Owczarek już nie szczeka – czyli zamienił stryjek siekierkę na kijek

0
0
0
Frans Timmermans
Frans Timmermans / Youtube/euronews

Po nowym rozdaniu kierowniczych stanowisk w Unii Europejskiej wszyscy mają moralnego kaca. Niemieccy socjaldemokraci mówią o końcu Europy, a publicysta dziennika „Die Welt” o potrójnym upokorzeniu kanclerz Merkel. Także u nas totalna opozycja mówi o przegranej premiera Morawieckiego i państw grupy Wyszehradzkiej, które nie chciały się zgodzić na Fransa Timmermansa jako szefa Komisji Europejskiej, ale w zamian dostały figę. Pada pytanie: czy warto się było stawiać i płacić taką cenę? Warto, bo gra nie jest jeszcze skończona.

Trzeba pamiętać nie tylko o tym, że Timmermans jako wiceszef KE lansował się na tropieniu przejawów domniemanej niepraworządności w Polsce i na Węgrzech, gdy po trzydziestu latach transformacji usiłowano wreszcie zmienić zakonserwowane w komunizmie prawo, ale dopuszczał się wprost interwencji w wewnętrzną rozgrywkę polityczną, kiedy tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego przyjechał otwarcie wspierać partię Biedronia. Złamał tym samym żelazną zasadę bezstronności, jaką w takiej sytuacji powinien zachować polityk tego szczebla europejskiej władzy.

 

Na sporze o praworządność i lansowaniu się na antypolskich nastrojach Timmermans – nazywany przez Michalkiewicza „owczarkiem niemieckim” - urósł do tego stopnia, że popadł w pychę. A jego ego spuchło do niewyobrażalnych rozmiarów po tym, gdy na zjeździe europejskich socjaldemokratów w Hiszpanii został namaszczony na ich kandydata w wyścigu do fotela szefa Komisji Europejskiej.Wydawało się, że pójdzie za Junckera i będzie przewodził.

 

Tymczasem w eurowyborach wygrali nie socjaliści, tylko Europejska Partia Ludowa, zatem to ona miała pierwszeństwo w forsowaniu swojego kandydata. Tak się też stało. Merkel ogłosiła, że kandydatem jest niemiecki europoseł Manfred Weber, ponownie w czerwcu wybrany na szefa frakcji centroprawicowej EPL.W Polsce kręcono na tę kandydaturę nosem, ale stanowcze veto postawił prezydent Francji Emmanuel Macron i to był głos ostateczny. Wtedy na stole pojawiła się kandydatura Timmermansa uzgodniona wstępnie tuż przed szczytem G 20 w Osace między Francją, Holandią, Niemcami i Hiszpanią.

 

Niestety, i ta kandydatura została odrzucona z powodu protestu krajów V4, ale też Włoch. – Timmermans jest kandydatem ,który dzieli- oświadczył Morawiecki, a premier Czech Babisz oświadczył, że ten kandydat kompletnie nie rozumie sytuacji krajów Europy Wschodniej. Gdyby doszło do tajnego głosowania, jak to sugerował Morawiecki, veto postawiłyby jeszcze inne kraje, które publicznie nie chciały się wychylać.

 

A więc znowu był pat. Wtedy padła kandydatura niemieckiej minister obrony, konserwatystki, wiernej towarzyszki Angeli Merkel - Urszuli van der Leyen, która w rządach Merkel od 14 lat była we wszystkich jej gabinetach, szefując m.in. ministerstwu zdrowia, rodziny i pracy. van der Leyen przyklepano. Ponieważ jednak wybór ten dokonał się w kontrze do Partii Europejskich Socjalistów, w Niemczech SPD, pozostające z chadekami Merkel w rządzącej koalicji, dostało piany. Nie wiadomo czym się skończy ta wrzawa, ale niemieccy socjaldemokraci grożą nawet zerwaniem dealu i upadkiem rządu. Nie ważne nagle stało się, że Niemcy obejmują szefostwo Komisji Europejskiej pierwszy raz od czterdziestu lat. SPD chodzi o to, że Merkel sprzeniewierzyła się zapisom koalicyjnej umowy, w której dużo miejsca poświęcono sposobom zdemokratyzowania zarządzania UE. „To jest punkt dla Niemiec, ale porażka dla Europy”- komentują liderzy SPD. „ Takie ruchy kadrowe Merkel czynią próbę zdemokratyzowania Unii Europejskiej absurdem”.

 

Merkel wystawiła i poparła najgorszego ministra w swoim rządzie, któremu zarzuca się niekompetencje, brak realizacji zapowiadanej reformy zamówień zbrojeniowych, bezczynność wobec braku części zamiennych do istniejącego sprzętu Bundeswehry, nieumiejętność prowadzenia rekrutacji personelu i zaniżenie poziomu podstawowych procedur jakościowych w wielu obszarach. A także ponad 30 miliardów euro różnicy między planowanym rządowym finansowaniem resortu a potrzebami zgłoszonymi przez ministerstwo kierowane przez van der Leyen. W dodatku przeciw niej toczy się parlamentarne śledztwo w związku z zatrudnieniem zewnętrznych konsultantów, bez konkursów i przetargów, na kontraktach idących w dziesiątki milionów euro.

 

Zaciera ręce Macron. Dzięki oddaniu kandydatce Merkel przewodnictwa Komisji Europejskiej, załatwił wstawienie Christiny Lagarde jako swojego człowieka na szefa Europejskiego Banku Centralnego, o co zabiegał bez ogródek. I nie ma tu nic do rzeczy, że Lagarde (do tej pory szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego) nie ma czystych rąk. Francuskie media i internauci przypominają, że plamą na jej życiorysie jest afera Bernarda Tapie, któremu ze środków publicznych przekazała 500 mln euro, za co skazał ją sąd. Pod koniec 2016 roku Trybunał Sprawiedliwości Republiki orzekł, że Legard jest winna „zaniedbań” w arbitrażu Tapie, ale zrezygnował z kary i nie zarejestrował tego wyroku do rejestru karnego. Zważmy, że Lagard, która będzie teraz głównym bankierem strefy euro nie jest z zawodu bankierem, ale prawnikiem, nawet nie jest ekonomistą. Wszystkie jej funkcje rządowe (jako ministra finansów i pracy) miały dotąd wymiar wybitnie polityczny.

 

Wracając do Urszuli van der Leyen, warto zauważyć, że ta z zawodu lekarka, matka siedmiorga dzieci, członek partii chadeckiej, jest za małżeństwami homoseksualnymi i adopcją dzieci przez pary jednopłciowe, W wywiadzie z 2011 roku oświadczyła: "Moim celem są Stany Zjednoczone Europy, o strukturze takiej jak Szwajcaria, Niemcy czy USA". Cztery lata później w innym wywiadzie dodała, że wyobraża sobie Europę swoich dzieci i wnuków „ nie jako luźny związek państw uwięzionych w swoich narodowych interesach”.

 

Czy nam z takimi ludźmi, w takich strukturach, po drodze?

 

Nie sądzę. Ale gra o Europę jest jeszcze nie skończona. Na razie ostrzyżono trawnik…

Źródło: Alicja Dołowska

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną