Hipokryzja Trzaskowskiego. Przypominamy, jak PO pacyfikowała w Warszawie Marsze Niepodległości

0
0
0
/ Rafał Trzaskowski

Politycy antyPiS powinni pamiętać, że nie wszyscy Polacy mają krótką pamięć. Choć nie jestem fanem PiS, choć podejrzewam, że mamy do czynienia z fałszywą pandemią i wszelkie kwarantanny nie mają sensu (zarabiają na nich globalne korporacje, a tracą Polacy), choć uważam, że policja tak jak za PiS nie pacyfikowała KOD, tak nie powinna dziś pacyfikować przedsiębiorców (których protest jest słuszny), to odrazą napełniają mnie hipokryzja polityków PO krytykujących PiS za użycie siły. Doskonale pamiętam jak PO (czyli formacja Trzaskowskiego) wysyłała policje, by brutalnie pacyfikować Marsze Niepodległości.

Na Twitterze znany ze spuszczania stołecznych ścieków do Wisły, gigantycznej podwyżki cen wywozu śmieci (1200 zł rocznie dla ubogich emerytek z przedmieścia) i marnowania pieniędzy podatników Rafał Trzaskowski stwierdził, że „jako prezydent @warszawa nie akceptuję sposobu, w jaki dziś potraktowano protestujących przedsiębiorców. Nie zgadzam się, aby Warszawa ani żadne inne miasto w Polsce było miejscem, w którym policyjna pałka jest jedynym argumentem rządu. Potrzebny jest dialog, a nie przemoc”.
Warto przypomnieć Trzaskowskiemu jak jego partia PO pacyfikowała Marsze Niepodległości, wysyłając policje, nie tylko by pałkami przedstawiała polskim patriotom stanowisko rządu, ale też by przedstawiała je za pomocą strzelania do tłumu ze strzelb gładkolufowych, gazowania i bicia nie tylko uczestników Marszu, ale i osób postronnych.
Za rządów PO w 2010 roku odbył się pierwszy Marsz Niepodległości. Przeszedł on inną trasą niż planowana, bo policja nie reagowała na nielegalne lewicowe blokady marszu (artykuł 260 Kodeksu Karnego uniemożliwianie legalnego zgromadzenia uznaje za przestępstwo).
 
W 2011 (czyli dalej za rządów PO) policja nie zapewniała ochrony uczestnikom Marszu Niepodległości, a wręcz umożliwiała atak lewaków na polskich patriotów. Marsz miał wyruszyć z Placu Konstytucji, jednak Marszałkowska, od Ronda Dmowskiego w kierunku placu Konstytucji, była zamknięta przez kordon policji. Idący na Plac Konstytucji patrioci przed samym placem mijali kilka samochodów policji, w tym jedną cysternę z armatką wodną i samochód z działkiem ultradźwiękowym, którego policja nie może legalnie używać. Po minięciu kilku policjantów z prewencji idący na Marsz wpadali na nie zabezpieczoną przez policje blokadę lewicy. Taka sytuacja była albo spowodowana totalną amatorszczyzną w policji, albo specjalnie nie było kordonu policji wokół lewaków, by idący na Marsz natykali się na lewicowych ekstremistów, i doszło do zamieszek. Kolejny raz policja tolerowała i ochraniała sprzeczną z prawem blokadę legalnej demonstracji.
 
Na placu Konstytucji były tysiące ludzi. Nad tłumem powiewało mało transparentów i tysiące biało czerwonych flag. Uczestnikami Marszu byli właściwie sami młodzi mężczyźni. Organizacja marszu była fatalna, nagłośnie nie działało, porządkowych nie było. W tłumie był poseł PIS Artur Górski, działacze Prawicy RP w tym Krzysztof Kawęcki, były poseł LPR Dariusz Grabowskiego, prezes związku Piłsudczyków Jan Kasprzyk.
 
Kiedy pochód ruszał z placu Konstytucji w kierunku Politechniki, coś dymiło na końcu pochodu od ulicy Pięknej. Mało który z uczestników zwrócił na to uwagi. Z relacji medialnych można było dowiedzieć się, że miały miejsce jakieś zamieszki. W odległości pięćdziesiąt metrów od zamieszek nie odnosiło wrażenia, że dzieje się na Koszykowej coś niedobrego. W telewizji pokazywano zdjęcia jak z działań wojennych. O tym, że zamieszki nie były spontaniczne świadczyć może to, że w kilku miejscach Placu Konstytucji był niedokończony remont nawierzchni składającej się z kostki brukowej. Tak jakby ktoś specjalnie nie dokończył remontu chodnika w centrum miasta, by prowokatorzy mieli skąd brać kostkę. W najlepszym przypadku ludzie mający dbać o za bezpieczeństwo w Warszawie nie zadbali, by to by po placu nie walała się kostka.
 
Marsz w 2011 zakończył się na Placu Na Rozdrożu. Po rozwiązaniu Marszu poza terenem zajętym przez manifestantów miały miejsce jeszcze dziwniejsze wydarzenia. Tłumek policjantów najpierw otoczył samochód TVN stojący w oddaleniu od zgromadzenia, za dużym kwietnikiem, nad aleją Armii Ludowej, a potem nagle się wycofał w kierunku Agrykoli. Z krzaków od strony Parku Ujazdowskiego wybiegła zamaskowana osoba i zaczęła rozbijać szyby w samochodzie telewizji TVN i potem na oczach bezczynnej policji samochód ten podpaliła.
Relacje telewizyjne i medialne były mistrzowską manipulacją. Media wbrew prawdzie wmawiały, że za zamieszki odpowiadają uczestnicy Marszu. W rzeczywistości uczestnicy Marszu zachowywały się godnie i spokojnie. W zamieszkach brały udział osoby, które nie wzięły udziału w Marszu tylko pozostały na placu Konstytucji. Media lewicowe oskarżały manifestantów o odpowiedzialność za ekscesy na Marszu. Jednak film zrobiony przez portal Nowy Ekran ukazywał napad policjanta na przechodnia mający miejsce przed Marszem. Absurdem było przypisywanie kilkudziesięciu osób walczących i niebiorących w Marszu do kilkudziesięciu tysięcy osób idących w Marszu. Osoby biorące udział w Marszu pokazały siłę i odpowiedzialności środowisk narodowych.
 
Kilkanaście minut po wyruszeniu Marszu Niepodległości w 2012 roku (za rządów PO), część kilkudziesięciu dziennikarzy wyprzedziła czoło pochodu i ruszyła w stronę placu Konstytucji, by znaleźć jakąś ławkę lub kosz na śmiecie, z którego dałoby zrobić kilka zdjęć pochodu. Po kilku minutach pochód się zatrzymał, a przed nim stały dwie kolumny policjantów. Nagle na wysokości ulicy Żurawiej rozpętało się piekło. Rozpoczęły się walki. Wybuchy wstrząsały ulicą. Setki ludzi biegły. Część dziennikarzy uciekła na Wspólną i Parkingową, by dostać się do Alej Jerozolimskich. Mijały ich setki biegnących policjantów z prewencji. Z perspektywy Nowogrodzkiej można było dostrzec nad Marszałkowską łunę i kłęby dymu. Nieustannie trwała kanonada.
 
Na rondzie Dmowskiego stał przez kilkadziesiąt minut zdezorientowany tłum spowity chemicznymi oparami. Marszałkowska płonęła blaskiem flar. Nieustający huk wystrzałów miesza się z patriotycznymi pieśniami. Po pewnym czasie dym flar wzbogacił się oparami gazy łzawiącego. Okazuje się, że gaz policyjny nawet z odległości kilkuset metrów podrażnia oczy i drogi oddechowe, powoduje ból głowy.
 
W 2013 roku w czasie sądowej procedury w sprawie Marszu Niepodległości 2012 organizator Marszu Niepodległości zarzuciło policji podporządkowanej politykom PO: strzelanie ze strzelb gładkolufowych i potraktowanie gazem łzawiącym osób niebiorących udziału w incydentach, udział zamaskowanych policjantów w cywilu wśród osób biorących udział w incydentach. Policja strzelać miała na wysokości głów demonstrantów. Atak policji na osoby niebiorące udziału w incydencie spowodował ucieczkę ostrzeliwanych osób i traktowanie osób za nimi stojących. Zdaniem organizatorów Marszu Niepodległości policja kierowana przez polityków PO przez godzinę blokowała legalny przemarsz, nie udzieliła pomocy medycznej osobom poszkodowanym i utrudniała udzielenie takiej pomocy.
 
W 2013 roku podczas Marszu Niepodległości splunęła budka strażnicza przed ambasadą Rosji. W trakcie afery taśmowej okazało się, że sprawcami podpalenia budki byli prowokatorzy ze służb podległych politykom PO, a nie uczestnicy Marszu.
Marsz Niepodległości 2014, według relacji TV Trwam, poprzedziły najścia policji podległej politykom PO, wypytywanie i konfiskaty komputerów i telefonów, jakie miały miejsce wobec młodych narodowców na kilka dni przed marszem.
 
W relacji TV Trwam lider Ruchu Narodowego informował o tym, że w marszu idzie 100.000 osób, oraz o tym, że tysiące innych nie mogą dojechać do Warszawy, bo są nękane przez policje podległą PO. Policja trzymała przez wiele godzin zatrzymywane po kilka razy samochody i autokary z uczestnikami. Zatrzymanymi często byli członkowie Straży Marszu, co ewidentnie miało na celu ograniczenie bezpieczeństwa uczestników i porządku na zgromadzeniu.
 
Reporterzy TV Trwam informowali, że przeprowadzenie pełnej transmisji TV Trwam uniemożliwiło policja, zatrzymując i przeszukując reporterów stacji.
Równocześnie z TV Trwam swoją relację z Marszu Niepodległości nadawała TVP Info. Na antenie telewizji publicznej sytuacje skomentował były policjant Dariusz Loranty. Który był zaszokowany działaniami policji podległej PO, która zablokowało uczestników marszu na moście, co zagrażało ich zdrowiu i życiu. Zdaniem byłego policjanta prowokatorzy atakujący policje nie byli uczestnikami marszu, tylko celowo i świadomi wbili się w uczestników Marszu. Zachowanie policji wobec sytuacji było zdaniem eksperta błędem lub celowym zachowaniem mającym na celu doprowadzić do zamieszek – co gorsza taki sam mechanizm występował już po raz czwarty podczas Marszu. Jest to tym bardziej dziwne, z racji tego, że zabezpieczenie antyfaszystowskiego marszu, który kilka dni temu przeszedł przez Warszawę, było wzorowe, więc policja wie jak zachowywać się w takich sytuacjach.
 
Komentujący ze studia TVP Info Łukasz Warzecha był równie zaszokowany zachowaniem policji, nieprofesjonalnym albo mającym na celu wywołanie zamieszek. Publicysta przypomniał też, że chuligani przed atakiem na policje zaatakowali też Straż Marszu. Innego zdanie był już senior postkomunistycznej prasy Rolicki, który stwierdził, że w związku z awanturami należy zdelegalizować Ruch Narodowy. Nadawany w TVP 1 Teleexpress jednoznacznie stwierdził, że „policja starła się z chuliganami, którzy zaatakowali marsz i Straż Marszu”.
 
Kiedy Marsz dotarł na plac przed stadionem narodowym, kiedy przemawiał kolejny mówca, jednostki policji zaatakowały uczestników marszu stojących na placu przed stadionem. Policja w ataku na pokojowych uczestników Marszu użyła gazu, granatów hukowych, strzelb i armatek wodnych.
Wideo z terroru policji wobec polskich patriotów i przypadkowych przechodniów za czasów PO.
 
Jan Bodakowski

Źródło: redakcja

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną