Jakie koszty duchowe poniesie Kościół w Polsce z powodu koronawirusa?

0
0
0
/

Rozważania na portalach katolickich na temat wpływu koronawirusa na wiarę i Kościół sprowadzają się na razie zazwyczaj do tego, jakie korzyści katolicy z tego osiągną, odczuwając np tęsknotę za Bogiem i Eucharystią. Pomija się fakt, że ograniczenia dotyczące wiernych w kościołach mogą dokonać także olbrzymiego spustoszenia.

Ponad miesiąc już wierni w Polsce nie mają normalnego dostępu do Eucharystii, także niedzielnej, większość z nich nie chodzi do kościoła. Dzisiaj przypada pierwsza niedziela, kiedy restrykcje zelżały, bo już nie obowiązują ograniczenia dotyczące przebywania najwyżej pięciu wiernych w kościolach, ale jeden wierny może przypadać na 15 metrów kwadratowych.

Bardzo prawdopodobne jest jednak, że chociaż sytuacja się trochę zmieniła, większość wiernych i tak postanowi zostać w domach. I tak nie pomieściliby się w obecnej sytuacji w kościołach, czują wciąż lęk, nie wiedzą, ilu z nich uda się na Eucharystię. Wydaje się więc, że nawet w dużych świątyniach, gdzie może przebywać po 200 osób i więcej, tłumów nie będzie.

Minister zdrowia mówi, że szczyt zachorowania może przypaść nawet dopiero na listopad, a z tym związane są podstawowe restrykcje. Zapowiedział zresztą, że będą obowiązywać do czasu wynalezienia szczepionki. Entuzjastycznie przyjął, że uda się ją opracować w rok, ale wielu ekspertów mówi nawet o 10 latach.

W optymistycznym wiarancie wierni będą mogli bez obostrzeń wrócić do kościołów za parę miesięcy, a w pesymistycznym - za kilka lat. W tym czasie, w większości, nie będą uczestniczyć w Eucharystii, nie będą się spowiadać, nie pójdą do kościoła nawet w Wielkanoc.

Trudno sobie nawet wyobrazić straty duchowe nieuczestniczenia we Mszy przez kilka miesięcy, a dopiero co przez kilka lat. Wielu katolików nie spowiadało się w okresie wielkanocnym, chociaż niektórzy robią to jedynie wówczas. Prawo kościelne mówi natomiast, że ten, kto choć raz w roku się nie wyspowiada, pozostaje poza wspólnotą Kościoła. Wielu odzwyczai się zapewne od Kościoła i go porzuci.

Co zresztą mówić o wymiarze materialym? Jeśli sytuacja się przedłuży, zbankrutuje wiele parafii i całych diecezji, upaść mogą całe zgromadzenia, zwłaszcza kontemplacyjne, upadną dzieła charytatywne, a biskupi wyprzedadzą część kościelnego majątku w postaci ziemi czy budynków. To też przełoży się na życie duchowe i ograniczenie ewagelizacji.

W Hiszpanii już biskupi prosili o pomoc państwo, ale socjalistyczny rząd powiedział, że nie da Kościołowi nawet jednego euro. W Polsce także tarcza antykryzowa nie przewiduje pomocy dla Kościoła.

Jeśli tak wielkie straty poniesie Kościół w dziedzinie materialnej, to o ile większe w dziedzinie duchowej - jak wielu sakramentów i związanych z nimi łask wierni nie otrzymają, ilu z nich życie duchowe obumrze i ilu nigdy już nie zmartywchwstanie? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie dzisiaj, ale warto je zadawać, aby widzieć, że koronawirus jest tragedią także dla życia duchowego w Polsce. I nie zrównoważy jej fakt, że niektórzy się nawrócą.

 

 

Źródło: Michał Krajski

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną