Wrogi narodowcom ekspert przestrzega przed 447

0
0
0
Donald Trump, Andrzej Duda, konferencja prasowa
Donald Trump, Andrzej Duda, konferencja prasowa / Youtube/CNBC

Na publikującym ekspertyzy portalu „Nowa Konfederacja" (który nie ma nic wspólnego z komitetem wyborczym Konfederacja, i powstał kilka lat temu w środowiskach ekspertów kojarzonych z PiS, choć otwartych na wymianę myśli z przeciwnikami PiS) ukazał się artykuł „Gra w cztery-cztery-siedem" autorstwa Witolda Sokała (doktora nauk politycznych, autora wielu publikacji naukowych, wicedyrektora Instytutu Polityki Międzynarodowej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, byłego współpracownika Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, byłego członka Polar Task Force zespołu doradczego przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych, członka Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych). Tekst ważny bo pisany przez osobę wrogą środowiskom narodowym i prawicowym, które jako zrobiły raban wokół 447. 

Zdaniem autora tekstu na „Nowej Konfederacji" „eksperci rządu izraelskiego oszacowali niegdyś, że wartość mienia pożydowskiego, które jako bezspadkowe zostało przejęte po II wojnie światowej przez władze PRL, to około 30 miliardów dolarów. World Jewish Restitution Organization sugeruje, że skala roszczeń sięga nawet 300 miliardów. To kwota absurdalna, ale stanowiąca zapewne punkt wyjścia do negocjacji. W latach 90. XX wieku od banków szwajcarskich organizacje żydowskie żądały około 2 miliardów USD tytułem odzyskania depozytów ofiar Holokaustu, a uzyskały nieco ponad połowę tego".

 

Zdaniem eksperta „absurdalne są również, na pozór, same roszczenia. Przejmowanie przez państwo (lub samorząd) mienia bezspadkowego po swoich obywatelach to normalna praktyka, sankcjonowana przez prawo cywilne bodaj wszystkich cywilizowanych krajów. Niewyobrażalne, przynajmniej z formalnego punktu widzenia, jest różnicowanie reguł zależnie od narodowości tych obywateli. Pomysł szczególnego uprzywilejowania w tym względzie akurat narodu żydowskiego, i przyznanie prawa do spadku organizacjom odwołującym się do etnosu lub religii, jest nie do obrony w żadnym postępowaniu sądowym. Ale nie jest przecież przypadkiem, że organizacje w rodzaju WJRO nie idą „po swoje" do sądów. Zwracają się do światowej opinii publicznej i do zależnych od jej emocji polityków, licząc, że ci, kierowani oczywistym interesem wyborczym, załatwią sprawę metodami pozaprawnymi".
 

W opinii eksperta „tak zwana „ustawa 447" (Justice for Uncompensated Survivors Today, JUST Act) zobowiązuje administrację wyłącznie do raportowania parlamentowi stanu realizacji żydowskich roszczeń w kilkudziesięciu krajach, w tym w Polsce. Dotyczy to zarówno wspomnianego mienia bezspadkowego (które miałoby posłużyć do wsparcia materialnego „znajdujących się w potrzebie ofiar Holokaustu i zapewnienia ciągłej edukacji o Holokauście, jego przyczynach i konsekwencjach"), jak i roszczeń rzeczywistych spadkobierców (słabością Polski jest w tym kontekście brak kompleksowego załatwienia sprawy reprywatyzacji). Teoretycznie owo „raportowanie" niczym nam więc nie grozi. Ale stwierdzenie to odnosi się jedynie do formalnoprawnej strony zagadnienia".
 

Ekspert uważa, że „jest rzeczą oczywistą, że krytyczny wobec danego kraju raport, ujawniony w Kongresie Stanów Zjednoczonych, będzie silnym narzędziem do pozaformalnych nacisków. W pierwszej kolejności do nacisku społeczności żydowskiej na rząd USA, a w drugiej prawdopodobnie do nacisku tegoż rządu na państwo-ofiarę".
 

Zdaniem eksperta „oczywiście można wyobrazić sobie sytuację, w której Waszyngton opiera się presji organizacji żydowskich i nie podejmuje faktycznych działań w ich interesie. Trudno jednak na takim optymizmie budować realną strategię. Mamy bowiem do czynienia z solidarnym działaniem bardzo dobrze zorganizowanej, wpływowej i bogatej diaspory żydowskiej oraz rządu państwa Izrael i jego wyspecjalizowanych instytucji; układ ten niejednokrotnie udowodnił swą skuteczność lobbingową. Dodatkowym jego atutem jest interes administracji Trumpa w zapewnieniu sobie nie tylko życzliwości amerykańskich Żydów w okresie wyborczym, ale też pełnej kooperacji izraelskiego wojska i (przede wszystkim!) służb specjalnych w obliczu możliwej konfrontacji z Iranem. Ponieważ nie mamy globalnego wywiadu wspierającego CIA, polska mniejszość w USA nie trzęsie Hollywood, imperiami medialnymi ani Wall Street, a Pentagon nie szykuje akurat wojny o białoruskie kartofle – to z punktu widzenia Waszyngtonu wybór pomiędzy interesem izraelskim a polskim jest prosty. I niekorzystny dla nas. Kto twierdzi inaczej, powinien albo wrócić do podstaw nauki o polityce, albo przynajmniej wyleczyć się ze skłonności do myślenia życzeniowego".

 

Według eksperta „to oznacza, że musimy być gotowi na skonfrontowanie się nie tylko z żydowskimi, ale przede wszystkim amerykańskimi (nieformalnymi, rzecz jasna – co nie znaczy, że delikatnymi) naciskami na przynajmniej częściowe zaspokojenie wspomnianych roszczeń finansowych".

 

Jak przypomina ekspert „tego rodzaju naciski ze strony przeróżnych lobby, nie tylko tego żydowskiego, a także różnych państw za nimi stających, nie są we współczesnym świecie niczym rzadkim ani dziwnym. Nikt nie jest od nich całkiem bezpieczny, ale bezpieczniejsi są ci, którzy umieją sobie z wyzwaniem radzić. Za przykład niech posłuży choćby Francja, która swego czasu też objęła w posiadanie spory pakiet mienia po wymordowanych (i to przy czynnym udziale francuskich instytucji i służb!) obywateli narodowości żydowskiej, a mimo wszystko jakoś to nie ją WJRO bierze dziś na celownik. Z prostego powodu. Wie, że V Republika ze swym systemem prawnym, bardzo dobrymi służbami i mądrą dyplomacją byłaby bardzo twardym orzechem do zgryzienia, więc szkoda marnować na nią czas i środki".

 

W swojej ekspertyzie Witold Sokała oskarżył też PiS o to, że odpowiada za negatywny wizerunek Polski tolerując w życiu politycznym nacjonalistów antysemitów. Potępiają nacjonalistów i prawice, ekspert uznał PiS za partie ignorantów.
 

Zdaniem eksperta „w ostatnich dniach to sejmowy klub K'15 rzucił ekipie PiS, być może niechcący, zupełnie sensowne koło ratunkowe – mianowicie projekt regulacji, nie tylko blokującej możliwość uznania w Polsce jakichkolwiek zewnętrznych roszczeń do mienia bezspadkowego, ale także penalizującej samo podejmowanie w tej sprawie negocjacji. Przy odpowiednio sprytnym rozegraniu, przyjęcie tej zgłoszonej spoza obozu rządowego ustawy (oczywiście przy taktycznej nieobecności części posłów PiS, wynikającej z „przyczyn losowych") mogło być zupełnie niezłym alibi, by następnie odesłać wszystkich lobbystów w diabły. Z wyrażeniem szczerego żalu wobec amerykańskich przyjaciół, że niestety, ale mimo najszczerszych chęci, polskie władze mają w tej sprawie całkowicie związane ręce".

 

Ekspert uważa, że „zaaferowany wyborami do europarlamentu PiS nie umiał (nie chciał?) koła złapać i wykorzystać szansy, i pod mało przekonującym pretekstem nie dopuścił do procedowania projektu. To oznacza, że mamy do czynienia albo z absolutnymi amatorami, albo z cynikami, którzy już podjęli decyzję, że koniec końców dogadają się z WJRO i coś zapłacą. Mniej czy raczej więcej, wszystko jedno (bo nie ze swoich kieszeni przecież). Motywacji można się domyślić: w zamian czołowi politycy będą mogli zrobić sobie nowe sweet-focie ze swymi amerykańskimi odpowiednikami. Może nawet przy okazji kolejnej obietnicy, że Fort Trump i zniesienie wiz są nad Potomakiem „poważnie rozważane". Oczywiście, ogłoszenie tej decyzji narodowi nie może nastąpić przed wyborami, ale akurat możliwie późną datę kapitulacji powinno dać się z Amerykanami łatwo wynegocjować. W końcu rząd PiS jest dla nich na tyle wygodnym klientem, że nie powinni chcieć wbić gwoździa w wieko jego trumny. A raport wynikający z ustawy 447 trafi do Kongresu, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, dopiero późną jesienią. Do tego czasu można prężyć muskuły. I na przykład (na to się wyraźnie zanosi) sugerować próby przerzucenia kosztów na Niemcy. Taktycznie, na użytek wewnętrzny, to nawet ma doraźny sens – resentyment antykrzyżacki jest wciąż w narodzie zaskakująco silny, słupki poparcia mogą wzrosnąć – ale właściwego problemu to nie rozwiąże. Jakich srogich min i póz by działacze PiS nie przybrali, to żadnych odszkodowań za wojnę już raczej z Berlina nie wyduszą, natomiast wzajemne relacje na wielu poziomach zdemolują przy tej okazji do reszty. Czyli jeszcze bardziej zdadzą kraj na amerykańską łaskę i niełaskę".

 

Według eksperta „bez zabezpieczenia natury formalnej, bezwzględnie wiążącego ręce każdemu naszemu decydentowi, nie jesteśmy w stanie wygrać starcia z sojuszem amerykańsko-izraelskim".

 

Ekspert przypomina, że „warto pamiętać, że nic nie służy tak dobrze prawdziwemu i korzystnemu sojuszowi Polski z amerykańskim mocarstwem (a szczerze takowemu wariantowi kibicuję), jak alternatywa. Czyli możliwość negocjowania warunków kooperacji, wsparta wiarygodną groźbą wykonania zwrotu w stronę innych, konkurencyjnych ośrodków. Bez tego jest się skazanym na układ kolonialno-kliencki, z wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami".

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną