwale okaleczona.

 

W Ravensbruck kilkudziesięciu więźniarkom z Polski sztucznie wywołano gangrenę poprzez zadanie ran na długości 10 centymetrów, zakażeniu ran bakteriami, zanieczyszczeniu ich wiórami i kawałkami szkła. Ofiary cierpiały ogromny ból, były trwale okaleczone, nie dostawały leków ani preparatów przeciwbólowych.

 

Na zlecenie niemieckiego lotnictwa wojskowego i marynarki wojennej w Dachau przeprowadzano eksperymenty, które miały zbadać jak długo da się przeżyć, pijąc wodę morską i jakie będzie miało to skutki dla organizmu. Najmłodsza ofiara miała 16 lat. Więźniowie poddawani eksperymentom odczuwali ogromny ból i popadali w szaleństwo.

 

W obozach Natzweiler i Sachsenhausen na zlecenie niemieckich sił powietrznych zarażano więźniów żółtaczka, by ustalić przyczyny i przebieg choroby.

 

Sterylizacjom poddawano więźniów w Auschwitz, Ravensbruck, i w innych obozach. Celem było uzyskanie bezpłodnej niewolniczej siły roboczej. Sterylizowano, używając promieniowania, farmakologi i poprzez okaleczenia więźniów.

 

W obozach Buchenwald i Natzweiler, by zbadać skuteczność szczepionek zadawano więźniom rany lub poprzez wstrzykiwanie zakażonej krwi, infekowano więźniów Tyfusu.

 

W Buchenwald, by ustalić szybkość działania trucizny Niemcy podawali ja w jedzeniu więźniom. By ustali skuteczność substancji leczniczych więźniów poddawano poparzeniom. Skutkiem był ogromny ból i trwałe uszkodzenia. W Dachau i Auschwitz, by wypróbować skuteczność leków zadawano więźniom rany i wywoływano zakażenia. By uzyskać szkielety do lekcji anatomii, zabijano wyselekcjonowanych więźniów.

 

W nazistowskich Niemczech i na terenach Polski przez Niemców okupowanych powszechna była przymusowa eutanazja. Zabijano upośledzone dzieci i dorosłych, psychicznie i fizycznie chorych, więźniów obozów, starych i chorych pensjonariuszy domów opieki i szpitali. Prawdopodobna ilość zabitych sięgnęła 275 tysięcy ofiar.

 

Innym przykładem niemieckich nazistowskich zbrodni na Polakach była zbrodnią jaką opisałem na portalu Prawy pl w artykule „Rzeź Woli. Tylko jednego dnia Niemcy wymordowali prawie 50.000 cywili w Warszawie. Dziś właściwie się o tych ofiarach nie pamięta”, który powstał na podstawie wydanej przez wydawnictwo Demart książki Piotra Gursztyna „Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona”.

 

Szacuje się, że tylko 5 sierpnia Niemcy zamordowali 45.500 polskich cywilów, 6 sierpnia 10.000, 7 sierpnia 3.800. W sumie Niemcy wymordowali 65.000 Polaków – mężczyzn, kobiet i dzieci. Polacy byli rozstrzeliwani albo wysadzani granatami — gdy Polacy byli zgromadzeni w piwnicach służących za schrony, Niemcy wrzucali do pomieszczenia granat, i wysadzali cywilów. Po pacyfikacji dziesiątki tysięcy zwłok pomordowanych Niemcy spali na gigantycznych stosach – po wyjściu Niemców z Warszawy zabezpieczono 12 ton popiołów pomordowanych i spalonych Polaków.

 

Rzeź Woli dokonana została na podstawie ustnego polecenia Adolfa Hitlera, który w odwecie za Powstanie Warszawskie nakazał wymordowanie wszystkich Polaków i zniszczenie całego miasta. Podobnie brzmiały rozkazy i innych dowódców niemieckich (przezornie Niemcy nie wydawali rozkazów ludobójstwa na papierze). Ludobójstwo dokonane na Woli nie było jakimś ekscesem, tylko zaplanowanym i metodycznym działaniem, którego celem była eksterminacja narodu polskiego.

 

Była to największa masakra ludności cywilnej dokonana jednorazowo w jednym miejscu w czasie II wojny światowej. Według relacji Niemcy znajdowali przyjemność w mordowaniu Polaków. Cześć Polek została zgwałcona i zamordowana. Jedną z perwersyjnych przyjemności Niemców było delektowanie się cierpieniem rodzin ofiar, najpierw brutalnie mordowano dziecko, by matka widziała cierpienia umierającego masakrowanego dziecka, a potem matkę – dzieci żywcem wrzucano do płonących domów. Mordowano matki na oczach dzieci, by po tym, jak dzieci widziały śmierć matki je zabić.

 

Zbrodni na Woli dokonali głównie Niemcy, niemieccy żołnierze, niemieccy policjanci i niemieccy żandarmi sprowadzeni z terenów ziem zachodnich – zbyt starzy Niemcy by wysłano ich na front. Wspierali ich odziały Niemców i innych nacji z SS (w tym pułk specjalny SS „Dirlewanger”, Brygada Szturmowa SS RONA — Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej złożonej z Rosjan i Białorusinów, oraz dwa bataliony azerbejdżańskie złożone z jeńców z Armii Czerwonej).

 

Niemcy na Woli zabili prawie 70.000 Polskich cywilów, zniszczyli 81% budynków. Prócz mordowania, niszczenia mienia, Niemcy dokonywali rabunków, zrabowane rzeczy przesyłali swoim rodzinom w Niemczech. Ludobójstwo na Woli dokonane było nie na biorących udział w Powstaniu Warszawskim, a na cywilach niebiorących udział w walkach. Nie na terenie objętym walkami, ale na terenie, który cały czas był pod kontrolą Niemców. Ofiary były całkowicie zaskoczone nagłym ludobójstwem dokonanym przez Niemców.

 

Zbrodnie nazistów ukraińskich na Polakach opisałem w jednym ze swoich kilkudziesięciu artykułów na temat zagłady Polaków na Wołyniu. W opublikowanym na łamach portalu Prawy pl tekście „Leon Popek przypomina fakty dotyczące ludobójstwa na Wołyniu” zacytowałem artykuł (historyka IPN specjalizującego się w tematyce tego mordu, krewnego 40 Polaków zamordowanych przez ukraińskich nazistów) Leona Popka „Pamięć o Wołyniu i Małopolsce Wschodniej”, w którym autor opisał fakty dotyczące mordu i tego, jak on jest dziś negowany przez ideowych spadkobierców ukraińskich nazistów.

 

Jak przypomina Leon Popek „w latach 1939–1947 na terenie województwa wołyńskiego zginęło ok. 60 tys. Polaków. Co najmniej drugie tyle Polaków zamordowano w województwach poleskim, lwowskim, tarnopolskim, stanisławowskim oraz w powiatach hrubieszowskim, przemyskim i tomaszowskim”. W sumie ukraińscy naziści zamordowali „120–150 tys. Polaków w ok. 4 tys. miejscowości”.

 

Liczbę ofiar i liczbę miejsc mordu możemy tylko szacować, bo „do dziś więc nie znamy dokładnej liczby ofiar OUN-UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Nie dysponujemy też spisem wszystkich miejscowości, w których ginęli ci ludzie. Chociaż upłynęło ponad siedemdziesiąt lat od tamtego ludobójstwa, w dalszym ciągu nie mamy opracowanej mapy dołów śmierci, wykazu cmentarzy, pojedynczych i zbiorowych mogił, w których leżą obywatele Państwa Polskiego”.

 

Według Leona Popka tylko na Wołyniu zamordowano „60 tys. Polaków. Z ok. 2,5 tys. polskich miejscowości większość, bo aż 1,5–1,8 tys., przestała istnieć. Wsie były palone, a owoc ciężkiej pracy wielu pokoleń Polaków – grabiony. Prowadzona w sposób zorganizowany akcja OUN-UPA miała na celu wyniszczenie polskiej ludności, a nie jej wypędzenie. Dokładna lista ofiar ukraińskich mordów już nigdy nie zostanie ustalona. Brakuje dokumentów, a na bieżąco prawie nikt – z wyjątkiem nielicznych proboszczów – nie sporządzał wykazów pomordowanych. Było wiele miejscowości, gdzie nikt nie ocalał. Nikt nie opowie o dokonanych w nich zbrodniach ani nie poda nazwisk wymordowanych tam ludzi. Ponadto minęło już wiele lat i spośród tych, którzy przeżyli koszmar tamtych dni, pozostali naprawdę nieliczni, zresztą bardzo starzy i schorowani”.

 

Leon Popek przypomina, że w czasie ludobójstwa dokonywanego przez ukraińskich nazistów „Polacy opuszczali swoje domy i uciekali do miast i miasteczek – miejsc kwaterowania posterunków wojsk węgierskich i niemieckich. Jest pewnym paradoksem, że Polacy zagrożeni przez UPA byli zmuszeni szukać schronienia u Niemców, którzy ładowali ich do wagonów i wywozili na przymusowe roboty w głąb Rzeszy; w latach 1944–1945 zaś – u Sowietów. Jeszcze inni szukali schronienia po drugiej stronie Bugu, głównie na Lubelszczyźnie. Bez odzieży, żywności, pozbawieni domów, dziesiątkowani przez tyfus i głód, z bolesną traumą po stracie domu i najbliższych, często okaleczeni fizycznie, latami tułali się po ulicach miast i domach dobrych ludzi. (To kolejny bardzo ważny temat, w ogóle nieopracowany przez historyków, socjologów, psychologów. Dotyczy on również ok. 50–60 tys. polskich dzieci)”.

 

Jak przypomina Leon Popek „tylko niespełna 3 tys. Polaków zamordowanych na tym terenie miało religijny pochówek. Większość ofiar została potraktowana jak padłe zwierzęta. Zwłoki były masowo bezczeszczone (okaleczano ciała za życia i po śmierci) i zakopywane – bardzo często już w stanie rozkładu – w miejscach mordu (Trupie Pole koło Ostrówek), na cmentarzyskach dla zwierząt (Kustycze – gdzie prawdopodobnie zakopano po rozerwaniu końmi szczątki delegata rządu polskiego, ppor. Zygmunta Rumla) lub w innych miejscach poza cmentarzami; były palone wraz z zabudowaniami, wrzucane do rzek, studni (na Kresach studnia/źródło to symbol życia, świętość). Część zwłok nigdy nie została pogrzebana czy zakopana w ziemi. Była żerem dla dzikiego ptactwa i innych zwierząt. Uniemożliwiano rodzinom, znajomym i ukraińskim sąsiadom pochowanie ciał (wręcz terroryzowano i mordowano żałobników). Naśmiewano się z bólu rodzin pomordowanych, nie pozwalając na ich opłakiwanie. Były też liczne przypadki profanacji upamiętnień i krzyży na grobach tych ofiar, które rodziny już zdążyły pochować”.

 

Zdaniem Leona Popka „na Wołyniu dotychczas upamiętniono tylko ponad 150 miejsc, a to oznacza, że pominięto ok. 1350–1650 miejscowości, w których z rąk OUN-UPA zginęli Polacy”.

 

Jak przypomina Leon Popek „w 1944 r. z Wołynia, gdzie z prawie czterystutysięcznej społeczności polskiej pozostało już tylko 2–3 tys. naszych rodaków, terror ukraińskich oddziałów przeniósł się do województw lwowskiego (zginęło tam ok. 18 tys. Polaków); stanisławowskiego (ok. 12 tys.); tarnopolskiego (ok. 23 tys.) i lubelskiego (ok. 3 tys.). Zarówno na Wołyniu, jak i Kresach Południowo-Wschodnich ogromne straty poniósł również Kościół rzymskokatolicki. Zginęło bowiem ok. 200 księży diecezjalnych, zakonników i sióstr zakonnych. Tylko w diecezji łuckiej spalono, zdewastowano i zniszczono ponad 50 kościołów i 25 kaplic. Przestało istnieć ok. 70 proc. parafii (ze 166 istniejących), w tym zniszczono wszystkie parafie wiejskie (kościoły, kaplice i plebanie)”.

 

Jak widać po kretyńskiej wypowiedzi Pawła Kukiza przyrównującej los dzików do losu ofiar nazistów, podstawowe fakty na temat cierpień narodu polskiego trzeba nieustannie przypinać.

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną