Czy sławny seksuolog z PRL postulował legalizacje seksu dorosłych z dziećmi powyżej 9 lat?

0
0
0
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne / pixabay.com

Zaintrygowały mnie doniesienia medialne o tym, że sławny seksuolog z czasów PRL, autor seks poradników popularnych w ostatniej dekadzie Polski ludowej, miał w swojej książce wydanej w 2014 roku postulować legalizacje seksu dorosłych z dziećmi powyżej 9 lat.

Z doniesień medialnych wynikało, że takie postulaty miały się znaleźć w książce „Seksualność dzieci i młodzieży. Pół wieku badań i refleksji" wydanej przez Wydawnictwo Difin w serii Engram (Warszawa, 2014) autorstwa profesora Andrzej Jaczewskiego. Okazało się, że fragment tej książki znajduje się (od 19 sierpnia 2014) na stronie andrzejjaczewski.wordpress.com. Papierowe wydanie książki dostępne jest w wielu księgarniach internetowych.

 

Rozdział 4 pracy nosi nazwę „Problem pedofilii". Zdaniem autora „seksualizm dzieci jest w ogóle tematem nieznanym, bowiem nie ma jak badać tego zjawiska. Nieprędko zmieni się ta sytuacja, bowiem każdy, kto by zechciał badać tę problematykę natychmiast wejdzie w ostry konflikt społeczny, gdyż seksualność dzieci jest tematem tabu".

 

Z książki wynika, że za komuny o wiele łatwiej było badać seksualność dzieci niż dziś - „większość badań nad rozwojem biologicznym dzieci, jakie przeprowadzano kilkadziesiąt lat temu, stało się u nas obecnie niemożliwe do realizacji. W opluwanym [...] okresie PRL można było badać wiele aspektów rozwoju (w tym także seksualnego). Można było zbierać ankiety na temat rozwoju seksualnego młodzieży, a przy badaniach podłużnych (longitudinalnych) wykonywać zdjęcia kolejnych etapów rozwoju. Obecnie, jak wykazało doświadczenie Z. Izdebskiego, wszelkie badania dotyczącej tej sfery, podlegają krytycznej i opartej na braku odpowiedniej wiedzy ocenie. W związku z tym stają się one trudne, a często nawet niemożliwe do realizacji".

 

Autor pracy, z rozrzewnieniem wspominający jak mógł robić nagim dzieciom fotki w czasach PRL, w swojej pracy potępił rygoryzm chrześcijaństwa. Jego zdaniem „chrześcijaństwo ze swoim ortodoksyjnym odłamem katolicyzmu seks uznawało zawsze za coś złego, nieczystego i grzesznego". Przykładem tego ma być celibat i potępienie onanizmu, „seksu poza i przedmałżeńskiego", „walka z antykoncepcją – w tym z prezerwatywami, nawet za cenę śmierci milionów Afrykańczyków umierających na AIDS".

 

Konsekwencją tego, negatyw zdaniem autora książki, rygoryzmu jest narzucenie społeczeństwo przeświadczenia, że przed seksem „trzeba chronić dzieci [...]. Nawet gdyby się okazało, że pewne formy pieszczot czy nawet aktywności erotycznej są dzieciom przyjazne, potrzebne i pożądane – trzeba je zwalczać. Ludzi, którzy ośmieliliby się łamać to tabu, należy uznać za [...] przestępców".

 

W swojej książce autor ubolewał też nad losem homoseksualistów, których naziści wysyłali do obozów, gdzie „znajdowali się na samym dole hierarchii. [...] byli gorzej traktowani niż Żydzi i Cyganie. W trakcie wyzwalania obozów koncentracyjnych przez wojska alianckie tylko ta kategoria więźniów nie została uwolniona i dalej pozostała w obozach". Autor pracy nie widzi też nic złego w adopcji dzieci przez homoseksualistów.

 

Refleksje na temat homoseksualizmu mają zdaniem autora książki ukazywać, że następuje pozytywny proces akceptacji tych zachowań seksualnych i zapewne taki sam pozytywny, zdaniem autora pracy, proces będzie miał miejsce w wypadku „niektórych zachowań dziś traktowanych potocznie jako zachowania o charakterze »pedofilnym«, np.: czułość i pieszczoty dzieci".

 

Autor w swojej pracy przypomniał, że zgodnie z polskimi przepisami (wprowadzonymi przez sanacje w 1932 roku) legalny jest dobrowolny seks dorosłego z osobą powyżej 15 roku życia. Jednak zdaniem autora pracy „15-latek może być dzieckiem, którego proces dojrzewania się jeszcze nie rozpoczął, ale może też być osobą biologicznie dorosłą. [...] granica wieku 15 [...] jest anachroniczna [...]. Kryterium wieku chronologicznego w okresie dojrzewania jest bezwartościowe [...]. Powinno się określać wiek indywidualnie, na podstawie nie metryki, a oceny auksologicznej".

 

Autor w swej pracy podzielił „okres rozwoju na trzy grupy:

– grupa I – małe dzieci do lat trzech,

– grupa II – średnia od 3 do 8 lat,

– grupa III – młodzież od 9 lat do pełnoletniości".

 

W publikowanym rozdziale można przeczytać, że dobrowolny „kontakt seksualny (jakim by nie był) z nastolatkiem w okresie dojrzewania" nie jest niczym złym, bo „w tym okresie młodzi ludzie zwykle wiedzą, na czym on polega i najczęściej mają dość odwagi by nie zgadzać się na propozycje, które są im niemiłe. Także trauma, jaka może powstać po kontakcie [...] może być mniejsza, bowiem wydaje się, że poza przypadkami przestępczych działań (zgwałceń, szantażu) istnieje jakiś stopień przyzwolenia młodego człowieka na daną aktywność".

 

Autor pracy postuluje „by określenie »pedofil« zachować tylko do grupy najmłodszej", czyli do dzieci do 3 lat. „Natomiast nie używać jej w odniesieniu do grupy wiekowej najstarszej. Należy nazywać ich efebofilami. Określenie efebofilia (z gr. éphebos – ten, który zaczął pokwitać + miłość) nie występuje w klasyfikacjach zaburzeń psychicznych DSM-5 i ICD-10".

 

Pisząc o odpowiedzialności karnej za seks z osobami od 9 lat, autor pracy stwierdził, że „program ochrony powinien dotyczyć oczywiście każdej grupy wiekowej, ale dla każdej powinien być inny. Także odpowiedzialność karna w przypadkach przestępczych powinna być zróżnicowana. Myślę, że w odniesieniu do grupy najstarszej powinna być taka sama jak w stosunku do dorosłych. Bardzo ostro karane zgwałcenie, przymus, wykorzystanie stosunku zależności, ale kontakty dobrowolne i świadome nie powinny być karane przynajmniej w najstarszej grupie".

 

W opinii autora pracy „rola dotyku w rozwoju emocjonalnym – szerzej niż seksualnym czy erotycznym – jest nieoceniona. Nad wyraz pozytywna. Pieszczoty to przede wszystkim dotyk – Dziecko potrzebuje pieszczoty poszukuje jej. Jeżeli nie znajduje jej u osób bliskich (matka, ojciec – rodzina) to szuka u innych osób, często obcych".

 

Zdaniem autora pracy „chłopcy mają dość ograniczone okolice erogenne. Jeżeli dotyk nie dotyczy genitaliów, to nie ma charakteru (dla odbiorcy) seksualnego. Głaskanie po głowie, plecach a nawet pośladkach w odniesieniu do chłopców często nie musi być czynnością seksu analną [...] Trudniejsza jest kwestia dotykania dziewcząt. Ich okolice erogenne są rozlegle i bogato na ciele rozlokowane. [...] Dotykając, głaszcząc pieszcząc dziewczynkę nie możemy być tak naprawdę nigdy pewni, czy nie pobudzamy jej erotycznie. Jednakże nie znaczy to, że pieszczoty nie są im potrzebne. Prezentuję stanowisko, że być może nawet bardziej niż chłopcom. Jest to trening, uczenie reaktywności seksualnej, która może w dojrzałym życiu stanowić o zdolności do odbierania seksualnej satysfakcji – przeżywania orgazmu".

 

Autor pracy deklaruje, że „najważniejsze jest subiektywne odczucie dziecka. Niektóre dzieci w zabawie ocierają się o kolano dorosłego – „prowokują" taki „zły dotyk". Jeżeli tak robią, to sądzę, że jest to wynik ich potrzeby. Jest to zapewne element treningu, rozwoju erotycznego". Dorosły zdaniem autora pracy może nie poddawać się takim erotycznym zabawom dzieci „ale bardzo delikatnie i subtelnie, tak, by dziecko nie odczuło odrzucenia. By nie odczuło, że stało się coś złego, by nie nastąpiło potępienie zachowania. To mogłoby być urazem znacznie głębszym, niż odwzajemniona pieszczota".

 

Autor w swej pracy „postuluję: dotyk, pieszczoty w każdym wieku są elementem treningu, elementem rozwoju erotycznego czy wprost seksualnego. Powinien być akceptowany, a osoby wybrane przez dziecko (najlepiej oczywiście bliska osoba) powinny odpowiadać pozytywnie na oczekiwanie dziecka".

 

Według autora pracy „żaden psycholog nie powinien dziecku wmawiać a priori (nawet przez dopytywanie), że pieszczoty, którym podlegały dobrowolnie, były dla niego czymś złym".

 

Autor pracy twierdzi, że „w historii pedagogiki znane są przypadki, kiedy piastunki (wiejskie dziewczyny) masturbowały małe dzieci, by je uspokoić lub uśpić. Znane są opisy etnografów, z których wynika, że dorośli w szczepach pierwotnej kultury masturbowali dzieci ku ich zadowoleniu. Nie ma naukowych podstaw, by przyjąć, że takie postępowanie tym dzieciom zaszkodziło".

 

Pisząc o społecznym stosunku do nagości, autor pracy stwierdził, że „nagie dziecko w każdym wieku jest piękne. Nasza cywilizacja traci bardzo wiele, pozbawiając nas szansy obcowania z tym naturalnym pięknem. (...) Konkursy czy pokazy tańca dzieci to przecież nic innego jak próby przełamywania tego tabu. Dzieci – niezawstydzane przez dorosłych moralistów – same odczuwają swoje piękno i chętnie je demonstrują. Jeżeli tylko wyzwolą się z pruderyjnych zakazów (a właściwie ich rodzice nie wpoją im takich norm) chętnie obnoszą się ze swą nagość. Ciekawe, że to częściej chłopcy ściągają kąpielówki i paradują nago na plaży niż dziewczynki. Fascynacja pięknem nagiego ciała dziecka nie musi być i nie jest w każdym przypadku faktem erotycznym".

 

Kontynuując temat nagości dzieci, autor pracy stwierdził, że „są rodziny, w których na porządku dziennym dorośli i dzieci chodzą po mieszkaniu nago. Nieznane mi są badania, które wskazywałyby, że dzieci wychowywane w takiej atmosferze ponosiły jakieś negatywne konsekwencje dla własnego rozwoju".

 

W rozdziale autor wspomina jak przed laty w ramach leczenia chłopców w wieku 11 – 14 lat „z zaburzeniami psychosomatycznymi" (sikających do łóżka w czasie snu) zorganizował dla nich „obozy typu harcerskiego. [...] Zorganizowaliśmy saunę. Chłopcy – kompletnie nienakłaniani – z widoczną uciechą uczestniczyli w parowych seansach. Także nago kąpali się w pobliskim baseniku.

Ich ochocze „paradowanie" nago znacznie przekraczało konieczne przygotowania do saunowania. Znakomita większość chętnie prezentowała swoją nagość".

 

Według autora pracy „można by zatem stwierdzić, że skłonność od obnażania się i demonstrowania swej nagości może być cechą charakterystyczną dla chłopców".

 

W opinii autora pracy „stosunek do nagości dzieci powinien ulec racjonalizacji. A już karanie więzieniem amatorów zdjęć (byle niedokonywanych pod przymusem czy szantażem) nagich nieletnich wydaje się kosztowną społecznie co najmniej przesadą".

 

Na karatach swojej pracy autor stwierdza, że „dzieci często uciekają się do najróżniejszych »podstępów«, by uzyskać pieszczoty, akceptację. Sam pamiętam grupę chłopców, którzy ustawiali się w kolejkę i prosili, by ich smarować kremem na opalanie". W swej pracy autor stwierdza, że „z moich obserwacji wynika, że dziewczęta te dążą do bliskości a nawet pieszczot, pocałunków, przytulania. Sytuacja może być niekiedy dla osoby dorosłej kłopotliwa". W opinii autora pracy „takie przypadki nie należą do rzadkości – powtórzę tu – są szczególnie nasilone wśród wychowanków domów dziecka i dzieci z rodzin o wyraźnym deficycie serdeczności".

 

Zdaniem autora pracy zagrożeniem dla dorosłych mogą być nieletnie prostytutki, których aktywność wiąże się z „częstymi aktami przemocy, rabunkami, rozbojami, a nawet morderstwami. Nie jest więc tylko tak, że zły dorosły demoralizuje małoletniego. Bywa, że dorosły jest jakoby potencjalną ofiarą nieletniego agresora. I nie są to przypadki rzadkie. [...] Wiele młodocianych dziewcząt i chłopców jest tak głęboko uwikłanych w prostytucję, że udział dorosłego – choć dwuznaczny moralnie – nie upoważnia do jednoznacznego potępiania, a zwłaszcza bardzo surowego karania. Zdarzają się jednak sytuacje, że przygodnie nawiązany kontakt z nieletnią prostytutką obojga płci kończy się nie pogłębieniem demoralizacji, a skutecznym działaniem pozwalającym wyjść z tego procederu".

 

Autor z sentymentem w swojej pracy wspomina jak „w czasach PRL-u [...] spotkałem wielokrotnie przypadki przemocy seksualnej wobec dzieci, które były załatwiane cicho i dyskretnie. Oszczędzano dzieciom udziału w dochodzeniach. Sprawców odsuwano od pracy z dziećmi, a niekiedy pozostawiano w pracy, jeżeli byli cennymi wychowawcami, co nie należało do rzadkości. Nauczyciela poddawano nadzorowi dyrektora. Zazwyczaj to wystarczało".

 

Według Wikipedii Andrzej Jaczewski „od 1957 pracował w Instytucie Matki i Dziecka, potem w Akademii Medycznej, gdzie kierował Zakładem Medycyny Szkolnej. Współtworzył pierwszą w Warszawie przychodnię dla młodzieży uzależnionej od narkotyków. Przez wiele lat pracował jako lekarz szkolny w Liceum Ogólnokształcącym im. Joachima Lelewela w Warszawie, gdzie współpracował [...]. W 1989 otrzymał tytuł profesora nauk humanistycznych. [...] W 1981 członek prezydium Rady Chorągwi Stołecznej ZHP. Przez 27 lat w telewizji prowadził programy nauki o człowieku dla szkół. Przez 25 lat dla „Jestem" pisał felietony z cyklu ''Kultura seksualna''. W „Gazecie Wyborczej" opublikował artykuł Rocznicowy Kadisz w stanie wojennym o antysemityzmie i obchodzeniu rocznicy powstania w getcie przez harcerstwo w PRL. Prowadził na stronie www.tokfm.pl blog „Cicer cum caule". Na swoim profilu na Facebooku prowadzi działalność publicystyczną. Wykłada sporadycznie na Uniwersytecie Warszawskim, w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej w Warszawie i Szkole Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku.[...] Autor 26 książek naukowych i popularnych, m.in. o wychowaniu seksualnym: ''Książka dla chłopców'', ''O chłopcach dla chłopców'', ''O dziewczętach dla dziewcząt'', ''Nasze dzieci dorastają. Rady dla rodziców i wychowawców'', ''Biologiczne i medyczne podstawy rozwoju i wychowania''.

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną