Musimy obronić naszą cywilizację

0
0
0
Janusz Sanocki, poseł
Janusz Sanocki, poseł / materiały redakcyjne prawy.pl

Pod tym hasłem grupa wolontariatu ewangelizacyjnego przeprowadziła akcję obywatelską w Nysie. - Wyszliśmy w przestrzeń publiczną - na ulice - żeby przypomnieć prostą prawdę, na której zbudowano naszą europejską cywilizację: Bóg żyje, a E= mc2 - mówi jej inicjator Janusz Sanocki. Akcja odbyła się w minioną sobotę (17.06.2019 r.) na deptaku przy ul. Krzywoustego w Nysie. Grupa wolontariuszy rozmawiała z przechodniami o Bogu, przypominając, że On istnieje. Uczestniczyło w niej kilkanaście osób, które nie bały się publicznie mówić o swojej wierze i jaka jest ważna w ich życiu. Uczestnicy mówili też o tym, jak ważna jest obrona chrześcijańskiej cywilizacji.

Musimy obronić naszą cywilizację

Wywiad z Januszem Sanockim, posłem który inicjuje uliczną akcję ewangelizacyjną.

 

DWH: W sobotę rozpoczął Pan na ulicach Nysy akcję, która nieco musi dziwić. Akcja miała tytuł „Bóg żyje” (a E=mc2). Czy to jest akcja polityczna czy też zamierza Pan zająć się – zamiast polityką – ewangelizacją?

JS: Tzw. polityką zajmuję się prawie 40 lat od szczebla gminy, aż teraz – do Sejmu RP. I właśnie pobyt w Sejmie pokazał mi bardzo wyraźnie jak polska polityka, polska klasa polityczna jest pozbawiona zasad i jak instrumentalnie traktuje społeczeństwo. Z kolei obywatele też zapominają o wartościach, o prawdzie, o poczuciu sprawiedliwości i bardziej napędza ich nienawiść do jednych, albo do drugich. Politycy chętnie to wykorzystują i szczują ludzi na siebie wzajemnie. Jeszcze nigdy w Polsce nie było takiej wzajemnej nienawiści, zupełnie nieracjonalnej. I to jest wg mnie jeden z symptomów postępującego upadku naszej cywilizacji.

DWH: Używa Pan pojęcia cywilizacja – jak je Pan rozumie?

JS: Cywilizacja to ogół reguł, którymi kierują się ludzie, politycy, rządzący. Jak pisał Koneczny – „Metoda ustroju życia zbiorowego”. Np. jak widzimy rolę rządu, rolę państwa, jak postrzegamy prawo i jego źródła, jak traktujemy ludzkie życie? I na te wszystkie relacje rzutuje w sposób absolutnie fundamentalny to co uważamy za źródło prawa.

DWH: Jak się ma do tego wiara w Boga?

JS: No więc właśnie po latach moich politycznych doświadczeń, a zwłaszcza po obserwacji tego co dzieje się w Sejmie doszedłem do wniosku, że oto żyjemy w epoce, w której tak naprawdę Bóg został całkowicie wyparty poza sferę publiczną. Bo jeśli wierzymy w Boga – to musimy wierzyć w Prawdę obiektywną, niezależną od widzimisię mojego czy mojej partii. A nie „prawdę”, którą każdy ma swoją, zależną od widzimisię.

DWH: Twierdzi Pan, że posłowie, politycy i inni funkcjonariusze systemu w swej masie nie wierzą w Boga?

JS: A czy wierzy w Boga sędzia, który wydaje jawnie niesprawiedliwy wyrok? Czy wierzy w Boga policjant, który znęca się nad bezbronnym aresztowanym chłopakiem rażąc go dla zabawy paralizatorem? A polityk, który całkowicie lekceważy Dobro Wspólne i kłamiąc, gwałcąc wszelkie zasady dba tylko o utrzymanie władzy własnej partii? Ci ludzie nie wierzą w Boga, choćby biegali na pielgrzymki i zasiadali w pierwszych ławkach w kościele. Obłuda jest jednym z siedmiu grzechów głównych i od tej obłudy polityka aż ocieka.

DWH: Ale są w Sejmie partie, które deklarują się jako obrońcy kościoła?

JS: Bardzo często ma to charakter powierzchowny, instrumentalny. Tam gdzie to jest dla danej partii korzystne składają takie deklaracje, ale ja mówię o czymś głębszym. O kierowaniu się w polityce (tak jak w każdej działalności) sumieniem i odniesieniem do Prawdy. A tego na co dzień w działalności partii w Sejmie nie ma. Dam przykład. Podczas jednego z pierwszych posiedzeń Komisji Sprawiedliwości, której jestem członkiem, debatowaliśmy nad kolejną wersją ustawy o Trybunale. W trakcie dyskusji poseł opozycji składa ewidentnie dobrą poprawkę jednego z artykułów, a mimo oczywistej wartości tej poprawki posłowie większości odrzucają ją. Pytam przewodniczącego, dlaczego odrzucili ewidentnie dobrą poprawkę, a on mi odpowiada: „Panie pośle, w innych okolicznościach politycznych nawet bym panu przyznał rację”.

To znaczy, że ten zacny człowiek uważa, że Prawda i Dobro wspólne nie istnieją. Że najważniejszy jest interes jego partii. No i proszę mi odpowiedzieć, czy ten on wierzy w Boga? Moim zdaniem nie, nawet jeśli gromko pokrzykuje przeciwko wystąpieniom polityków antykościelnych.

Dla równowagi – żeby nie było, że nadaję tylko na rządzącą większość – takie same, (a nawet bardziej) postawy lekceważenia Prawdy i Dobra wspólnego prezentują posłowie opozycji. Generalnie w Sejmie nie ma żadnej prawdziwej dyskusji, jest tylko pozorowanie debaty. Opozycja jest zawsze przeciwko każdej propozycji rządowej większości, choćby ewidentnie było to dla Polski korzystne i na odwrót – posłowie PiS – odrzucą każdą, nawet zasadną krytykę opozycji. Taka zasada działania, która z góry wyklucza indywidualną odpowiedzialność, sumienie i odniesienie do Prawdy jest zasadą bezbożną. Oznacza, że Bogu mówimy: „Nie wtrącaj się do tego co robi polski Sejm”. Czy możemy się dziwić, że mamy potem takie rezultaty jak mamy?

DWH: Rozczarował się Pan do polityki?

JS: Staram się jakoś pożytecznie spędzić życie, ratować moich rodaków od różnych zagrożeń, staram się naprawić polskie państwo – jak pan wie ćwierć wieku poświęciłem na walkę o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze, wiele lat na walce z niesprawiedliwością w sądach i nagle, po latach doszło do mnie, że sytuacja się pogarsza. Że staję się kimś na wzór „głosu wołającego na puszczy”. Że ludzie – decydenci, posłowie, liderzy, ale także moi rodacy – do których adresuję moje apele, artykuły i wystąpienia nie reagują – w swej masie - na ewidentne argumenty. A to dlatego, że ja się odwołuję do ich sumień, do poczucia odpowiedzialności za Dobro wspólne, do poczucia Prawdy a tam tego wszystkiego nie ma. „Tam”, czyli w środku, w sercu tych wszystkich dzielnych ludzi, którzy obsiedli sejmowe ławki nie ma już indywidualnych sumień i odpowiedzialności przed Bogiem, a jest tylko sumienie partyjne i strach, że lider nie wpisze go na listę partyjną co oznacza koniec sejmowej wypłaty. Takie podejście właśnie gubi Polskę, niszczy naszą przyszłość i ja się na to nie zgadzam.

DWH: Czy to znaczy, że nie będzie się Pan ubiegał o reelekcję?

JS: Nie mam zamiaru czapkować przed żadnym liderem. Programowo najbardziej mi odpowiadała grupa posłów Kukiz’15, ale lider doprowadził ją do całkowitego upadku właśnie na skutek tych samych przypadłości, które opisałem – braku po prostu sumienia i braku poczucia osobistej odpowiedzialności. Grupa posłów, którzy ostatnio tworzyli tzw. Konfederację ma dobry program, ale obecne warunki partyjne im odpowiadają, a one są kwintesencją zła i patologii. I oni nie rozumiejąc realiów nie wejdą do przyszłego sejmu. Mógłbym kandydować z PiS bo przy różnych krytycznych uwagach popieram wiele zmian, które Jarosław Kaczyński wprowadza, ale musiałbym uzyskać obietnicę, że ordynacja wyborcza zostanie zmieniona przynajmniej na mieszaną – fifty-fifty okręgi jednomandatowe i listy partyjne, bo taka ordynacja dawałaby szansę obywatelowi na kandydowanie – co jest fundamentalnym warunkiem uczciwych wyborów. Jeśli takiej obietnicy nie uzyskam nie będę kandydować.

DWH: Wielu ludzi, z którymi rozmawiam widziałoby Pana w przyszłym Sejmie.

JS: Wiem, mam wiele sympatycznych oznak, że wiele osób dostrzega to co próbuję zrobić np. w zakresie naprawy wymiaru sprawiedliwości, ale na siłę, kosztem przyzwoitości nic nie będę robić.

DWH: Czy to znaczy, że zamiast polityki będzie Pan robił uliczną ewangelizację?

JS: Akcję obrony cywilizacji, którą zainicjowaliśmy w sobotę w Nysie, będę oczywiście kontynuował niezależnie od tego co będę robił „zawodowo”. To uważam za swój katolicki i obywatelski obowiązek. Proszę zauważyć co się dzieje: dziesięcioletnia dziewczynka bestialsko zamordowana przez zboczeńca, atak na Kościół i na chrześcijaństwo, jakiego nie było nawet za komuny, atak ze strony mniejszości seksualnych na wartości większości obywateli. Nasza cywilizacja jest zagrożona, bo my ludzie wierzący, biernie siedzimy w kościołach, modlimy się w naszych domach i nie wychodzimy nawracać naszych rodaków na ulicy. To musi być rozmowa i nawracanie, nie tylko takie – wartościowe skądinąd - imprezy jak „Marsz dla życia”, czy jednorazowe happeningi. Ludzie czekają na to byśmy z nimi porozmawiali właśnie o Bogu. W sobotę byliśmy na ulicy niespełna godzinę i proszę sobie wyobrazić, że miałem kilka bardzo wartościowych rozmów. Idzie młoda matka z trójką dzieci i zatrzymali się słuchając z zainteresowaniem mojego krótkiego przekazu, że Bóg istnieje naprawdę, bo inaczej kto by stworzył taką np. trawę (wręczałem źdźbło trawy jako dowód na istnienie Boga). Dziewczynki w wieku 9-10 lat słuchały mnie bardzo uważnie. Być może ktoś po raz pierwszy im mówił, że Bóg istnieje. My to musimy robić! Musimy ludziom na ulicy przekazać prostą prawdę. Bóg istnieje i jeśli pozwolimy go wypchnąć z naszego prywatnego i publicznego życia – wówczas zginiemy. Zachęcam wszystkich katolików, wszystkich chrześcijan do wyjścia na ulice naszych miast i nawracania. Zgodnie zresztą z nakazem Jezusa: „Idźcie i nawracajcie”.#

DWH" Dziękujemy za rozmowę.

JS: Dziękuję.

 

Z Januszem Sanockim rozmawiała Danuta Wąsowicz-Hołota

Źródło: Danuta Wąsowicz-Hołota, mail do redakcji prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną