Stanisław Michalkiewicz o strajku przedsiębiorców "Sukces i ruskie onuce"

0
0
0
/ Stanisław Michalkiewicz

Okazało się, że Polacy odnieśli kolejny sukces, tym razem dzięki majowemu porozumieniu Jarosława z Jarosławem, (jak Jarosław z Jarosławem) to znaczy – tego Najważniejszego Jarosława z Jarosławem Mniej Ważnym – chociaż to nie jest do końca pewne, bo skoro Najważniejszy Jarosław nie jest w stanie odnieść sukcesu bez pójścia na kompromis z Jarosławem Mniej Ważnym, to może nie jest już Najważniejszy?

Tak czy owak  - sukces w postaci odłożenia wyborów prezydenckich ad calendas graecas został odniesiony. A z sukcesem – jak to z sukcesem – ma on wielu ojców, podczas gdy klęska, jak wiadomo, jest sierotą. Toteż w obozie dobrej zmiany rozpoczął się gorączkowy proces ustalania ojcostwa tego sukcesu, a konkretnie – kto ma płacić z tego tytułu alimenty. Z tego właśnie powodu, obok oczywiście znanej na całym świecie skromności (“moja skromność jest znana na całym świecie!”) tamtejszych działaczów (“Iluż wielkich działaczów wyjrzało z rozporka? - zastanawiał sie poeta), wszyscy działacze od ojcostwa  sukcesu się uchylają, co sprawia wrażenie, jakby sierotą był również ów sukces. Czym w takim razie różniłby się sukces od klęski? To pytanie pokazuje, że propaganda sukcesu, w której specjalizują się związane tysiącem zależności od rządu i spółek Skarbu Państwa niezależne media głównego nurtu, ma również swoje plusy ujemne, bo może wpędzać rzesze wyznawców dobrej zmiany w potężny dysonans poznawczy.


   Nie jest to oczywiście najważniejsze, ani największe zmartwienie, bo tacy na przykład przedsiębiorcy, zamiast radować się z osiągniętego sukcesu, a ściślej – z sukcesów, bo ten sukces jest tylko nierozerwalnym ogniwem w całym paśmie sukcesów – dlaczegoś się buntują. Dotychczas jeśli już ktoś się buntował, to raczej “lud”, poczas gdy przedsiębiorcy na ogół się nie buntowali, tylko cierpliwie znosili oskubywanie ich przez  rozrastającą się armię Naszych Dobroczyńców z obawy, by nie zostali oskubani doszczętnie. Lud to co innego; jak zauważył Karol Marks, nie ma on nic do stracenia prócz swych kajdan i niewoli, bo takiego jednego z drugim golasa żaden urząd skarbowy oskubać nie potrafi. Toteż lud się buntuje (“sire, burzy się proletariat!”), a władza w zapale próbuje go jakoś udobruchać, dopuszczając do udziału w łupach w postaci okruszków ze stołu pańskiego, co jak dotąd nie tylko raczej się udaje, ale nawet przynosi polityczne korzyści. O ile zatem z udobruchaniem ludu dobra zmiana już nauczyła się sobie radzić, o tyle buntem przedsiębiorców wydaje się nieprzyjemnie zaskoczona, podobnie jak obóż zdrady i zaprzaństwa nie bardzo wiedział, jak udobruchać protestujących policjantów. Zjechali się z całej Polski, w mundurach i w cywilu, stali przed Kancelarią Premiera Tuska i skandowali: “Zło-dzie-je! Zło-dzie-je!”. Było to zdumiewające, bo nawet dziecko wie, że jak policjant widzi złodzieja, to rzuca się za nim w pogoń, tymczasem tutaj żaden nawet nie drgnął. Nawyraźniej skądś wiedzieli, że tych złodziei łapać im nie wolno, więc tylko głosem sygnalizowali ich obecność. Podobnie rząd wie, że nie wolno mu  sprzeciwiać się sodomitom, więc bunty sodomitów policja posłusznie ochrania. Przedsiębiorcy to co innego, więc gwoli ich spacyfikowania, rząd dobrej zmiany wysłał policję, bo kto to widział, by jacyś  buntownicy zakłócali radosne “święto demokracji”? Zostało ono co prawda odłożone, ale przecież pozostał ślad po odłożeniu, podobnie jak ślad po zatarciu cenzorskiej nagany – co w swoim czasie zauważył cesarz Klaudiusz (“niech przynajmniej zostanie ślad po zatarciu!”). Zatem jeśli nawet święto demokracji jest odłożone, to zakłócać go nikomu, a zwłaszcza przedsiębiorcom, nie wolno, no i stąd policja, która skwapliwie skorzystała z okazji, by sobie trochę podokazywać.


   Jak do tej pory wszystko jest jasne i proste, jak budowa cepa. Wyjaśnienia wymaga okoliczność, dlaczego przedsiębiorcy zbuntowali się akurat teraz, gdy cały naród, pod przewodnictwem partii, skupiony wokół dobrej zmiany, bohatersko walczy ze zbrodniczym koronawirusem? Tajemnica to wielka, ale spróbujmy uchylić jej rąbka. Na pierwszym planie widzimy jedną z przyczyn, właśnie w postaci niedoszłego święta naszej demokracji. Sęk w tym, że – jak mogliśmy się przekonać choćby podczas ostatniej telewizyjnej debaty – niektórzy kandydaci twierdzili, że są przedstawicielami przedsiębiorców. Nic więc dziwnego, że chcieliby swoje pełnomocnictwo jakoś zaznaczyć, zwłaszcza tuż przed wyborami, żeby wyborcy-suwerenowie nie zapomnieli, kto pragnął przychylić im nieba. A ponieważ taki bunt trzeba zaplanować i przygotować zawczasu, podobnie zresztą jak wszystkie inne spontaniczne wydarzenia, toteż wybuchł on akurat teraz, chociaż święto demokracji zostało odłożone. Nastąpiło to jednak w ostatniej chwili, kiedy przygotowań nie można było już odwołać, więc można powiedzieć, że bunt pojawił się niejako siłą inercji. Odwoływanie mobilizacji w ostatniej chwili nie tylko działa bowiem szalenie deprymująco na zmobilizowanych, ale w dodatku podważa zaufanie do inicjatorów przedsięwzięcia, Zwracałem na to uwagę jeszcze w latach 60-tych, kiedy wśród naszych pracowników przemysłu rozrywkowego zapanowała moda na protest-songi. Jeden z nich np. wyśpiewywał: “zawróćcie samoloty, latające fortece, piaskiem bunkry zasypcie... “ i tak dalej – najwyraźniej nie zdając sobie sprawy ile komplikacji i rozczarowania  może przynieść zawracanie latających fortec znad celu. Toteż i pan Tanajno nie mógł zrobić takiego głupstwa, dzięki czemu bunt objawił się w całej straszliwej postaci.


   Jednak nie ma dymu bez ognia, bo co tu ukrywać; przedsiębiorcy, obok kierowców są najbardziej prześladowaną grupą społeczną – oczywiście z wyjątkiem tych, co to przeborowali sobie jakieś dojścia do władzy. Toteż hasła do buntu padają w tym środowisku na podatny grunt, zwłaszcza w sytuacji, gdy walka rządu z epidemią zbrodniczego koronawirusa doprowadziła do zablokowania całych segmentów gospodarki, nie tylko pozbawiając przedsiębiorców dochodów, ale w dodatku dostarczając pretekstu do moralnego szantażu, by mimo braku dochodów nie zwalniali pracowników.


   Oczywiście te wyjaśnienia nie są przyjmowane do wiadomości przez propagandystów opłacanych przez dobrą zmianę. Dla nich wszystko jest jasne; ci protestujący przedsiębiorcy, to nie żadni przedsiębiorcy, tylko “ruskie onuce”. Tak w każdym razie uważają autorzy “Codziennej Gazety Polskiej”, których publikacje powielił “poświęcony” portal “Fronda”, który do wykrywania ruskich onuc po zapachu ma specjalnego nosa. Podobne wyjaśnienia prokurowała PZPR dowodząc, że strajkowały “warchoły”, albo “kolesie”, którzy poza tym nie byli miejscowi, tylko przyjezdni, bo tutejsza klasa robotnicza zdecydowanie się od tych awantur odcina, jako że są one  wodą na młyn zachodnioniemieckich rewizjonistów i odwetowców spod znaku Hupki i Czai. Teraz na odwetowców nie bardzo wypada szczekać, ale od czego jest Putin. Putin – jak mówi piosenka -  jest dobry na wszystko; nie tylko na wyjaśnienie przyczyn buntu, ale nawet “na ładną, niewinną panienkę”.
                                                                    

Stanisław Michalkiewicz

 

Źródło: redakcja

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną