Ukraińscy łącznicy bezpieki i sodomitów

0
0
0
Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz / fot. materiały prasowe prawy.pl

Wygląda na to, że seryjny samobójca znów pojawił się w naszym nieszczęśliwym kraju. Okazało się, że bokser Dawid Kostecki, który miał chlapnąć o powiązaniach podkarpackiego Centralnego Biura Śledczego z przedsiębiorcami działającymi w branży, nazwijmy to, „towarzyskiej”, właśnie powiesił się w więzieniu na własnym prześcieradle, a współwięźniowie „pod celą” niczego nie zauważyli, bo Kostecki przed samobójstwem podobno przykrył się kocem. Prasa pisze,  że to już trzecia śmierć osób związanych z tą sprawą i to w tajemniczych okolicznościach. Afera polegała na tym,  że w agencjach należących do dwóch braci – Ukraińców – nagrywano polityków, którzy potem byli szantażowani, a całemu interesowi patronowało właśnie Centralne Biuro Śledcze. Co Centralne Biuro Śledcze z tego miało, to sprawa osobna, bo coś przecież musiało mieć, więc pewnie korzystało i w gotówce i w naturze. Natomiast politycy – mój Boże! Najwyraźniej zapomnieli o przestrodze, by nie chodzić do domów publicznych. Dawniej co pr

Ta sprawa, a zwłaszcza – jej ukraiński trop – rzuca snop światła na przyczyny, dla których tajne służby naszego nieszczęśliwego kraju nie potrafiły i nie potrafią poradzić sobie z panią Ludmiłą Kozłowską, co to pilnuje u nas praworządności, ani z 28-letnim efebem, panem Wiaczesławem Melnykiem, który tresuje nasz mniej wartościowy naród tubylczy w miłości do sodomitów i gomorytów.  Najwyraźniej nie tylko sam Naczelnik Państwa, ale przede wszystkim – Nasz Najważniejszy Sojusznik – surowo zabronił sprzeciwiać się Ukraińcom, dzięki czemu nie tylko robią u nas, co chcą, a nawet znajdują sojuszników i to w środowiskach, które do niedawna wydawały się poza wszelkim podejrzeniem. W tej sytuacji tajne służby, których jest u nas przynajmniej siedem, urządzają sprawy operacyjnego rozpracowania na przykład mnie, bo wiedzą, że ja nic im zrobić nie mogę poza wygłoszeniem opinii, że ABW to „kupa gówna”. Nawiasem mówiąc, szef tej bezpieczniackiej watahy nawet napisał do mnie w tej sprawie, zwracając mi uwagę, że w ten sposób poniżam organy naszego państwa, na co odpowiadam, że ja tylko nazywam to, co te organy robią i jeśli przestaną robić takie rzeczy, to ja przestanę je nazywać. Pani Kozłowska to co innego; najwyraźniej nie jedna, ale kilka Mocnych Rąk trzyma nad nią parasol ochronny, skoro miała prawdziwy festiwal w całej strefie Schengen, do której, zgodnie z podpisanymi traktatami, nie powinna była w ogóle zostać wpuszczona. To najlepiej pokazuje, jakim szacunkiem otaczane jest nasze państwo na arenie międzynarodowej – w czym oczywiście bezpieczniackie watahy mają wielki udział. Podczas transformacji ustrojowej bezpieka, będąca przecież najtwardszym jądrem komunistycznego systemu, poprzewerbowywała się na służbę do central bezpieczniacnich naszych nowych sojuszników, a powstałe wówczas zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii, które do tajnych służb lecą, niczym muchy do... - no, mniejsza z tym. Skoro tedy cudzoziemskie centrale nie pozwalają im ruszać ani swoich agentów, którzy inaczej są zadaniowani, ani ochraniać interesów naszego nieszczęśliwego kraju, to nic dziwnego, że bezpieczniacy bez reszty poświęcili się kręceniu lodów, a wiadomo, że te najlepiej kręcić z gangsterami. Zresztą myślę, że granica między tymi dwoma środowiskami wcale nie jest taka ostra, o ile w ogóle istnieje. Oczywiście pani minister Elżbieta Witek wcale nie musi o takich rzeczach wiedzieć, bo – jak to śpiewał Wojciech Młynarski - „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy!”

 

Teraz z kolei organy naszego państwa ochraniają przedsięwzięcia w zakresie propagandy sodomii i gomorii, co też ma dość długą tradycję, bo przecież i za komuny bezpieka z upodobaniem czerpała zyski z nierządu, wszystko jedno –  własnego, czy cudzego, czy normalnego, czy perwersyjnego. Jak się okazuje, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym – i tak dalej. Toteż w tak zwanej aferze podkarpackiej nie ma niczego osobliwego, zwłaszcza, że jak wspomniałem – również pan Wiaczesław Melnyk ma zadanie tresowania mniej wartościowego narodu tubylczego, by sodomitom się nie sprzeciwiał. Osobliwością jest to, że instrukcje pana Melnyka z taką skwapliwością wykonywane są przez niektórych przedstawicieli duchowieństwa i tak zwanych „katolików zawodowych”, którzy w coraz większym stopniu dekonspirują się jako uczestnicy tak zwanej „Żywej Cerkwi”. Należy do nich całe środowisko „Tygodnika Powszechnego”, podobnie jak i przewielebny ksiądz Lemański, nie mówiąc już o takich dominikanach, jak przewielebny ojciec Ludwik Wiśniewski i znacznie młodszy od niego, cwany ojczyk Paweł Gużyński, który właśnie wystąpił a apelem, żeby pisać listy do arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, by podał się do dymisji za wypowiedziane podczas kazania słowa o „tęczowej zarazie”. Dlaczego przewielebny ojciec Paweł Gużyński tak się w obronę sodomitów emocjonalnie zaangażował, to osobna sprawa, chociaż i to warto by wyjaśnić, bo „Żywa Cerkiew – Żywą Cerkwią” - ale co to komu szkodzi, gdy ze słuszną sprawą wiążą się upodobania osobiste? Ale niezależnie od tego, warto chyba położyć kres temu dokazywaniu przewielebnych księży, którzy próbują psychologicznie szantażować katolickie masy tak zwaną „miłością Chrystusową” - że to właśnie Chrystus surowo przykazał, by sodomitów kochać i w niczym im się nie sprzeciwiać. Skoro tedy przewielebny ojciec Paweł Gużyński publicznie nawołuje do nękania arcybiskupa Marka Jędraszewskiego listami w nadziei, że ten, ku uciesze sodomitów i gomorytów, złoży dymisję, to w takim razie ja nawołuję wszystkich, którzy nie zamierzają poddawać się terrorowi HOMO-ZOMO, by przestali chodzić do świątyń posiadanych przez ojców Dominikanów, a jeśli nawet diabeł by ich tam zaciągnął – żeby broń Boże nie dawali ani grosza na tacę. Skoro dygnitarze nie są w stanie przywrócić porządku i dyscypliny wśród przewielebnego duchowieństwa, to sprawy w swoje ręce muszą wziąć cywile, kierując się ewangeliczną przypowieścią o obrotnym rządcy, która zachęca nas, byśmy poznawali siłę naszych pieniędzy. Jerzy Bernard Shaw napisał kiedyś, że Kościół Anglikański wybaczy krytykę 9/10 swoich dogmatów, ale nie wybaczy krytyki 1/10 swoich dochodów. Jeśli to prawda, to najwyraźniej przewielebni ojcowie Dominikanie za bardzo się w dobie ekumenizmu zanglizowali.

Źródło: Stanisław Michalkiewicz

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną