Bp Zawitkowski: Człowiek bez sumienia jest bestią

0
0
0
/

Zagrożenia współczesne są potężne, a wśród nich największym jest bezbożność. Boję się bezbożnego człowieka, bo ten nie ma głosu rozumu i sumienia. A człowiek bez sumienia jest bardzo niebezpieczną bestią - z Jego Ekscelencją Biskupem Józefem Zawitkowskim rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz.

 

W 1995 roku w Radzyminie powiedział Ksiądz Biskup piękne kazanie o Cudzie nad Wisłą. Później wracał Ksiądz Biskup wielokrotnie do tych czasów. Jakie są różnice pomiędzy II a III Rzeczpospolitą; tamtą Polską w powszechnej mobilizacji w 1920 roku czy we wrześniu 1939 i dzisiejszą Polską? Czy dzisiaj też bylibyśmy gotowi dać odpór wrogowi?

 

- To bardzo trudne pytanie. Nie mogę się nadziwić poświęceniu pokolenia mojego dziadka, który walczył pod Radzyminem i współczesnemu człowiekowi, który jest człowiekiem racjonalnym i takie słowa jak poświęcenie i ofiara są mu obce. Słuchając opowieści dziadka, uczestnika wojny z 1920 roku, wiem, że to było coś niesamowitego; oni przecież na dobre jeszcze nie złożyli broni po I wojnie światowej; im się jeszcze nie pogoiły rany; a tu wezwanie, apel i oni wszyscy biorą broń i idą bronić Warszawy. To jest niesamowite. Wtedy nie było mowy o tym, że Kościół jest oddzielony od państwa. Achilles Ratti, nuncjusz i późniejszy papież klęczy przed kolumną Zygmunta, a obok kardynał Kakowski i udzielają rozgrzeszenia, bo jutro będzie rzeź Warszawy… bo wkroczą bolszewicy. I ludzie śpiewają Święty Boże od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas!... A z tamtej strony słychać wybuchy armat. Naczalstwo jest już na plebanii w Wyszkowie. Już tylko trochę im zostało…, a Warszawa jest tylko przystankiem w drodze na Berlin, Paryż, Lizbonę… A tymczasem dzieją się rzeczy dziwne. 

 

Cud?

 

- Kiedy kardynał Kakowski pytał marszałka jak to się stało, żeśmy wygrali tę bitwę, marszałek powiedział – nie wiem eminencjo, jak żeśmy tego dokonali. Ale rozbitek pod Zambrowem wiedział, „bo ich asłaniała Bożyju Matier”. Oni to widzieli. Nie wiem, ale dla mnie to jest cud. To jest przekonanie tych ludzi, że myśmy nie byli sami. I jeszcze takie szaleństwo… Dzisiaj nie wiem czy bym znalazł proboszcza, wikarego, księdza, który byłby podobny do księdza Skorupki, co bierze chłopców z gimnazjum, od Bolesława IV, co jeszcze broni w ręku nie mieli; bierze ich w tamte strony by bronić Warszawy. I to jego zawołanie, które mi brzmi w uszach: Za Boga i Ojczyznę, chłopcy! I poszli… tylko nie zauważyli jak się ksiądz potknął. Na drugi dzień, przeglądając pole bitwy dostrzeżono ciało księdza. Był w komży, fioletowej stule i z krzyżem w ręku. Miał roztrzaskaną z tyłu głowę… za Boga i Ojczyznę. 

 

Niech pan powie to dzisiaj Europie, że byśmy już ponad 90 lat chodzili w kufajkach, gdyby nie to odważne szaleństwo z 1920 roku. A dzisiaj ludzie dyskutują czy było, czy nie było warto? Wiadomo było, że kiedyś bolszewicy się zemszczą. I stanęli później po tamtej stronie Warszawy; po tamtej stronie Wisły, czekając aż Warszawa się wykrwawi. Powstanie Warszawskie. Zemścili się… Trzeba było im tylko trochę poczekać. A więc było warto czy nie było warto? Jeśli taką miarą mierzylibyśmy, to nie warto. Ale jeśli mierzymy miarą wolności, że jesteśmy wolni i Europa jest wolna, to tak, było warto i na kolana! Trzeba im podziękować i żyć dla Ojczyzny i wolności, o którą oni walczyli. 

 

„Naród umiera. Bolszewickie zagrożenia wobec dzisiejszych zagrożeń to mały pikuś” – tak powiedział Ksiądz Biskup podczas jednego z kazań nawiązujących do 1920 roku. Co Ksiądz miał na myśli?

 

- Zagrożenia współczesne są potężne, a wśród nich największym jest bezbożność. Boję się bezbożnego człowieka, bo ten nie ma głosu rozumu i sumienia. A człowiek bez sumienia jest bardzo niebezpieczną bestią. 

 

Kto dzisiaj jest naszym Moskalem i czy toczy się w ogóle jakaś bitwa jak w 1920 czy 1939 roku?

 

- Wiesz, my dzisiaj już byśmy nie poszli na bagnety. To już dzisiaj jest anachronizm, chociaż było to dla nas symbolem męstwa i ofiary. Chciałbym, żeby dzisiaj spełniły się słowa Baczyńskiego, który mówił do Matki Bożej: „Która jesteś jak nad czarnym lasem blask – pogody słonecznej kościół, nagnij pochmurną broń naszą, gdy zaczniemy walczyć miłością”. To już nie bagnety. To już nie ten czas, ale umiejętność mówienia do ludzi o czymś co się bardzo kocha, a tą miłością moją jest Ojczyzna. Miłość jest więc językiem przyszłości. Różnie czujemy, ale nie kłóćmy się i mówmy do siebie jak ludzie, bo przecież jednakowo chcemy i jeśli zrobimy wszystko „aby Polska była Polską” to jesteśmy w porządku i będziemy się kochać jak bracia, bo „Ojczyzna moja to ta ziemia droga, gdziem ujrzał słońce i uwierzył w Boga. Gdzie ojciec, bracia i matka miła w polskiej mnie mowie pacierza uczyła”. Tylko brak mi tej miłości do matki i do Ojczyzny…

 

Dziękuję za rozmowę.

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną