Donosiciel na donosicielu i donosicielem pogania - "Policja balkonowa" czasów koronawirusa

0
0
0
/ Zbiór Afiszów" Archiwum Państwowego m.st. Warszawy

W Europie Zachodniej, a zwłaszcza w Hiszpanii i Francji (paradoksalnie nie we Włoszech), a także w Polsce (o czym może w innym artykule) rozwinęło się pięknie donosicielstwo związane z rzekomą "pandemią". Niezawodna "Gazeta Wyborcza (która sama jest mocno za instytucją "sygnalisty", czyli zwyczajnego donosiciela - w końcu redachtorom wywodzącym się ze społeczności donoszącej na Polaków do NKWD, a czasami ich praszczurowie w owej NKWD służyli, więc kilkupokoleniowa tradycja zobowiązuje). Tak więc odbiór działań bohaterów artykułu: "Policja balkonowa" w Hiszpanii i donosy we Francji. "Jesteśmy świadkami polowania na czarownice" dla większości czytelników tego medium był jak najbardziej pozytywny.

Francuski dziennik "20 minutes" poinformował:

"Dzieci bawiące się na ulicy, sąsiad, który po raz czwarty idzie z psem na spacer czy sąsiedzki grill - policja we Francji otrzymuje coraz więcej zgłoszeń dotyczących łamania lub naruszania zasad przebywania w miejscach publicznych wprowadzonych w związku z epidemią koronawirusa. W Bordeaux 70 procent telefonów na policję dotyczy donosów. Coraz więcej Francuzów dzwoni na numer alarmowy policji i żandarmerii, by poskarżyć się na osoby, które łamią zasady dotyczące opuszczania domów czy przebywania w miejscach publicznych. Francuzi obserwują się z okien i balkonów. Nie zawsze to podglądanie kończy się uprzejmie.  W niektórych miastach zjawisko to przybrało na silne. W Bordeaux 70 procent połączeń dotyczy donosów. Podobnie wysoka liczba zgłoszeń obserwowana jest w Tuluzie, Nancy, Lens czy Strasburgu - powiedział sekretarz generalny związku zawodowego zrzeszającego policjantów Alternative police, Denis Jacob. Funkcjonariusze wielu miast, między innymi Paryża, zaapelowali do mieszkańców, by nie dzwonili z każdym nieprzestrzeganiem zasad izolacji, ponieważ kontrolą osób na kwarantannie zajmują się inne służby. Tracimy na te zgłoszenia mnóstwo czasu, zamiast interweniować w bardziej pilnych sprawach. Ludzie dzwonią, by donieść o dzieciach bawiących się na dworze, na sąsiada, który po raz czwarty wyprowadza psa na spacer lub przyjaciół, którzy urządzili grilla - dodał związkowiec. Mieszkańcy nie tylko dzwonią, ale robią też zdjęcia, które wysyłają na portale społecznościowe prowadzone przez jednostki policji lub władze regionu. Jesteśmy świadkami pewnego rodzaju polowania na czarownice: kiedy pewne grupy są piętnowane za swoje zachowanie. Pozwala to niestety na reaktywację niebezpiecznych stereotypów. Obywatele odczuwają braki w zaopatrzeniu, nie mogą się swobodnie przemieszczać i ponoszą straty ekonomiczne, co sprzyja takiemu zachowaniu - powiedział cytowany przez dziennik socjolog Xavier Rousseaux. - Większość donosów ma miejsce między ludźmi, którzy się znają i mają wcześniejsze spory. Stąd też pragnienie, by rozliczyć się z sąsiadem. To zjawisko wywoływane jest strachem. Groźba choroby i śmierci mąci nasze rozeznanie i prowadzi do zachowań niespotykanych w normalnych czasach. Niektórzy obawiają się, że czas przymusowej izolacji wydłuży się na skutek nieprzestrzegania zasad przez niektóre osoby. Uważają, że zgłaszając takie przypadki, działają dla dobra zbiorowego - mówi z kolei psychiatra Anne Raynaud. - Wierzą, że są zaangażowani w misję i myślą, że pomagają policji - potwierdza dalej Denis Jacob.

Kto chce może sobie przeczytać na stronie dziennika.

https://www.20minutes.fr/

 

 

Źródło: 20 minutes

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną