Rankingi, które mają się nijak do rzeczywistości

0
0
0
Dr Bogusław Rogalski
Dr Bogusław Rogalski / portal L24.lt

W mediach w krajach unijnych od czasu do czasu pojawiają się dziwne rankingi europarlamentarne. Zwłaszcza na jeden z nich lubią powoływać się dziennikarze. Chodzi o prywatny, bo jednoosobowy, a w dodatku lewicowy, żeby nie powiedzieć lewacki, popierający separatyzm kataloński portal MEP Ranking, który ukazuje fałszywy obraz pracy europosłów. Tendencyjnie wykazuje ilość, a nie jakość pracy parlamentarzystów, za co niedawno znalazł się w ogniu krytyki Parlamentu Europejskiego. A na ten właśnie mało wiarygodny portal powołują się także niektóre media na Litwie.

Manipulacja to cel, który uświęca środki

Manipulacja to cecha charakterystyczna dla wielu sondaży i rankingów, które są wykorzystywane do bieżącej gry politycznej. Bo jak mawiał pewien właściciel ośrodka badania opinii publicznej w Polsce, którego nazwisko z litości tu pominę, „nieważne co myślą ludzie, ważne kto robi sondaż”. Ta cyniczna zasada jest niestety bardzo często stosowana i powielana. I żeby udowodnić z góry postawioną tezę, twórcy sondaży czy wszelakich rankingów nader często sami tworzą karkołomne i zmyślne algorytmy i wyliczenia. A wszystko po to, aby wszystko się zgadzało dla tego, kto zamawia i płaci za badanie. A prawda? Cóż, jeśli fakty się z nią nie zgadzają, to tym gorzej dla prawdy. To nieuczciwe założenie stało się wręcz metodą badawczą, która służy do sterowania opinią publiczną i jest jak kij, którym można uderzyć konkretnego polityka, partię, światopogląd, całą opcję polityczną czy jakąś firmę. Wszystko zależy od tego kto jest celem misternej akcji i jaki cel chce się osiągnąć. Bo pieniądze nie śmierdzą, jak mówi rzymska maksyma, a wyzbyci resztek przyzwoitości twórcy sondaży czy rankingów „drukują” tabele i wyniki pod konkretne zamówienie, płacisz więc masz. Dzisiejszy świat przepływu informacji to totalna zgnilizna hołdująca makiawelistycznej zasadzie „cel uświęca środki”. A wszystko po to, by wpływać na decyzje nieświadomych ludzi, wyborców czy klientów, jak kto woli. Tylko ci, którzy są świadomi tych procesów i przetwarzają docierające do nich informacje są w stanie oprzeć się wycelowanej w nich manipulacji. Tylko że, ile osób w tym pędzącym jak pendolino świecie ma na to czas? Stąd z tak wielką łatwością ludzie dają się nabierać i są podatni na wszelkie sugestie zapakowane w „piękne” pudełeczko pseudoinformacji.

Rzekomo obiektywne informacje

Na propagandowym froncie informacjji bez zmian, chciałoby się powiedzieć. Przy każdych wyborach, teraz europarlamentarnych, pojawiają się ostre oceny i podsumowania. W tym celu wykorzystywane są rzekomo obiektywne informacje z rzekomo obiektywnych rankingów. Celują w tym zwłaszcza dziennikarze lewicowo-liberalnych mediów, którzy wręcz wyspecjalizowali się w „kąsaniu” i uderzaniu w autorytet tych polityków i partii, które reprezentują pozytywne wartości, takie jak patriotyzm czy wartości chrześcijańskie. Osobiście uznaję takie zachowania za wielce haniebne, bo efektem tych działań, mniej lub bardziej świadomych, jest niszczenie fundamentów wspólnotowości. Tym razem, tak jak i przed pięcioma laty, niektóre media wykorzystują do tego celu mało obiektywny, skrytykowany nawet przez Komisję Budżetową Parlamentu Europejskiego ranking, który ma się nijak do rzeczywistego znaczenia i pozycji, jaką mają europosłowie w parlamencie.

Algorytm z sufitu. Najwięcej punktów za tweetowanie :)

Zaniepokojenie posłów w Parlamencie Europejskim, zwłaszcza zasiadających w Komisji Budżetowej, o czym szeroko pisała opiniotwórcza unijna gazeta „Politico”, wywołały dwa prywatne portale zajmujące się rankingowaniem pracy europosłów. Mowa o VoteWatch Europe i MEP Ranking, zwłaszcza na ten ostatni lubią powoływać się media, które zamiast prawdziwej i realnej pracy europosłów, przedstawiają czysto techniczne rankingi, będące wynikiem zwykłego, matematycznego zliczania ilości głosowań, poprawek, wystąpień i projektów rezolucji oraz ilości napisanych przez telefon tweetów (sic!). Tak tak, to nie żart, najbardziej punktowana jest w tych dziwnych rankingach wirtualna aktywność posłów na tweeterze, a nie ich realna aktywność i znaczenie w parlamencie, wynikająca choćby z pełnionych przez nich funkcji. Warto nadmienić, że ponad 20 proc. europosłów nie prowadzi w ogóle tweetera, bo wychodzi słusznie z założenia, że politykę w parlamencie prowadzi się nie przez pisanie tweetów na telefonie komórkowym, a głównie poprzez merytoryczną pracę w komisjach i frakcjach parlamentarnych. Ponadto prowadzący portale zastosowali przy przeliczaniu punktacji „algorytm z sufitu”, który w ogóle nie uwzględnia jakości pracy europosłów, ich funkcji jakie zajmują, a zwykłą techniczną ilość np. złożonych poprawek.

Fałszywy obraz rzeczywistości

O tych absurdach mówili na posiedzeniu Komisji Budżetowej zwłaszcza politycy z Włoch. Jako przykład podali między innymi podany przez ranking procent głosowań w poprzedniej kadencji przewodniczącego PE, wynikało z niego, że był on obecny tylko na 3 proc. głosowań, co jest nieprawdą, ponieważ prowadzący obrady przewodniczący najczęściej nie naciska guzika, poza sytuacjami spornymi. Ale algorytm tego nie uwzględnia. I pomimo, że był on obecny na sali obrad, a nawet prowadził głosowania, to komputerowy algorytm napisany przez twórcę rankingu nie uwzględniał tego. Posłowie nie zostawili suchej nitki na portalach rankingowych, twierdząc, że wprowadzają opinię publiczną w błąd i tworzą fałszywy obraz rzeczywistości, gdyż stosują „analizę ilościową”, a nie jakościową pracy posłów. Nie pokazują w ogóle pracy we frakcjach politycznych, w okręgach i państwach, w których posłowie zostali wybrani, w intergrupach i delegacjach międzyparlamentarnych, w których zasiadają oraz nie punktują pełnionych w nich funkcji. A zatem zastosowane „kryteria ilościowe” nie ukazują realnej pracy parlamentarzystów i ich prawdziwego znaczenia wynikającego z pełnionych funkcji. Stąd na przykład biorą się oczywiste rankingowe absurdy, bo według portalu MEP Ranking, z małą ilością punktów regularnie lądują znani oraz wpływowi w swoich frakcjach w Parlamencie Europejskim i w swoich państwach politycy, którzy w przeciwieństwie do innych europosłów, politykę realnie tworzą, a nie zajmują się kolekcjonowaniem ilości przemówień na każdy możliwy temat. Liczy się jakość a nie ilość. Dla przykładu, według tegoż rankingu i algorytmu małą i prawie taką samą ilość punktów mają tacy znani i wpływowi politycy jak Jarosław Kalinowski, lider delegacji PSL w europarlamencie, Jose Salafranca, jeden z hiszpańskich liderów we frakcji EPP, zasiadajacy w PE od 25 lat, wcześniej w Komisji Europejskiej, Jean Marie Le Pen, tworzący przez ostatnie kilkadziesiąt lat francuską politykę, Brian Crowley, członek prezydium frakcji EKR, wcześniej przewodniczący frakcji UEN. To są politycy mający wysoką pozycję w swoich frakcjach w PE, pełniący ważne funkcje, ale tego techniczny ranking nie ujmuje. Prawdziwa zaś aktywność posłów wynika z oficjalnych informacji, które można znaleźć na stronie Parlamentu Europejskiego, a nie na prywatnym portalu MEP Ranking, założonym przez lewicowego działacza z Hiszpanii, któremu pomaga Julij Selianko, absolwent kijowskiej uczelni, który sam o sobie pisze tak: „Jestem czarodziejem w tłumaczeniu, pomiędzy specjalistycznymi językami technologii i polityki”. Cóż, szczerość godna wyników ich pracy. Miejmy oczy szeroko otwarte, przetwarzajmy i weryfikujmy informacje w różnych źródłach, bo podawane nam na tacy sondażowe lub rankingowe dane mają często tylko jeden cel, poprzez manipulację wpływać na nasze wybory.

Dr Bogusław Rogalski, politolog

 

Źródło: portal L24.lt

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną