Rosja włącza się w nagonkę na Michalkiewicza. Swój tekst o felietoniście ilustruje antyklerykalną fotką

0
0
0
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne / fbcdn.net/sputnik/zrzut ekranu

Kolejny raz można się przekonać, jak głupie są wszelkie prorosyjskie postawy na polskiej prawicy. Można mieć nadzieje, że wynikają one tylko z ignorancji, braku wiedzy o tym, kogo w Polsce wspiera Rosja, a kogo zwalcza, jakie idee promuje Rosja w naszym kraju, a jakie szkaluje.

Najnowszym przykładem anty prawicowej i pro lewicowej postawy rosyjskich mediów dla Polaków jest przyłączenie się rosyjskiego portalu dla Polaków „Sputnik" do ataku na Stanisława Michalkiewicza. Swój atak na prawicowego publicystę rosyjski portal dla Polaków zlustrował zdjęciem księdza z zaciśniętą pięścią, w której trzyma różaniec (to typowy przejaw ataku na katolicyzm ze strony Rosji — Rosja od wieków stara się zwalczać katolicyzm i kreować negatywny wizerunek duchownych katolickich).

 

Stanisław Michalkiewicz został skazany, w procesie, o którym go nie poinformowano (co już samo w sobie jest skandale i powinno być powszechnie krytykowane, bo jednym z podstawowych praw człowieka jest prawo do obrony), na gigantyczną karę (190.000) zł za opnie (w której nie wymienił niczyjego nazwiska). Taka kara to likwidacja wolności słowa. Ludzie nie powinni być karani za swoje opinie, a już nie tak wysokimi karami. Szczególnie w sytuacji, gdy inny publicysta, tym razem lewicowy (Najsztub), prowadząc samochód bez prawa jazdy, OC i przeglądu technicznego, na pasach potrącił 77 staruszkę – kobieta miała „połamane żebra i kość pokrywy czaszki", został uniewinniony.

 

Kolejna fala hejtu na Stanisława Michalkiewicza została wylana, gdy po tym, jak odkrył, że odebrano mu wszystkie pieniądze z banku, ujawnił, na czyją korzyść został skazany – tak jakby pozwany czy skazany nie miał prawo ujawnić kto go pozywa (taka sytuacja byłaby kuriozalnym odebraniem prawa do obrony).

 

Na rosyjskim portalu dla Polaków, od lat wspierającym lewice i lewicową demoralizację w Polsce, ukazał się artykuł „Stanisław Michalkiewicz przesadził. Jego słowa potępia Tomasz Terlikowski, a nawet własny syn" autorstwa Tomasza Dudka.

 

Według rosyjskiego portalu „publicysta Radia Maryja został ukarany przez sąd za swoje wcześniejsze wypowiedzi na temat Katarzyny, ofiary pedofila, księdza Romana B. Komornik zajął publicyście konto, więc ten w akcie zemsty postanowił ujawnić dane kobiety. To działanie potępił Tomasz Terlikowski, a także Towarzystwo Chrystusowe".

 

Jak donosi rosyjski portal „we wpisie, w którym Michalkiewicz skarżył się na swoją sytuację, znalazły się dane osobowe pokrzywdzonej kobiety. To wywołało w świecie mediów powszechne oburzenie, ponieważ naraziło kobietę na dodatkową stygmatyzację".

 

Rosyjski portal w swoim ataku na prawicowego publicystę cytuje Tomasza Terlikowskiego Towarzystwo Chrystusowe i syna Michalkiewicza.

 

Gigantyczna kara dla Michalkiewicza, za opinie, tym bardziej szokuje, że jak można przeczytać w opublikowanym na portalu WP artykule „Piotr Najsztub potrącił starszą kobietę. Został uniewinniony" znany dziennikarz antyPiS potrącił samochodem starszą kobietę na pasach, „potrącona trafiła do szpitala z rozległymi obrażeniami. Miała połamane żebra i kość pokrywy czaszki". „W wyniku śledztwa okazało się, że tego dnia Najsztub nie miał ważnego prawa jazdy (zostało mu odebrane za zbyt dużą ilość punktów karnych) oraz ważnego przeglądu technicznego auta. Dziennikarz nie miał też ubezpieczenia OC.

 

W artykule „Ani dnia, ani godziny" Stanisław Michalkiewicz ujawnił, że 14 listopada dowiedział się, że jego oszczędności znikły z kont bankowych. W banku poinformowano felietonistę, „że to nie hakerzy, tylko komornik sądowy, który nakazał zablokować konta. Pojechałem do M-Banku, w którym też mam konta i tam hiobowa wieść się potwierdziła. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, więc skontaktowałem się z komornikiem, który powiedział, że to jest egzekucja w następstwie prawomocnego wyroku zaocznego, wydanego przez niezawisły Sąd Okręgowy w Poznaniu na rzecz pani Żanety Kąkolewskiej. Nie miałem pojęcia, kto zacz, ale komornik wyjaśnił, że chodzi o osobę molestowaną ongiś przez księdza. W publikacjach nazywana była „Kasią" - z wyjątkiem gazety „Fakt", która w roku 2009 podała jej prawdziwe personalia".

 

Stanisław Michalkiewicz nic nie wiedział „ani o procesie, ani o wyroku, który był »zaoczny«, a dopiero przypadkiem dowiedziałem się o egzekucji. Z telefonicznej rozmowy z informatorką niezawisłego Sądu Okręgowego w Poznaniu dowiedziałem się, że pisma – owszem – były do mnie wysyłane, ale na adres, pod którym nie mieszkam już od ponad 11 lat".

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną