Podział sieciowych gigantów nic nie zmieni

0
0
0
/

Miłośnicy sterowania gospodarką chcą, by światowi giganci byli podzieleni. Rządy biurokratów nad Internetem uznają za naszą wolność.

Jednym z głównych ogniw “decentralizacji” jest Internet Archive. Związana z Mitrą Ardronem usługa spowodowała, że w postaci offline, czyli kopii istniejącej strony znalazło się trzysta trzydzieści miliardów witryn. W archiwach cyfrowych Internet Archive znajduje się pięćdziesiąt petabajtów obrazków, nagrań, zdjęć i tekstów. Dla porównania zdjęcia satelitarne całej Ziemi zajmują sto petabajtów. W porównaniu do możliwości ludzkiego umysłu jest to znaczna różnica. Pojemność hipokampa jest szacowana przez Paula Rebera na dwa i pół petabajta, czyli odpowiednik trzech milionów godzin nagrań video. Ze względu za zachowanie tak dużej liczby danych dla potomnych Ardron jest uznawany za jeden z najistotniejszych głosów odnośnie przyszłości Internetu.

Na bazie Internet Archive w 2018 odbyła się Konferencja Decentralizacji Internetu. Stanowiła kwintesencje myśli… komunistycznej z początków XX wieku. W latach sześćdziesiątych XX wieku była ona promowana przez kontrkulturę amerykańską skąd przeniknęła do środowiska złodziei impulsów, matecznika późniejszych hakerów. Od Lenina zaczerpnęli oni niechęć go zachodniej gospodarki. Na łonie Internetu jest ona uznana jako firmy technologiczne odnoszące sukces. Sztandarowym przykładem jest Microsoft, bo zyskał popularność, a również chłopcem do bicia jest Google, Facebook oraz we wrześniu 2019 również Apple.

Jako, że te firmy mają korzenie w Stanach Zjednoczonych znaczenie ma głos senatorów Elizabeth Warren (demokrata) i Josha Hawleya (republikanin). Opowiadają się oni za dzieleniem gigantów. Zwolennicy decentralizacji krytykują tutaj Ronalda Regana, że nie doprowadził do regulacji rynku, ale umożliwił swobodę gospodarczą, bo ich zdaniem to zaowocowało zbytnią koncentracją rynku w ręku nielicznych. Ekonomista Thomas Hazlett przekonywał w październiku 2019, że prawa zwalczające gigantów jednak powodują, że oni się utrzymują i wzmacniają.

Ze strony technicznej były programista Google Molly Mackinlay zaproponował ustanowienie nowego standardu połączeń IPFS (InterPlanetary File System). W skrócie jest to przeniesienie idei pirackiego rozpowszechniania danych z sieci klient-do-klienta (peer-to-peer) i tym samym pozbycie się serwerów pośredniczących. Zapisywanie danych w tak zwanej wizji Web 3.0 by odbywało się w Filecoin, czyli kryptowalutowych zasobach dyskowych. Polegają one na użyczaniu wolnego miejsca na swoim komputerze, aby ktoś tutaj zapisywał swoje dane, a w zamian osoba tak czyniąca by otrzymywała kryptowalutę Filecoin.

Zwolennicy głoszą, że dzięki decentralizacji zwiększy się prywatność, bo więcej uczestników na rynku spowoduje, że zyskamy na ochronie naszych danych. Tylko, że taka wizja pomija aspekt finansowania. Dzięki reklamom firmy opłacają rachunki za prąd i sprzęt dostarczający treści w Internecie. Od 2016 między innymi dzięki staraniom Brewstera Kahle’a, założyciela Internet Archive, i spotkaniu w San Francisco, temat decentralizacji sieci umocnił się i wszedł do głównego nurtu popkultury.

Dziś korzystanie z Internetu uznajemy za oczywistość. Zapominamy, że w 200 roku ledwie pięć procent ludności świata, jak ocenił Tim Berners-Lee, słynny twórca pierwszej technologii sieci, miała z nią do czynienia, a w 2014 już czterdzieści procent. Jednak te dane pomijają, że wraz z wyjściem kręgu akademickiego popularniejsze stały się oszustwa, a ogólny poziom dyskusji uległ pogorszeniu.

Dlatego nadzieją na zbudowanie sieci pełnej jakości dyskusji jest sięganie po płatne usługi wymagające przejścia etapu wstępnego, filtracji użytkowników. Zmiany w infrastrukturze zapewnią tutaj kosmetykę. Zdaniem Mozilla, twórcy przeglądarki Firefox, decentralizacja oznacza współzawodnictwo. Z tym, że bez kapitału wysokości miliardów dolarów ciężko o konkurencje, bo wysokiej klasy pracownicy oraz sprzęt kosztuje majątek. Faktem jest, że Google kontroluje w Unii Europejskiej dziewięćdziesiąt procent rynku, a w niektórych krajach dochodzi do dziewięćdziesięciu siedmiu procent udziału w rynku wyszukiwarek. Nikt nie blokuje korzystania z chroniącego prywatność DuckDuckGo i powoli ta wyszukiwarka zdobywa swoją niszę rynkową. Podzielenie Google na setki DuckDuckGo nie spowoduje, że świat będzie “wolny”. Bardziej jest istotne jakie treści będą promowane przed innymi i czyj głos dojdzie do głosu w ustalaniu, co jest właściwe do wyświetlenia innym. Zwolennicy decentralizacji popierają odrzucenie prawa własności, a także typowo socjalistyczne spojrzenie na świat, które po przejściu z kart książek do realizacji zamienia się w piekło na ziemi.

Jacek Skrzypacz

 

Źródło: Jacek Skrzypacz

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną