My, młodzi donosiciele - rzecz o prof. Ewie Budzyńskiej

0
0
0
/

Podano, że było ich czworo. Czworo młodych donosicieli. Tych co postanowili zrobić porządek ze swoją profesor, która prowadząc kolejny wykład o naturze rodziny, ośmieliła się w ich obecności poruszyć kwestię poglądów chrześcijan na to, czym owa rodzina jest. I to był ten próg niemożliwy do przebrnięcia przez cztery młodzieńcze umysły. Na poprzednich wykładach, kiedy omawiała to samo zagadnienie, tyle że w rodzinie wyznawców judaizmu i muzułmanów, żadnych zastrzeżeń nie mieli.

Mówiąc o tym jaki jest, zgodnie z wyznawaną wiarą, model rodziny katolickiej, zgodnie z faktami wyjaśniła, iż uważa się za nią związek mężczyzny i kobiety. I właśnie tu natknęła się na twardą skałę. Wedle czworga z gromady obecnych na wykładzie studentów popełniła rzecz straszliwą. Przecież w myśl aktualnych trendów rodzina to także związek osób jednopłciowych. Gdy zaś ośmieliła się dodać, że ciężarna nosi dziecko a nie – jak chcą genderowcy - płód, straszliwość ta urosła do potęgi…donosu.

Sprawa jest już szeroko znana, więc nie będę wgłębiać się w szczegóły. Chodzi oczywiście o panią profesor Ewę Budzyńską, wieloletniego wykładowcę, pracownika naukowego Uniwersytetu Śląskiego. Na skutek donosu wspomnianej czwórki została poddana ocenie dyscyplinarnej z wręcz kuriozalnym uzasadnieniem, iż to „wyraz prewencji”( czytaj: drugi raz się nie ośmielisz, bo dopiero ci pokażemy!) Została tym samym brutalnie ocenzurowana – i już wykładowcą UŚ nie jest! Odeszła…

Przy rozważaniach na temat tego zdarzenia więcej uwagi poświęcono naturze sporu na styku profesor – uczelnia. Za mało zaś mawiano o „zasługach” czwórki donosicieli. A właśnie to powinno najbardziej nas poruszać, bowiem ukazuje coś, obok czego trudno przejść obojętnie. Upieram się, że to równie ważny a może i najważniejszy fragment sprawy.

Przyznam, iż wpływ na taką ocenę mają moje osobiste przeżycia. Jako studentka historii lubiłam pisać wierszyki ośmieszające ówczesną władzę i jej formację zwaną potocznie „bijącym ramieniem socjalizmu” – milicję. Wierszyki krążyły między kolegami, zresztą ku ich uciesze, bo rymy, choć marnego literackiego lotu, składały mi się gładko. Niestety, ta - mówiąc szczerze – szczeniacka zabawa w słowa miała przykry finał. Któryś z kolegów ( po jakimś czasie okazało się, że należał do ścisłego grona moich przyjaciół) doniósł kto jest autorem. Skutek? Zawieszenie w prawach studenta, rozprawa dyscyplinarna i wyrzucenie z uczelni z tzw. wilczym biletem. Wielkim dla mnie szokiem było nie tylko relegowanie, ale i pozyskana świadomość, że istnieje coś takiego jak zdrada i donos. Zjawisko wstrętne, polegające na sprzedaniu bliźniego za przysłowiowe srebrniki. Bez szerszej refleksji, która mogła nasunąć myśl o skutkach. Ten „mój” donosiciel nie był zresztą jedyny. Wkrótce wyszło na jaw, że w całej gromadzie studentów podobnych mu jest przynajmniej kilku.

Wtedy nikt takich jak ja nie bronił. Nie istniały media prawicowe, mogące rzecz napiętnować. Byłam skażona. Toksyczna. Ba, odmówiono mi nawet prawa do zabrania głosu we własnej sprawie. Najbardziej zaskoczyło mnie zdanie z uzasadnienia wyroku: „Na podstawie meldunku Komendy Wojewódzkiej Milicji”. Czyli nie był ów donos adresowany do władz uczelni, a wyżej – do znacznie skuteczniejszych siłowo i wszechwładnych organów milicji. Stał się więc jeszcze bardziej podły.

Dlatego na sprawę czworga donosicieli z Uniwersytetu Śląskiego muszę patrzeć tak a nie inaczej. Kim są ci młodzi ludzie, którzy – miast z panią profesor dyskutować na argumenty – postanowili ją po prostu zniszczyć. W imię czego? Osławionej tolerancji? Poprawności? Walki o „nowe idee” czyli o świat bezrefleksyjnych baranów, drepczących jak nakręcone automaty w stadzie sterowanym przez macherów „nowego ładu”? Jaka by nie była ich motywacja jedno wydaje się pewne. Weszli na drogę podłości. Czy są z siebie zadowoleni? Sądzę, że tak. Być może uważają się za rodzaj awangardy, rewolucjonistów, walczących o jedyną dopuszczalną prawdę. Być może wiwatują na wieść o klęsce czyjejś prawdy. Wszak udało się ją zakneblować.

Biedne ofiary manipulacji umysłami. Na swój sposób im współczuję. Na szczęście są młodzi, mają więc jeszcze czas, ażeby się ocknąć i zauważyć, że weszli na bardzo mroczny szlak.

P.S. A jednak żyjemy w lepszych czasach, bo przecież mogłam to napisać.

Zuzanna Śliwa

Źródło: Zuzanna Śliwa

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną