Liban w labiryncie zależności

0
0
0
/

Ktoś, kto pamięta Liban sprzed wojny domowej 1975–1990, mógł śmiało o nim powiedzieć, że to miejsce cudu gospodarczego. Nie przypadkiem nazywano Liban Szwajcarią Bliskiego Wschodu. Niestety, ten obraz kraju i jego stolicy, Bejrutu, legł dosłownie w gruzach.

11 lutego br. w Bejrucie doszło do kolejnych zamieszek i starć protestujących, najczęściej młodych ludzi, z policją i wojskiem. Użyto armatek wodnych gazów łzawiących, a z drugiej strony – kamieni. Polski turysta może czuć się zdezorientowany. Widzi nowoczesne wieżowce i drogi, a jednocześnie – rozgoryczonych sytuacją polityczną i gospodarczą Libańczyków. Dlaczego od dłuższego już czasu ludzie chodzą pod parlament wyrażać niezadowolenie?

 

Krótka historia upadku i prób podniesienia się

Wojna domowa, kolejne interwencje wojskowe państw sąsiednich doprowadziły Liban do gigantycznych strat materialnych i w ludziach. W okresie rządów francuskich państwo otrzymało konstytucję i system polityczny oparty na parytetach uwzględniających podziały etniczno-religijne, co pozwalało utrzymywać przez lata kruchy konsensus polityczny.

Walka o powstanie państwa Izrael oraz kolejne wojny izraelsko-arabskie powodowały kolejne fale exodusu Palestyńczyków, także do pobliskiego Libanu. Ich organizacje polityczno-wojskowe zaczęły używać terytorium krajów, które ich przyjęły, jako baz wypadowych w walce przeciw Izraelowi. Państwa islamskie aktywnie zabiegały o wpływy w organizacjach palestyńskich, widząc w nich potencjał dla umocnienia swojej pozycji w społeczeństwach arabskich wspierających dążenia palestyńskich przywódców do utworzenia państwa palestyńskiego na terenach zajętych przez Izrael.

Z uwagi na granicę libańsko-izraelską organizacje palestyńskie nadały szczególne znaczenie Libanowi. W oparciu o mieszkających w licznych obozach dla uchodźców Palestyńczyków powstało państwo w państwie. Na taką sytuację nie godziły się organizacje libańskie, związane głównie ze społecznościami chrześcijańskimi i Druzami, a początkowo także z szyickim odłamem islamu. (Palestyńczycy są w większości wyznania sunnickiego).

Akcje Palestyńczyków przeciwko Izraelowi prowokowały akcje wojska i służb Izraela na terenie Libanu. Część organizacji libańskich zaczęła dążyć do wypchnięcia Palestyńczyków z Libanu, co doprowadziło do wojny domowej i interwencji Syrii i Izraela. Syrii udało się doprowadzić do podporządkowania sobie organizacji palestyńskich i dużej części szyickich. Liban stał się nieformalną, ale faktyczną prowincją syryjską. Walki, które zrujnowały kraj, zostały zakończone podpisaniem porozumienia z Taif w Arabii Saudyjskiej 22 X 1989 r. Porozumienie, nazywane Kartą Zgody Narodowej, przywróciło względny spokój i zmodyfikowało system parytetów w podziale władzy. Strony konfliktu zbrojnego zorganizowały się w dwóch głównych blokach politycznych: Sojusz 14 marca i Sojusz 8 marca.

Sojusz 14 marca reprezentował zwolenników opcji prozachodniej i pokojowej koegzystencji z Izraelem. Był konglomeratem organizacji i polityków z różnych grup religijnych i organizacji świeckich. Sojusz 8 marca zrzeszał siły związane z regionalnymi potęgami – Iranem i Syrią, szukające ich wsparcia, a wrogów upatrujące w Izraelu i państwach Zachodu. Byli to głównie szyici z Amalu i Hezbollahu.

Wreszcie w ostatnich wyborach 2018 r partie chrześcijańskie porozumiały się z przedstawicielami szyitów Amalem i Hezbollahem. Partia Wolny Ruch Patriotyczny, która kiedyś współtworzyła sojusz prozachodni, antysyryjski i antyirański, zawarła porozumienie – Memorandum Zrozumienia – z organizacją będąca ekspozyturą interesów Syrii Assada i Iranu. Takie wolty w celu zachowania wpływów politycznych i ekonomicznych w Libanie nie należą do rzadkości.

Wojna domowa wyrządziła poważne straty gospodarce Libanu, doprowadziła także do obniżenia zaufania między Libańczykami, a także erozji norm i wartości etycznych w życiu publicznym.

Poszczególni politycy, będący stronami w krwawym konflikcie, doprowadzili do kruchej stabilizacji. Zaczęto odbudowywać zniszczone miasta. W Bejrucie niemal ukończono restaurację starego miasta.

 

Liban ofiarą wielkiej polityki

Gospodarka Libanu, wyspecjalizowana w świadczeniu usług finansowych dla bogatych państw Zatoki Perskiej, nie potrafi odzyskać dawnej świetności. Przyczyn można wymieniać wiele. Według obserwatora z zewnątrz, kiedy w Libanie trwały walki, państwa Zatoki Perskiej zaczęły inwestować we własną infrastrukturę instytucji finansowych. Nie przypadkiem w amerykańskim Citi Banku głównymi akcjonariuszami zostali saudyjscy inwestorzy. W imię spokoju ostatnimi czasy w rządach Libanu uczestniczą ministrowie kojarzeni z organizacją szyitów – Hezbollahem. W USA, Izraelu i państwach UE Hezbollah, powiązany z Iranem i Syrią, jest uważany za organizację terrorystyczną. Ten fakt tym bardziej ogranicza napływ do Libanu kapitałów z USA i państw Zatoki Perskiej.

Kolejne rządy libańskie nie potrafiły znaleźć nowego pomysłu na kraj, co gorsza, niemal wszyscy politycy tradycyjnych ugrupowań politycznych stracili zaufanie Libańczyków ze względu na szerzącą się korupcję, nepotyzm, układy rodzinne, klanowe i towarzyskie na wszystkich szczeblach władzy, w tym i w wymiarze sprawiedliwości. Bogactwo polityków razi szczególnie w czasach stagnacji gospodarki.

 

Uchodźcy w Libanie. Lekcja dla Polski

Liban, liczący 4,5 mln mieszkańców, to także kraj uchodźców. Wielu z nich przybyło w kolejnych falach, począwszy od 1948 r., z ogarniętej wojną i poddanej czystkom etnicznym Palestyny. W Libanie uzyskali schronienie, ale ich organizacje traktowały terytorium Libanu jako bazę wypadową na obszar wrogiego Izraela. Doprowadziło to do militarnych akcji Izraela i stało się jedną z przyczyn wojny domowej.

Od 2011 r zaczęli licznie przybywać uchodźcy z Syrii. Spotykaliśmy wielu z nich na ulicach libańskich miast. Liban obok Turcji był jedynym krajem, który otworzył się na nieszczęście uciekinierów z Syrii. Opłacił to jednak starciami z bojówkami Państwa Islamskiego, przenikającymi na jego teren razem z uchodźcami.

Społeczeństwo Libanu, samo pogrążone w kryzysie gospodarczym, postrzega przybyszów jako zagrożenie dla własnych miejsc pracy. Zdesperowani uchodźcy są gotowi pracować za zaniżone stawki.

Odwiedzając Liban, przekonujemy się, że możemy podziękować naszym rządom, że nie dały się uwieść politykom dużych państw UE, proponującym Polsce mechanizm relokacji przy jednostronnie prowadzonej polityce otwartych drzwi. Nasz kraj, do którego już przyjechało 2 mln Ukraińców wskutek tamtejszego kryzysu ekonomicznego wywołanego wojną, nie jest przygotowany instytucjonalnie i kulturowo do prowadzenia skutecznych działań integracyjnych, tak jak byłe kraje kolonialne. Duża liczba uchodźców przybywająca w krótkim czasie może wywołać problemy społeczne w społeczeństwie polskim i wśród nowo przybyłych. Pomagajmy tak, by sobie nie szkodzić.

 

Tragedia syryjskich chrześcijan

Część z licznej grupy uchodźców przybywających do Libanu to chrześcijanie. Ci, z którymi rozmawialiśmy, mówili, żeby nie wierzyć propagandzie Assada jakoby obdarzał chrześcijan specjalną troską. Jeśli chrześcijanin wyrażał w Syrii otwarcie sceptycyzm wobec wszechwładzy BAAS i krytykował np. korupcję polityków, mógł skończyć jak wielu innych dysydentów i opozycjonistów – torturowany, a potem zamordowany w piwnicy i ukradkiem, nocą pochowany w bezimiennym grobie.

Partia BAAS była tworzona na podobieństwo KPZR, a syryjskie służby bezpieczeństwa czerpały z doświadczeń NKWD-KGB i SMIERSZ-GRU. Przed wybuchem wojny domowej – trzeba tu jasno powiedzieć: sprowokowanej przez służby baasistowskiej bezpieki w determinacji utrzymania władzy za wszelką cenę – chrześcijanie, tak jak inne mniejszości religijne i etniczne, starali się unikać konfliktów z władzą. To była strategia trwania w mało przyjaznym środowisku. Nieliczni wchodzili do systemu władzy i stawali się jego częścią. Wśród wielu, zwłaszcza sunnitów, stereotyp: chrześcijanin – zwolennik reżimu Assada był popularny, jednak ten opresyjny system uderzał tak naprawdę we wszystkie grupy mniejszościowe.

Tragedia losu chrześcijan polega na tym, że byli wyniszczani i wyrzucani z domów przez radykalnych bojowników islamskich walczących z Assadem. Strategie przetrwania wypracowywane przez setki lat nie zadziałały. W obozach dla uchodźców chrześcijanie jako mniejszość często byli dyskryminowani przez uchodźców muzułmańskich i zajmowali najniższe szczeble drabiny społecznej. Odpowiednie instytucje ONZ z rzadka dostrzegały ten problem.

Warto tu zrobić dygresję, że w Libanie angażują się polskie organizacje charytatywne: Caritas, Fundacja Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, Polskie Centrum Pomocy Charytatywnej i inne. Niosą znaczącą pomoc, organizując pomoc medyczną, zapewniając namioty czy całe wioski kontenerowe. Organizują także pomoc rozwojową ważną dla lokalnych mieszkańców, np. rozbudowę oczyszczalni ścieków.

Polityka pomocy na miejscu jest bardziej efektywna i może trafić do większej ilości osób w ramach posiadanego budżetu.

 

Protesty – zwiastun nowej ery?

Młodzi ludzie pełni energii i nadziei opowiadali nam o swojej wizji walki o nowy, lepszy Liban. Uważają, że za zły stan gospodarki Libanu odpowiadają wszyscy politycy tzw. tradycyjnych ruchów politycznych. Współpracują oni ze sobą nie dla dobra kraju, ale by utrzymać swoje przywileje i władzę. Używają przewrotnie argumentów religijnych, tworząc sztuczne podziały i poczucie zagrożenia reprezentowanych przez siebie społeczności. Korupcja i nepotyzm dotyka wszystkich. Skorumpowane są także organa ścigania i wymiar sprawiedliwości. Tradycyjny, patriarchalny system społeczny krępuje aktywność kobiet, blokując uwolnienie kapitału społecznego. Widoczne jest dążenie do świeckości państwa i zmian społecznych umożliwiających budowę nowoczesnej wspólnoty narodowej typu europejskiego.

Czy jednak wartości religijne naprawdę są przeszkodą w rozwoju? A może to hipokryzja rządzących i właśnie odejście od wartości opartych na Dekalogu przyczyniają się do szerzenia zła w życiu publicznym?

Europejski model państwa opiekuńczego jest przeciwstawiany modelowi stosunków społecznych i gospodarczych, który funkcjonuje w Libanie. To jeden z paradoksów tego państwa: konserwatyzm stosunków społecznych współegzystuje z liberalnymi rozwiązaniami gospodarczymi, dużym udziałem kapitału prywatnego w PKB kraju. Wiele obszarów tzw. usług publicznych, np. służba zdrowia, energetyka, usługi komunalne – wymaga reform.

Powstają nowe inicjatywy polityczne głoszące potrzebę transparentności, walki z korupcją, a także z pamiętającym czasy Francuzów systemem parytetów ze względu na przynależność religijno-etniczną. Wspomniane na początku protesty są także okazją do autopromocji wielu małych, skrajnych ugrupowań lewicy. Uczestnicy protestów nie wierzą jednak partiom i przywódcom. Tworzą ruch bez spójnego programu reform. Mimo przekonania o odpowiedzialności polityków rządzących dotychczas ugrupowań za problemy Libanu, nowe inicjatywy polityczne są przyjmowane z dystansem. Protestujący obawiają się, że na ich plecach przyjdą do władzy kolejni skorumpowani politycy, a los ludzi się nie zmieni.

Tylko część uczestników protestów to osoby biedne, pochodzące z ubogich szyickich dzielnic Bejrutu. Spotykaliśmy wśród protestujących także dobrze wykształconych przedstawicieli klasy średniej, studentów renomowanych uczelni.

Niestety należy się obawiać, że samo doprowadzenie do transparentności w polityce i dobrych praktyk w organach państwa nie wystarczy. Także zniesienie systemu parytetów, choć przybliży kraj do współczesnych modeli demokracji typu liberalnego, bez aktywnych działań przyciągających kapitały inwestujące w realną gospodarkę opartą na wiedzy nie spełni oczekiwań społecznych, a są one niemałe. 75% pracujących Libańczyków dostaje wynagrodzenia miesięczne ponad 1260 USD. Zarobki w Libanie na tle regionu są wysokie. Pracownik służby zdrowia (dietetyk) zarabia około 1800 USD miesięcznie, dostaje także dodatki na paliwo. Tu trzeba dodać, że w Libanie praktycznie nie ma transportu publicznego, jaki znamy w Europie. Zdecydowana większość mieszkańców Bejrutu posiada samochody, a transport zbiorowy zapewniają prywatne busy i taksówki. Podatki są niskie w porównaniu np. z Polską, ale edukacja czy usługi medyczne są płatne.

 

Analogie do protestów w Hongkongu 2019 r.

Można zauważyć pewne podobieństwa protestów społecznych w Bejrucie do zamieszek w Hong Kongu. Podobne jest tło ekonomiczne, hasła i forma organizacji. To pokazuje, że świat młodych ludzi, niezależnie od położenia geograficznego, bardzo się ujednolicił. Można się komunikować i organizować przez internet, bez charyzmatycznych przywódców, a nawet nie znając się wzajemnie. Społeczeństwa Hong Kongu i Libanu nie należą do biednych. Zmagają się jednak ze stagnacją gospodarek wynikającą z uwarunkowań wewnętrznych (korupcja, brak wizji rozwoju elit rządzących) i zewnętrznych. W przypadku Hongkongu następują próby przejęcia centrów usług i handlu przez Chiny kontynentalne, a w przypadku Libanu kraje Zatoki Perskiej zaczęły wypychać ze swoich rynków libańskie banki, zastępując je własnymi instytucjami finansowymi.

W obu miejscach mamy do czynienia z dużym napływem migrantów. Do Hongkongu przedostaje się ok 200 Chińczyków z ChRL dziennie; w Libanie przebywa od 1 mln do 2 mln uchodźców z Palestyny i Syrii. I w Hong Kongu, i w Bejrucie popularny jest film Zima w ogniu o Rewolucji Godności na Ukrainie (dostępny na platformie Netflix), który stanowi inspirację dla młodych demonstrantów. W Hong Kongu jednak po Rewolucji Parasolek zrezygnowano z formy miasteczek namiotowych, w Bejrucie zaś demonstranci okupują plac Męczenników. Postawiono namioty noclegowe, regularnie wydawane są posiłki, a nawet wydzielono miejsca pracy dla przedstawicieli prasy. Między namiotami stoją dzieła wykonane przez rewolucyjnych artystów – np. rzeźba zbudowana wyłącznie z kanistrów po gazie łzawiącym.

 

Próba blokady parlamentu i gwałtowne starcia

12 lutego na godzinę 11 zaplanowana była sesja parlamentu mająca doprowadzić do sformowania nowego rządu zjednoczonej koalicji. Spotkało się to z silnym sprzeciwem opozycji i demonstrantów, którzy zapowiedzieli tego dnia blokadę gmachu parlamentu, odgrodzonego już przez służby państwowe murem od miasta. Protestujący zamierzali nie dopuścić do głosowania odpowiedniej liczby deputowanych i w konsekwencji – doprowadzić do kolejnych wyborów parlamentarnych. W noc przed sesją parlamentu na placu Męczenników zbierali się młodzi ludzie, by o świcie przystąpić do blokady, którą ostatecznie podjęli dopiero o godzinie dziewiątej, wychodząc na ulice otaczające mur wokół parlamentu i blokując ruch. Wśród nich były osoby w wieku studenckim, szkolnym, ale również ludzie starsi. Jedną trzecią stanowiły kobiety, których duże zaangażowanie w protesty i traktowanie ich na równi z mężczyznami to cecha Bejrutu jako jednej z oaz pod tym względem na Bliskim Wschodzie.

Blokada spotkała się jednak z ze zdecydowaną reakcją wojska, które rozlokowano w centrum miasta jako wsparcie dla policji. Wojskowi budzą w Bejrucie respekt, jako że wielu Libańczyków ma żołnierzy w rodzinach, a wojsko jest zaangażowane w walkę z terroryzmem i kryminalistami w Libanie i ponosi w tej walce straty. Zaledwie kilka dni wcześniej kilku żołnierzy ogłoszono męczennikami po fatalnej wymianie ognia z przestępcami. Wojsko uzbrojone w karabiny z ostrą amunicją, ale również w klasyczny sprzęt prewencji w postaci pałek i tarcz, bardzo szybko zepchnęło demonstrantów z drogi. Ci nie stawiali większego oporu, a w większości przypadków słuchali poleceń żołnierzy. Gdy tylko żołnierze wycofywali się po odblokowaniu ruchu, demonstranci wychodzili na drogę ponownie, tak że wojsko musiało spychać ich kilkakrotnie. W tym czasie przy samym miasteczku namiotowym, znajdującym się przy archeologicznych stanowiskach starożytnych rzymskich ruin, wybuchły walki. Demonstranci próbowali zdemontować mur wokół parlamentu, a znajdujące się za nim dwie armatki wodne starały się silnym strumieniem wody powstrzymać ich przed tym, co spotkało się tylko z eskalacją ich usiłowań. Mężczyźni i kobiety zaczęli ciskać kamieniami w kierunku armatek i oddziałów prewencji policji, na co odpowiedziano wystrzałami gazu. Takie starcia trwały parę godzin. Do niebezpiecznej sytuacji doszło, gdy żołnierze brutalnie rozpędzili tłum, wdając się w szarpaniny, na co demonstranci odpowiedzieli masowym obrzucaniem żołnierzy kamieniami. Ostatecznie żołnierze wycofali się, a demonstranci zaprzestali ataków na wojsko. Około godziny 15 policja przeprowadziła szturm na miasteczko namiotowe, co spotkało się z bardzo ostrym oporem okupujących plac manifestantów. Zmuszona pod gradem kamieni prewencja wycofała się aż do bram parlamentu, gdzie była atakowana przez rozwścieczony tłum młodych ludzi. Dopiero zdecydowany kontratak policji wspartej przez wojsko odrzucił demonstrantów ponownie na plac.

Warto zauważyć, że przeszkolenie policji do zadań kontroli tłumu w Libanie jest niewystarczające. Wielokrotnie zdarzały się sytuacje, gdy gazem ostrzelane zostało wojsko wspierające policję, a ponieważ żołnierze nie byli wyposażeni w maski przeciwgazowe, większość uległa zatruciu i nie była w stanie pełnić swoich zadań. Wielu funkcjonariuszy policji nie było również w stanie powstrzymać emocji i ciskało w demonstrantów kamieniami. Uczestnicy protestów, którzy podczas starć dostali się w ręce funkcjonariuszy, byli bici do nieprzytomności na oczach prasy, a następnie ciągnięci po asfalcie do miejsc przetrzymywania. Ostatecznie tego dnia policja przy wsparciu wojska spacyfikowała demonstrację, spychając jej uczestników z okupowanego placu Męczenników, do czego użyła m.in. kilkudziesięciu kanistrów z gazem łzawiącym. Nieprzygotowanie i zaskoczenie demonstrantów wobec użycia gazu spowodowało ich rozproszenie i ustanie walk jeszcze przed zapadnięciem zmroku. W walkach rannych zostało kilkadziesiąt osób z policji, armii i demonstrantów.

Ostatecznie 84 na 128 deputowanych wzięło udział w obradach parlamentu i ta liczba wystarczyła, żeby oficjalnie sformowano nowy rząd. Protestujący, liczący na przyspieszone wybory parlamentarne, nie osiągnęli swego celu.

 

Liban bez końca historii

Obecne protesty budują społeczeństwo obywatelskie zaangażowane w sprawy całego kraju – nie tylko swojej grupy etnicznej czy religijnej. Uwolnienie pozytywnej energii społeczeństwa może przywrócić Libanowi jego wielkość – naturalnie nie w znaczeniu terytorium, bo to kraj o powierzchni województwa świętokrzyskiego, ale w rozumieniu siły gospodarki i bogactwa obywateli. Ważne, by w tej walce o nowoczesność nie stracić dorobku przeszłych pokoleń. Jest on zaklęty m.in. w przepięknej architekturze sakralnej i świeckiej z przełomu XIX w i XX w., obyczaju i niezwykle barwnej i zróżnicowanej kulturze.

Najważniejsze dla Libanu jest, aby nie wróciła do niego wojna.

Źródło: Mariusz Patey, Witold Dobrowolski

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną