UE: czeka nas starcie

0
0
0
By Claude Truong-Ngoc / Wikimedia Commons - cc-by-sa-3.0, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=33083971
By Claude Truong-Ngoc / Wikimedia Commons - cc-by-sa-3.0, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=33083971 /

Choć w maju odbyły się wybory do europarlamentu, nadal nie wiadomo jak w Brukseli ułożą się polityczne puzzle. Już jednak wiadomo, że przełomu nie było, nadal rozdawać będą karty socjaliści i liberałowie. W wielu krajach coś drgnęło, nastąpiło przesunięcie nastrojów w stronę zaakcentowania potrzeby większej suwerenności państw członkowskich, ale ten kierunek nie zdobył na tyle silnej pozycji, by dzięki liczbie mandatów decydować o kształcie przyszłej Europy. Zdziwienie wywołało zwycięstwo we Francji partii Marine Le Pen, jednak jest zbyt mizerne (22 mandaty na 74 przyznane Francji), by zniwelować w Brukseli silny wpływ francuskich zwolenników centralizacji i federalizacji plus osoby Macrona, wciąż przecież ostro walczącego o centralizację prezydenta Francji.

Nadzieją są Włosi, gdzie partie: Ligi, 5 Gwiazd i Braci Włochów zdobyły aż 47 mandatów na 73, dając sygnał Brukseli, że na Półwyspie Apenińskim chcą zmian i dmuchać w kaszę sobie nie pozwolą. Zmienił się też układ sił w Niemczech; osłabły wpływy obu partii chadeckich i socjaldemokratów z SPD, ale za to urośli w siłę Zieloni, zwani przez niektórych totalitarną lewicą.

Wedle szacunków, na 751 mandatów w Parlamencie Europejskim, tylko 209 euerodeputowanych reprezentuje partie, które nie chcą federalizacji Europy. Aż 538 opowiada się za federalizacją. Ta mniejszość nie będzie w stanie w razie czego zablokować szalonych pomysłów lewackich liberałów. Tym niemniej tych 209 na pewno uprzykrzy życie zarozumiałym eurokratom i postara się, by o tej opozycji było głośno.

Czy zwycięży kosmopolityczna wizja Stanów Zjednoczonych Europy, czy podmiotowość krajów tworzących Unię Europejską? Czy europejski koktail narodów wydrążonych z narodowej tożsamości, czy poczucie przynależności do narodowej wspólnoty, w której się wyrosło i dzieliło z nią historię i kulturę? Odpowiedź przyniesie przyszłość. To będzie zderzenie wizji Europy zupełnie odrębnych: decydujące starcie globalnej nowej lewicy o internacjonalistycznym charakterze z ludźmi, którzy interes kraju i europejską wspólnotę widzą diametralnie inaczej.

Walka zaczęła się już w listopadzie ub. r., gdy prezydent Francji Emmanuel Macron w rocznicę zakończenia I wojny światowej w obecności 70 przywódców państw i prezydenta Donalda Trumpa skrytykował nacjonalizm i stwierdził, że jest zaprzeczeniem patriotyzmu. Nie po raz pierwszy Macron publicznie sprzeciwia się prezydentowi USA, który podkreśla, że jest nacjonalistą, głośno i wyraźnie głosząc swoje motto "Ameryka pierwsza". Macron poszedł tak daleko, że przy okazji pozwolił sobie na wybryk porównania nacjonalistycznych ruchów we współczesnej Europie do sytuacji w latach 30. ub. w., a więc tuż przed Hitlerem. Dokonał wtedy po raz kolejny podziału na postępowców i populistów, i wyraźnego nadużycia w interpretacji historii.

"Demokracja bez narodu to słaby pomysł" - skwitował polityk Geoffroy Didier.

Porównaniu do lat 30. zdecydowanie sprzeciwiają się też historycy. Nicolas Offenstadt, autor prac o obu wojnach światowych i najnowszej historii Niemiec, powiedział, że różnica jest zasadnicza, przede wszystkim dlatego, że gromieni przez Macrona populiści nie mają najmniejszych zamiarów dokonywania ekspansji terytorialnej. Marine Le Pen nie zamierza najeżdżać na Polskę, ani nawet na Niemcy.

Macron, pokazał swój cel: świat bez granic, Usiłował też przekonać, że światowi przywódcy muszą walczyć przeciwko "złym namiętnościom" (rasizmowi, ksenofobii, nacjonalizmowi itp.). Jeśli chodzi o ostatnią z tych złych namiętności, „filozof” Macron w zdaniu : "Patriotyzm jest dokładnym przeciwieństwem nacjonalizmu" wprawił Francuzów w osłupienie, bo przecież strzelił głupstwo i wpisał się w nowomowę lewackiej antykultury, która celowo zmienia tradycyjne znaczenie pojęć.

Francuzi rzucili się więc na słownik etymologiczny, by utwierdzić się w przekonaniu, że ojczyzna jest spuścizną obszaru przekazanego przez ojców, naród zaś jest wspólnotą ludzi urodzonych na tym terenie, więc istnieje podobieństwo w tym, co Macron próbuje bez sensu przeciwstawiać na użytek politycznej zagrywki.
Macron niweluje nacjonalizm do pejoratywnych znaczeń, by oczarować ludzi, którzy dziś przeciwstawiają się sobie, i promuje lewacki projekt globalizmu. Jego filozoficzne rozprawy dotyczące patriotyzmu i nacjonalizmu, nie mają innej intencji niż zdyskredytowanie, demonizowanie patriotów, którzy zamierzają bronić granic własnego kraju jako wartości, przed wszelką inwazją.

Ostro za dyrdymały przyłożył swojemu prezydentowi jeden z najlepszych obecnie francuskich pisarzy Michel Houellebecq, autor wydanej w 2015 roku futurystycznej książki „Uległość”, w której snuje taką oto projekcję francuskiej przyszłości, że 2022 roku prezydentem kraju zostaje prezydent z Bractwa Muzułmańskiego i wprowadza szariat, ze wszystkim jego prawnymi następstwami. Książka zatrzęsła wyobraźnią jego rodaków, tym bardziej, że udowadnia w niej, że muzułmanom też kiedyś zamarzy się własna partia i w warunkach demokracji mają do niej prawo. Tym bardziej, że „przeciętny muzułmanin” we Francji nie musi już oznaczać przybysza z Afryki Północnej, bo na islam przechodzi także wielu Francuzów. A muzułmańscy wyborcy mają mocno ograniczony polityczny wybór – z prawicą łączy ich sympatia do wartości konserwatywnych, ale nie popierają ograniczenia prawa imigrantów i w tym przypadku bardziej im po drodze z lewicą. Ale z lewactwem też się nie zgadzają, bo trudno im zaakceptować jej poparcie dla aborcji i np. małżeństw homoseksualnych.
Niedawno Huellebecq wprowadził Francuzów w zdumienie, gdy na łamach amerykańskiego „Haper`s Magazine” napisał pean na cześć Donalda Trumpa, tak tępionego we francuskich mediach. Ogłosił, że Trump jest najlepszym prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, jakiego znał, bo - tak jak obiecał w haśle „ First America”- stawia dobro Amerykanów na pierwszym miejscu. Poza tym przyznał, ku zdumieniu całej francuskiej socjety o lewicowym odchyleniu, że on- Huellebecq - podobnie jak Trump jest nacjonalistą. Podobnie jak Trump cieszy się z Brexitu, podziwia Brytyjczyków za odwagę wyjścia z UE, i uważa, że wspólna Europa to głupi pomysł, który zamienił się w koszmar. BoEuropa nie istnieje”. Istnieją tylko poszczególne narody.

Alicja Dołowska


 

Źródło: Alicja Dołowska

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną