Zmarł o. prof. Hryniewicz, który nauczał, że wszyscy zostaniemy zbawieni

0
0
0
/ By Montignac - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=36512146

Z powodu śmierci o. prof. Wacława Hryniewicza przypominam fragment mojej książki pt. "Rewolucja charyzmatyczna" poświęcony jego koncepcji "powszechnego zbawienia wszystkich".

Ks. Wacław Hryniewicz to kapłan Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, profesor nauk teologicznych w zakresie teologii dogmatycznej, dyrektor Instytutu Ekumenicznego KUL, kierownik Katedry Teologii Prawosławnej, członek Komisji Episkopatu ds. Ekumenizmu, konsultor Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, członek Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim i Kościołem Prawosławnym.

Współtworzył Instytut Ekumeniczny KUL (1983), w którym pełnił kolejno funkcję zastępcy kierownika (1983-1997) i dyrektora (1997-2005). W latach 1983-2005 był kierownikiem Katedry Teologii Prawosławnej w Instytucie Ekumenicznym. Był przez wiele lat współpracownikiem różnych gremiów ekumenicznych w kraju i za granicą: konsultorem Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan (1979-1984), członkiem Komisji Episkopatu ds. Ekumenizmu (1984-1994), członkiem Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim i Kościołem Prawosławnym (1980-2005). W latach 1998-2000 był członkiem zespołu powołanego przez przewodniczących Konferencji Kościołów w Europie (KKE) oraz Radę Konferencji Biskupów Europy, który opracował „Kartę ekumeniczną”, oficjalnie przyjętą w 2001 r.

Był organizatorem, współorganizatorem i referentem licznych sympozjów ekumenicznych. Jego dorobek naukowy obejmuje blisko 900 pozycji, w tym dużą część z zakresu ekumenizmu i teologii prawosławnej[1].

Ks. Wacław Hryniewicz, jak sam pisał, uprawiał „teologię ekumenicznie otwartą”, czyli mówiąc inaczej, czerpał z nauk protestantów i prawosławnych. Jego najsłynniejszym dziełem jest praca pt. „Nadzieja zbawienia dla wszystkich. Od eschatologii lęku do eschatologii zbawienia”[2].

Punktem wyjścia w tej książce jest refleksja, że w nowożytności bardzo popularne stało się myślenie eschatologiczne, a więc oczekiwanie końca świata. Nie było ono jednak źródłem nadziei, ale lęku, który był związany z oczekiwaniem strasznych wydarzeń, nieszczęść i klęsk, które miały poprzedzić powtórne przyjście Chrystusa. Powstać miała wówczas wręcz eschatologia lęku, w której pojawił się lęk przed: Antychrystem, dniem Sądu Ostatecznego, surowej odpłaty sprawiedliwego Boga, cierpieniem, karą za grzech, śmiercią, piekłem.

Tak wyjaśniał to ks. Hryniewicz:

 

Dominująca rola przypadła w tym względzie teologii i kaznodziejstwu. Na miejsce lęków zbiorowych (klęski, wojny, zarazy) podstawiano lęki teologiczne przed grzechem, szatanem, Antychrystem, sądem i piekłem. Tak rodziła się pedagogia strachu, nieoddzielna od eschatologii o charakterze penitencjarnym. Chrześcijanin żył w atmosferze oblężenia, lęku przed sobą, szatanem i piekłem. W obliczu tylu zagrożeń łatwo już popaść w pokusę zwątpienia i rozpaczy, zachwiać się psychicznie i załamać. Aby temu zapobiec, nawoływano do pokuty i gotowości na przyjście chwili śmierci, zapewniając równocześnie, że Bóg jest potężniejszy niż szatan. Czy zachęty te były w stanie wnieść otuchę i pogodę ducha w krainę lęków religijnych i ostatecznych zagrożeń? Poszukując nadziei nowożytny chrześcijanin szukał na swój sposób dróg wyjścia z krainy strachu[3].

 

Takie podejście miało być powszechne nie tylko wśród katolików, ale także protestantów i prawosławnych. Prowadzić miało to natomiast do utraty poczucia bezpieczeństwa, świadomości groźby śmierci, niepewności własnego losu. Ks. Hryniewicz skupił się na psychologicznych skutkach tego ujęcia:

 

Niepokój odczuwany zbyt długo czyni człowieka istotą zdezorientowaną, zahamowaną, rozdwojoną, udręczoną, chorą, pozbawioną nadziei, mało twórczą, bezradną, a czasem wręcz agresywną. W sferze religijnej strach i trwoga stają się szczególnie szkodliwe, gdy idą w parze z poczuciem winy i wypełniają całą treść relacji człowieka do Boga. Religijność przeniknięta strachem, lękiem, niepokojem łatwo zwraca się przeciwko samej sobie i czyni siebie nieustannym źródłem lęku. Staje się wówczas zaprzeczeniem pełnego ufności odniesienia do Boga i bycia w relacji z Nim. Twórczy niepokój i nadzieja na spełnienie życia przeradzają się wówczas w samoudręczenie i duchowe przerażenie lub w jałowy bunt i niewiarę. Trwanie w chorobliwym lęku jest znamieniem istnienia nieprzeobrażonego, cechą religijności mało schrystianizowanej, która wypacza sam obraz Boga i prawdy o religii[4].

 

Podsumowując swoje rozważania, Zakonnik sformułował kilka wątpliwości w formie pytań, zastanawiając się, czy chrześcijaństwo nie może obyć się bez lęku, czy naprawdę potrzebuje pedagogiki strachu i czy lęk nie przeważa w nim nad nadzieją. „Rozszerzanie” strachu ma nas jedynie oddalać od Boga i zniechęcać innych ludzi do wiary. W tej sytuacji trzeba przedstawiać chrześcijaństwo jako religię nadziei, przez co ks. Hryniewicz rozumie podkreślanie przekonania, że wszyscy zostaną zbawieni.

Analizując rozważania słynnego ekumenisty widać, że miesza on ze sobą historię, psychologię i teologię, aby ostatecznie uzyskać pewien sugestywny obraz, dzięki któremu jego radykalna myśl może niektórym wydać się rozsądna i umiarkowana.

Jest tu zastosowana subtelna manipulacja polegająca na tym, że wychodząc od pewnych skrajnych zjawisk sprzed kilkuset lat, Autor łączy poczucie kary za grzech z chorobliwym poczuciem winy, aby następnie przejść do nieuprawnionego wniosku, że w takim razie najlepiej przyjąć nadzieję powszechnego zbawienia.

W ten sposób można zarysować przykładowy schemat: destrukcyjny strach przed końcem świata w XVI w. – strach przed karą wpędzający w depresję – odrzucenie wieczności piekła. Elementy w tym układzie nie łączą się w logiczną całość, a jedynie sprawiają takie wrażenie.

Podchodząc bowiem do rzeczy racjonalnie i po katolicku: w sytuacji, w której nawet zbyt wielką wagę przykłada się do surowości Boga należy pokazywać, że owszem Bóg jest sprawiedliwy, ale jest również miłosierny. W związku z tym można i należy bać się kary za grzech, ale jednocześnie trzeba wierzyć, że każdy kto pokutuje, dostąpi miłosierdzia Bożego. W ten sposób neutralizuje się zbytnią trwogę i balansuje się ją nadzieją. Nic wspólnego nie ma z tym przekonanie, że ci którzy nie pokutują, mogą trafić do piekła.

Przeciwstawianie sobie sprawiedliwości i miłosierdzia Bożego jest wielkim błędem prowadzącym do jednostronnego i przez to fałszywego obrazu Boga. Ponadto wielkim uproszczeniem wydaje się twierdzenie, że przez ostatnie wieki ludzie pobożni żyli w strachu i przerażeniu, popadając z tego powodu w różne choroby. Grzech był bowiem zawsze czymś powszechnym, a ludzie byli niegdyś zdrowsi psychicznie niż dzisiaj.

Depresja jest współczesną chorobą cywilizacyjną, a leki uspokajające są brane obecnie jak witaminy. Dzieje się to zaś w XXI w., który jest kontynuacją wieku XX, w którym najpierw już w latach 50. papież Pius XII mówił o tym, że „grzechem tego wieku jest utrata poczucia grzechu”, a następnie później powtórzył tę myśl Jan Paweł II. Tam gdzie nie zauważa się własnego grzechu, nie sposób bać się kary za niego. W tych okolicznościach fundamentalne wydaje się przypominanie o istnieniu piekła, które większość i tak neguje, niż zakładaniu, że i tak zapewne jest puste.

Ks. Wacław Hryniewicz powołuje się na to, że różni teolodzy na przestrzeni wieków opowiadali się za apokatastazą, a więc powszechnym zbawieniem wszystkich ludzi, demonów i samego szatana. Nawiązuje wprost do Orygenesa, który znany jest z wielu herezji. Pogląd ten, choć wspominany w pierwszych wiekach, nigdy nie przyjął się w Kościele katolickim. Opowiadał się za nim choćby Jan Szkot Eriugena w IX w., także teolog heretycki i panteista, jak również Hans Urs von Balthasar po Soborze Watykańskim II. Autor ten był autorem koncepcji „pustego piekła”. Zakłada ona, że piekło naprawdę istnieje, ale jest puste, bo Bóg zbawia wszystkich. Teoria ta jest bardzo sprytnie sformułowana. Odrzucając w praktyce piekło, przyjmuje się w niej hipotetycznie jego istnienie, przez co, nie można zarzucić jej herezji.

Podobnie rzecz ujmuje ks. Hryniewicz, co też pokazuje, że teologia ta jest nieuczciwa. Towarzyszy jej zresztą tendencyjna interpretacja Biblii i demontaż katolickiego nauczania, a wszystko okraszone wezwaniem do nadziei, która jest interpretowana inaczej, niż czyniło to Magisterium Kościoła przez wieki. Żeby nie być gołosłownym warto spojrzeć, jak ks. Hryniewicz filologicznie rozprawia się z niewygodnym dla siebie faktem, że Zbawiciel wielokrotnie mówi o wiekuistej karze ognia piekielnego:

 

Przypominaliśmy już kilkakrotnie, że Nowy Testament mówi o możliwości zguby i zagłady (zob. Mt 7,13; Flp 3,19; 2 Pt 3,7; Ap 17,8.11). Czasem określa ją wręcz mianem „zguby na wieki” (ólethros aiönios; 2 Tes 1,9). Czy owa zatrata (apôleia, ólethros) ma jednak charakter ostateczny? Czyż nie ma już wyjścia z tego stanu? Zacznijmy od filologicznej analizy hebrajskiego terminu olam i jego greckiego odpowiednika aiónos. Wydaje się, iż hebrajskie olam oznaczało zazwyczaj długi, ale ograniczony okres czasu. Dlatego mogło być również używane w liczbie mnogiej (olamim) na oznaczenie wielu okresów czasowych, co byłoby wykluczone, gdyby przymiotnik ten oznaczał jedynie „wieczny” i „nigdy nie kończący się”. Tylko w odniesieniu do Boga olam mogło być rozumiane w sensie wieczności: „Bóg wiekuisty” (Rdz 21,33: El olam), „Bóg wieków” . Często natomiast przypisywane jest faktom oraz instytucjom z natury swej czasowym i ograniczonym w czasie swego trwania (prawo, kapłaństwo, ustawa, rozporządzenie itd.). Podkreśla wówczas święty i boski charakter tych rozporządzeń, będących bezpośrednim następstwem manifestacji i działania Boga w ludzkich dziejach. Olam jest wtedy synonimem tego, co boskie w różnych jego przejawach49. Niektórzy egzegeci nie bez podstaw wykazują, że w Nowym Testamencie terminy aión oraz aiönios nie oznaczają w każdym przypadku nieograniczonego trwania[5].

 

Podobnie tendencyjna jest ocena przypowieści o Sądzie Ostatecznym, za którą idzie odrzucenie katolickiego znaczenia tego pojęcia:

 

Eschatologiczne oddzielenie dobra i zła dotyczy każdego poszczególnego człowieka, jego „prawej” i „lewej” strony. Dobro jest błogosławione, zło potępione. Podział na zbawionych i potępionych nie przebiega zatem między dwiema różnymi kategoriami ludzi, lecz wewnątrz każdej osoby ludzkiej. Chodzi o dwa wymiary tego samego istnienia ludzkiego, w którym dobro i zło nieustannie przeplatają się ze sobą (zob. Mt 13,24-30). Chrystus jako Sędzia i Obrońca człowieka oddziela grzech od grzeszącego. Tego rodzaju interpretacja jest przyjmowana wśród teologów różnych wyznań chrześcijańskich, nie tylko prawosławnych (P. Floreński, S. Bulgakov, P. Evdokimov, J. Klinger), ale również protestanckich (P. Tillich), anglikańskich (J.H. Leckie) i katolickich (E. Deak, H.U. von Balthasar)[6].

 

Samo pojęcie sądu także ulega tutaj reinterpretacji i traci swoje pierwotne znaczenie. Zatraca się w ten sposób również nauka o sądzie szczegółowym, który następuje po śmierci:

 

Słowa Pisma św. o „wiecznym potępieniu” mogłyby zatem oznaczać pamięć o grzechach i błędnych decyzjach całego życia doczesnego, pamięć o utracie nie do naprawienia. Świadomość winy, będąc w pewnym sensie karą i utratą, stanowi równocześnie element wszechogarniającego i dominującego poczucia szczęścia wiecznego. Zostaje tylko dobro. Nie ma wiecznego dualizmu dobra i zła. Nadzieja zbawienia powszechnego wskazuje na pełny zasięg zbawczej tajemnicy Paschy Chrystusa. Sądem człowieka jest Krzyż Chrystusa i Jego sięgające w wieczność przebaczenie: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Grzeszny człowiek może jedynie ufać, iż mocą paschalnej ofiary Chrystusa odjęte zostanie odeń to wszystko, co jest godne potępienia jako nieużyteczna reszta, która musi być spalona na zawsze w ogniu Bożej miłości miłosiernej i przebaczającej[7].

 

Żeby móc ocalić swoją tezę o nadziei powszechnego zbawienia ks. Hryniewicz jest zmuszony odrzucić wiele katechizmowych nauk. Jedną z nich jest nauczanie o grzechach przeciwko Duchowi Świętemu, które są nieodpuszczalne, o czym mówił Zbawiciel:

 

Chrystus zapewnia, że „każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone” (Mt 12,31). Po czym zaraz wyjaśnia: „Jeżeli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12,32). To ostatnie stwierdzenie mówi pośrednio o możliwości odpuszczenia pewnych grzechów także w „przyszłym wieku”. Wyjątkiem byłby jedynie grzech „przeciwko Duchowi” — możliwość zatwardziałego uporu grzesznika i jego dobrowolne zamknięcie się na łaskę przebaczenia. W grę wchodzi tu jego wolność, którą szanuje sam Stwórca. Kto jest w stanie wyzwolić człowieka z tego stanu? Nadzieja chrześcijańska pozwala spodziewać się, że może to uczynić jedynie sam Bóg, w sposób sobie tylko właściwy, prawdziwie po bożemu, nie zadając gwałtu, lecz przeobrażając od wewnątrz. Warto zresztą zwrócić uwagę na pewną różnicę, pojawiającą się w paralelnym fragmencie u św. Marka (3, 29), który w przeciwieństwie do Mateusza posługuje się czasem teraźniejszym: „Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nie ma odpuszczenia na wieki”, ouk échei âphesin eis ton aiôna, lecz winien jest grzechu na zawsze, enochós estin aioniou hamartématos. Terminy eis ton aiôna oraz aioniou zdają się wskazywać na wiek obecny, nie przesądzając ostatecznego losu winowajcy w „wieku przyszłym”[8].

 

Magisterium Kościoła zawsze wskazywało na to, że nasze doczesne życie jest czasem wyboru, opowiedzenia się za Bogiem lub przeciwko Niemu. Wraz z chwilą śmierci kończy się możliwość decydowania o sobie. W związku z tym trzeba robić wszystko, żeby już teraz trwać w łasce uświęcającej, zwłaszcza, że nie znamy dnia ani godziny naszego odejścia z tego świata. Kluczowy jest tutaj również moment umierania, który trzeba przeżyć należycie. Kościół wypracował przez wieki cały rytuał właściwego odchodzenia. To wszystko przekreśla o. Hryniewicz, który uważa, że nawrócenie jest możliwe także po śmierci:

 

Jest to ten sam uniwersalizm, którym tchną już niektóre wypowiedzi Starego Testamentu. „Tak, przede Mną się zegnie wszelkie kolano, wszelki język Mnie przysięgać będzie mówiąc: « Jedynie u Pana jest sprawiedliwość i moc!» Do Niego przyjdą zawstydzeni wszyscy, którzy się przeciw Niemu zżymali” (Iz 45, 23-24). „Tylko Jemu oddadzą pokłon wszyscy, co śpią w ziemi, przed Nim zegna się wszyscy, którzy w proch zstępują” (Ps 22.30). Niektóre teksty Pisma św. zdają się wręcz sugerować możliwość przemiany po śmierci, szczególnie w stosunku do tych, którzy w życiu doczesnym nie doszli do właściwego poznania prawdy (zob 1 Pt 3,18-20; 4,6)10. Taki jest uniwersalizm zbawienia, dokonanego przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Tekst Piotrowy mówi, iż zstąpił On w samą głębię piekieł (żydowski szeol, miejsce przebywania zmarłych, pojmowano w sposób przestrzenny: im głębsze pomieszczenia, tym większe ciemności), a więc także do „duchów zamkniętych w więzieniu, niegdyś nieposłusznych” (1 Pt 3,10-20). Dobra nowina o zbawieniu dosięga wszystkich, również tych, których sytuacja wydawała się przesądzona. Zmiana jest możliwa[9].

 

Ks. Hryniewicz posługując się katolickimi pojęciami, nie rozumie ich po katolicku. Przykładem jest kara za grzech, o której pisze: „Należy również pytać o właściwy sens kary w świetle Pisma św. jako całości. Trzeba przyjąć z całą konsekwencją Janowe określenie, że Bóg jest miłością (1 J 4,8.16). W tym świetle wszelka kara może mieć jedynie charakter oczyszczający leczniczy”[10]. Nie zauważa, że kara ma także aspekt wynagradzania Bożej sprawiedliwości za złamanie prawa Bożego, o czym pisał już po Soborze Watykańskim II Paweł VI: „Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość (…) Kary nakładane są przez sprawiedliwy i miłosierny wyrok Boży dla oczyszczenia dusz, dla obrony świętości moralnego i dla przywrócenia chwale Bożej pełnego jej blasku. Każdy bowiem grzech powoduje zakłócenie powszechnego porządku, który ustalił Bóg z niewypowiedzianą mądrością i nieskończoną miłością; przynosi też zniszczenie ogromnych dóbr tak samego grzesznika jak społeczności ludzkiej”[11].

            Ks. Hryniewicz odrzuca samo nauczanie o odpłacie za grzech, określając je jedynie jako model: „Model odpłaty jest głęboko zakorzeniony w mentalności religijnej oraz w myśleniu teologicznym. Odpowiada z pewnością ludzkiej potrzebie wyjaśniania i uzasadniania. Wydaje się jednak, iż nie da się go pogodzić z bardziej podstawową prawdą o Bożym przebaczeniu i ocaleniu”[12].

 

Podsumowanie

 

            Teza o powszechnym zbawieniu nie tylko jest sprzeczna z Biblią, wielowiekowym nauczaniem Kościoła i Tradycją katolicką, ale jest także destrukcyjna dla wiary katolickiej. Jej przyjęcie wymaga bowiem nadania nowego znaczenia takim fundamentalnym pojęciom, jak grzech, kara, piekło, sprawiedliwość, sąd, Sąd Ostateczny itd. Wraz z tą reinterpretacją zanegowane zostaje wiele nauk katechizmowych, które należą do depozytu wiary.

            Takie ujęcie jest destrukcyjne dla duchowości i moralności katolickiej. Ludzie są bowiem słabi i potrzebują także motywacji opartej na świadomości istnienia kary za grzech. Nadzieja powszechnego zbawienia sprzyja lekceważeniu pracy nad sobą, odkładaniu nawrócenia, swobodzie grzeszenia. Ks. Hryniewicz znał te zarzuty, ale je odrzucał. Uważał naiwnie, że wystarczy poczucie, iż za każdy grzech płaci się cierpieniem. Tak nie jest, o czym świadczy dobitnie sytuacja współczesnego Kościoła na Zachodzie. Odrzucono w nim powszechnie nauczanie o sprawiedliwości Bożej, karze za grzechy, piekle i szatanie i zaczęto podkreślać wyłącznie wolność i miłość Boga. Doprowadziło to do największego w dziejach kryzysu Kościoła, z którego masowo odchodzą wierni i do upadku moralnego chrześcijan, którzy powszechnie aprobują antykoncepcję, aborcję, rozwody i inne grzechy. Nie istnieje już przy tym żadna tama, która mogłaby ich zatrzymać.

 

Książka do nabycia w wydawnictwie 3dom - Tutaj

 

 

 

 

[1] Zob. Encyklopedia ekumenizmu…, dz. cyt., 202-203.

[2] Zob. ks. W. Hryniewicz, Nadzieja zbawienia dla wszystkich. Od eschatologii lęku do eschatologii nadziei, Warszawa 1989 r.

[3] Tamże, 21.

[4] Tamże, 27.

[5] Tamże, 102.

[6] Tamże, 108.

[7] Tamże, 111.

[8] Tamże, 74.

[9] Tamże, 78.

[10] Tamże, 104.

[11] Paweł VI, Indulgentiarum doctrina, I.

[12] ks. W. Hryniewicz, Nadzieja…, dz. cyt., 105.

Źródło: Michał Krajski

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną