Stanisław Michalkiewicz:   Historia Polski zamknęła kolejny rozdział

0
0
0
Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz / fotoupr, CC BY 2.0, Wikimedia Commons

Umarł Jan Olszewski, co wywołało wiele komentarzy, zarówno życzliwych, jak i nieprzyjaznych. Ciekawe, że komentarze nieprzyjazne płyną ze środowisk ultra-patriotycznych – przeważnie od osób, które albo komuny nie pamiętają, albo siedzieli wtedy, jak myszy pod miotłą.

Oto jeden z takich nieprzejednanych przeciwników komuny pisze, że Jan Olszewski był częścią tamtego układu, tyle, że podstawioną w charakterze opozycjonisty. Inny z kolei komentator chłoszcze Jana Olszewskiego, że był masonem i  socjalistą. To akurat prawda – ale wydaje mi się, że Jan Olszewski był socjalistą z rodzinnej tradycji i przekonania, a nie dla koniunktury, a masonem był rzeczywiście, chociaż rytuały masońskie podobno go rozśmieszały, a sam twierdził, że ta cała masoneria była tylko przykrywką do kontynuowania działalności Klubu Krzywego Koła. Kiedy czytam te komentarze, to przypomina mi się felieton „Hamiltona” z warszawskiej „Kultury”. Pisał on o swojej ciotce, która ma taką obsesję, że nie może wziąć na kolana kota, bo zaraz musi szukać mu pcheł. Ale przecież nie pchły świadczą o kocie, tylko coś zupełnie innego.

Ksiądz Jan Twardowski w wierszu „Teraz” pisze, że „teraz się rodzi poezja religijna, co krok nawrócenia, lepiej nie mówić, kogo nastraszył buldog sumienia. Ale Ty, co świecisz w oczach, jak w Ostrej Bramie nie zapominaj, że pisząc wiersze, byłem Ci wierny w czasach Stalina”. Jan Olszewski w czasach Stalina związał się początkowo z PSL – ale wtedy oznaczało to sprzeciw wobec sowieckiej okupacji. Toteż kiedy PSL został rozgromiony przez komunę, Jan Olszewski nie ma już nic wspólnego z ZSL-em. Po skończeniu studiów prawniczych pracował najpierw w Ministerstwie Sprawiedliwości, a potem – w Instytucie Nauk Prawnych PAN. Ale znany był przede wszystkim jako adwokat – jeden z kilku odważnych adwokatów, m.in. Stanisława Szczuki, czy Andrzeja Grabińskiego, którzy podejmowali się obrony osób oskarżanych o „działalność antysocjalistyczną”, albo o jeszcze gorsze zbrodnie, jak na przykład Wojciech Ziembiński, który był oskarżony o... traktat ryski („proces piski o traktat ryski”).  Nie przypominam sobie, by jakaś akcja skierowana przeciwko PZPR odbyła się bez udziału Jana Olszewskiego. Toteż oskarżenia, że był „częścią układu” w gruncie rzeczy sprowadzają się do tego, że jawnie występował przeciwko komunie i... żył. Ciekawe, że ja też spotykam się z takimi oskarżeniami i doprawdy nie wiem, jak mógłbym udelektować moich oskarżycieli. Toteż i Jan Olszewski żył w czasach PRL, jak gdyby nigdy nic – ale po drugiej stronie barykady. W odróżnieniu od innych, którzy np. w PRL aktywizowali się w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, a po sławnej transformacji ustrojowej jednym susem wskoczyli do Zakonu Synów Przymierza, czyli Loży B`nai B`ritch, Jan Olszewski takich slalomów nie uprawiał. Dlatego sądzę, że wytykanie mu nieubłaganym palcem tego, że nie popełnił wtedy harakiri, w najlepszym razie wynika z nieznajomości realiów w PRL, a w najgorszym – z  odreagowywania jakichś kompleksów.

W życiu Jana Olszewskiego szczytem aktywności politycznej było objęcie stanowiska Prezesa Rady Ministrów 6 grudnia 1991 roku. Ten rząd długo nie potrwał, bo 4 czerwca 1992 roku został obalony w następstwie „nocnej zmiany”, to jest – narady osobistości zaniepokojonych możliwością lustracji. I myślę, że w tym momencie ujawniła się pewna cecha charakteru, którą można porównać do choroby zawodowej. Jak wspomniałem – Jan Olszewski był adwokatem z powołania. A co robi adwokat? Adwokat dostarcza argumentów, które mogą być pomocne przy podjęciu decyzji – ale już przez kogoś innego. Toteż kiedy Jan Olszewski wygłaszał swoje ostatnie przemówienie w charakterze premiera rządu, było ono od strony retorycznej znakomite, ale – jak to zauważył Otto Bismarck – zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się przemówieniami, tylko „krwią i żelazem”. Toteż nadzieje, jakie z rządem premiera Olszewskiego wiązała ta część opinii publicznej, która oczekiwała dekomunizacji Polski, okazały się nieporozumieniem.  Trudno powiedzieć, jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby Jan Olszewski wykorzystał możliwości, jakie dawało mu jego stanowisko, do rozgromienia swoich przeciwników, podobnie, jak trudno powiedzieć jaki był tak naprawdę zakres tych możliwości. Nawet znacznie później mogliśmy się bowiem wielokrotnie przekonać, że władza niektórych dygnitarzy nie przekracza progu ich gabinetów, bo  pomieszczenia sekretarek, nie mówiąc już o korytarzach ministerstw, są już eksterytorialne. Możliwe, że Jan Olszewski wiedział o tym lepiej, niż ktokolwiek inny i że ta okoliczność powstrzymała go przed podjęciem stanowczych kroków w obronie swego rządu. Ale po tym upadku już się nie podniósł, bo założony przez niego Ruch Odbudowy Polski nie zyskał uznania nie tylko opinii publicznej, ale i „Solidarności”. O ile bowiem jeszcze po upadku jego rządu, Jan Olszewski był owacyjnie witany na zjeździe „Solidarności”, o tyle kilka lat później jego przedstawiciel nie został nawet na kolejny zjazd tego związku wpuszczony. Ale Akcja Wyborcza „Solidarność”, która w roku 1997 wygrała wybory i wraz z Unią Wolności utworzyła rząd z „charyzmatycznym” Jerzym Buzkiem na czele i z Leszkiem Balcerowiczem jako wicepremierem i ministrem finansów, w roku 2001 już przestała istnieć. Jan Olszewski bywał jeszcze posłem – ostatni raz z listy Ligi Polskich Rodzin – ale wtedy funkcjonował jako poseł niezależny.

Z politycznego niebytu wydobył go prezydent Lech Kaczyński, czyniąc go swoim doradcą i powierzając mu w 2007 roku stanowisko szefa komisji weryfikacyjnej rozwiązanych rok wcześniej Wojskowych Służb Informacyjnych. Trybunał Konstytucyjny uznał, że publikacja „Aneksu” do Raportu o rozwiązaniu WSI, co przewidywała stosowna ustawa, byłoby sprzeczne z konstytucją. W rezultacie prezydent Lech Kaczyński w roku poprzedzającym rok wyborów prezydenckich, został jedynym „właścicielem” wiadomości tam zawartych i ujawnił, ze te wiadomości zna, a jak będzie trzeba – zrobi z nich użytek. Jak pamiętamy, zwrócił się do pani red. Moniki Olejnik jej pseudonimem operacyjnym „Stokrotka”. Pani redaktor, nie spodziewająca się takiego noża, podobno dostała spazmów, więc następnego dnia, gwoli zatarcia niemiłego wrażenia, posłał jej bukiet kwiatów – ale kto miał się dowiedzieć, że nie jest bezpiecznie – ten się dowiedział. Czy można z tym faktem wiązać katastrofę smoleńską – tego nie wiem, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby taki związek został kiedyś odkryty.

Jeśli chodzi o mnie, to znałem Jana Olszewskiego osobiście, ale raczej przy okazjach towarzyskich, a konkretnie – podczas wieczorów u Janusza Szpotańskiego, które ich uczestnikom dostarczały wiele radości. Przy takich okazjach Jan Olszewski był niezwykle czarującym człowiekiem i takim właśnie chciałbym go zapamiętać. Jego śmierć zamyka pewien okres w historii Polski, w którym również mnie było dane żyć. Niech spoczywa w pokoju.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną