Droga Krzyżowa papieża Franciszka - czegoś zabrakło...

0
0
0
/

Tegoroczne Święta Wielkanocy przypadły w wyjątkowym czasie. Chyba jeszcze nigdy ich w ten sposób nie obchodziliśmy. Na całym świecie panuje epidemia koronawirusa, siejąc spustoszenia w kolejnych krajach. Żaden kontynent przed nim się nie uchronił.

W głębokiej zapaści znalazły się kraje Ameryki Łacińskiej. Tam, gdzie jest duże zaludnienie i bieda, sytuacja staje się tragiczna. Nikt nie przestrzega żadnych zasad odosobnienia. Na ulicach i bazarach ogromne tłumy kupujących i sprzedających. Katastroficzne wieści spływają ze Stanów Zjednoczonych, gdzie zaraza zbiera teraz największe żniwa, a zmarłych w Nowym Jorku grzebie się w masowych mogiłach, bo nie można zdążyć z pochowkami. W głębokiej pandemii jak dotąd nadal pogrążone są Włochy, Hiszpania, Francja, Niemcy, nie mówiąc już o mniejszych krajach.


W obliczu takiej katastrofy, z jaką dotąd nigdy się nie zetknęliśmy, stajemy bezradni z naszymi egzystencjalnymi pytaniami. Kościół katolicki odżegnuje się od traktowania tej katastrofy, jako kary Bożej. Stajemy niestety przed wielkim znakiem zapytania. Czym jest to nasze katastroficzne doświadczenie, jeśli nie upomnieniem Boga danym całej ludzkości. W takiej sytuacji powinniśmy się zwrócić o duchową pomoc do naszych kapłanów. Ale i to zostało nam odebrane. Ja mam to szczęście, że w Mszach św. uczestniczę zawsze w kościele redemptorystów, którzy znani są z doskonałych homilii i z bardzo dobrze prowadzonych rekolekcji. W tym roku tego mi zabrakło.
Został jednak największy autorytet Kościoła, papież Franciszek.  W ubiegłym tygodniu mogliśmy przeżywać z nim modlitwę na pl. Św. Piotra. Było to wstrząsające przeżycie. Pusty plac, zapadający mrok i w strugach deszczu kroczący samotnie papież. A potem modlitwa i adoracja słynnego krucyfiksu, który chronił Włochów kilkaset lat temu przed zarazą. Było to wstrząsające i niezapomniane przeżycie.


Dlatego z wielką nadzieją czekałam na Drogę Krzyżową, zapowiadaną przez duchownych komentatorów jako niezapomniane przeżycie. I rzeczywiście, tak jak poprzednio nie zawiodła sceneria. Ta sama pustka głównego placu watykańskiego, oświetlona jedynie palącymi się świecami i grupka osób krocząca z krzyżem, a wśród nich osoby reprezentujące personel medyczny z kliniki Gemelli.  No i najważniejsze – rozważania Drogi Krzyżowej.  Dotyczyły przeżyć więźniów, opieki penitencjarnej.  Kolejne stacje Męki Pańskiej i rozważania więźniów skazanych na dożywocie, inne ciężkie wyroki, katechety z nimi  pracującego, sędziego penitencjarnego. Najbardziej poruszająca była I Stacja Męki Pańskiej. Były to rozważania więźnia skazanego właśnie na dożywocie, który w więzieniu odszukał Boga. W dalszych stacjach relacje zaczęły się rozmywać, powtarzać, popadały w gadulstwo. Momentami miałam wrażenie, że oglądam program publicystyczny, ale w „Ocalonych” programie TVP relacje były ciekawsze, dochodzenie z upadku do wiary wyraźniejsze i bardziej przejmujące.


Nasuwa się zasadnicze pytanie, dlaczego Męka Pańska ma dotyczyć tylko więźniów, zwłaszcza teraz, gdy inne warstwy społeczne zostały dotknięte tragedią. Oczywiście można było poświęcić jedną ze stacji na problemy więźniów, ich wykluczeniu, samotności, zmierzeniu się ze swoim grzechem, podniesienia się z upadku i znalezienia drogi do Jezusa. Ale gdzie w tym wszystkim jest dramat lekarzy, pielęgniarek, salowych, które z narażeniem życia niosą pomoc zarażonym pacjentom, gdzie dramatyczne wybory kapłanów, którzy sami chorzy, rezygnowali z respiratorów, prosząc, aby były przeznaczone dla kogoś młodszego, mającego rodzinę, gdzie dramat ludzi starych, opuszczonych, kończących często bez żadnej opieki swoje życie w domach opieki społecznej itd., itp. Można by mnożyć w nieskończoność ludzkie dramaty w czasie zarazy. Dlaczego w Drodze Krzyżowej zostali tylko dostrzeżeni więźniowie? Pozostaje to tajemnicą papieża. Wiadomo od dawna, że Franciszek bardzo zwraca uwagę właśnie na tych najbardziej wykluczonych, najbiedniejszych, bezdomnych. Ale to nie były rozważania Drogi Krzyżowej na obecne tragiczne czasy. I jeszcze jedno, zabrakło słów samego papieża. Milczenie potrafi być bardziej wymowne niż wiele słów. Niemniej wierni potrzebowali słów otuchy płynących z usta Namiestnika Chrystusowego, a tego zabrakło. Tak samo było podczas transmisji Mszy Wielkanocnej., Nie było homilii. Dopiero papież skierował po Mszy św. kilka słów do określonych grup ludzi, skupiając się bardziej na wymiarze ekonomicznym niż duchowym.


Wyobrażam sobie słowa Jana Pawła II, albo Benedykta XVI płynące do wiernych w tych trudnych niemal apokaliptycznych czasach.

Iwona Galińska  

 

Źródło: redakcja

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną