Był najmłodszą ofiarą stanu wojennego. SB prześladowała go od miesięcy
3 czerwca minęło 38 lat od zaginięcia w "niewyjaśnionych okolicznościach" Emila Barchańskiego. Chłopak zniknął na kilka dni tuż przed swoimi 17. urodzinami. Po dwóch dniach jego ciało znaleziono w wodach Wisły w Warszawie. Kilka miesięcy wcześniej, Emil padł ofiarą prześladowań ze strony Służby Bezpieczeństwa. Był to odwet za jego udział w podpaleniu pomnika Feliksa Dzierżyńskiego. Dziś jest on uznawany za najmłodszą ofiarę stanu wojennego w Polsce.
Ciało Emila Barchańskiego w momencie odnalezienia znajdowało się kilkadziesiąt metrów dalej od miejsca, w którym miał wejść do rzeki. Oznaczałoby to, że chłopak płynął pod prąd. Jego bliscy podkreślali jednak w zeznaniach, że bał się wody i nigdy do niej nie wchodził.
Okoliczności śmierci jednoznacznie wskazują na zaplanowane morderstwo, dokonane przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Emil stał się dla komunistycznej bezpieki kilka miesięcy wcześniej.
W czasie stanu wojennego, w dobie wszechobecnej inwigilacji, grupa młodzieży dokonała podpalenia pomnika Feliksa Dzierżyńskiego. Inicjatorem sabotażu był Barchański, który opowiedział swoich kolegom o historii z lat 50., kiedy ich ówcześni rówieśnicy pomalowali dłonie figury komunisty czerwoną farbą.
Wzorem działań dla warszawskich licealistów były metody konspiracji Armii Krajowej, a także małego sabotażu harcerzy Szarych Szeregów działających w czasie II wojny światowej. We wzajemnej komunikacji posługiwali się wyłącznie pseudonimami, co ułatwiło im później ukrycie się przed śledztwem Służby Bezpieczeństwa.
– Postanowiliśmy rozszerzyć akcję o wątek podpalenia, żeby było bardziej spektakularnie. Każdy miał swój numer, był wyposażony przynajmniej w butelkę z benzyną i został wyznaczony do swojego zadania. Emil miał robić zdjęcia i być na miejscu jako obserwator – wspominał Artur Nieszczerzewicz, uczestnik akcji, w rozmowie z Polskim Radiem w 2012 roku.
– Przygotowałem dla siebie trzy koktajle Mołotowa. Jeden rzuciłem na pomnik, a dwa wykorzystałem w ulicy Corazziego, żeby odciąć pościg. Po tym, gdy Dzierżyński zapłonął, cały plac stanął i wszyscy obserwowali pomnik i miejsce tego zdarzenia - dodał.
Pomnik został najpierw obrzucony farbą, a następnie butelkami z benzyną. Wydarzenie miało miejsce na oczach powracających do domu mieszkańców stolicy i, co gorsza, w sąsiedztwie siedziby Służby Bezpieczeństwa. Całą akcję przypieczętował Artur Nieszczerzewicz, który podpalił pomnik koktajlem Mołotowa. Następnie – zakamuflowany w kominiarce i uzbrojony w rewolwer – ruszył do ucieczki w ślad za kolegami. O mały włos został schwytany, kiedy wpadł na maskę milicyjnego radiowozu. Na szczeście udało mu się przeturlać po samochodzie i szczęśliwie uciec do mieszkania Barchańskiego.
Akcja zakończyła się sukcesem: pomnik Dzierżyńskiego zapłonął. Niestety, nie obyło się też bez problemów. W trakcie ucieczki jeden z uczestników, Marek Marciniak, został zatrzymany przez milicję. Dzięki przyjętym przez grupę zasadom konspiracji znał jedynie pseudonimy wspólników, dlatego Służba Bezpieczeństwa nie była w stanie zmusić go do wyjawienia personaliów.
Akcja otrzymała kryptonim "Cokół". Wzięli w niej udział: Emil Barchański, Marek Marciniak "Lis", Artur Nieszczerzewicz, nieznani z nazwiska "Kowal" oraz "Opty" i prawdopodobnie jeszcze jedna lub dwie osoby.
Esbecja rozpoczęła sprawę "Feniks", której celem było wykrycie sprawców podpalenia pomnika. Podczas przesłuchań Marek Marciniak przyznał się do winy i podał pseudonimy innych uczestników akcji. Kilka dni później chłopak odwołał zeznania. Ostatecznie we wrześniu 1982 roku sąd skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu.
W trakcie prowadzonych działań operacyjnych esbecja trafia na ślad Emila Barchańskiego, który wraz z Szymonem Pochwalskim został aresztowany 3 marca 1982 roku. Podczas śledztwa Emil był brutalnie bity i zastraszany. Wymienił pseudonimy "Lisa" i "Pruta" oraz podał nazwisko innego ucznia liceum im. Mikołaja Reja, Tomasza Sokolewicza "Halnego".
17 marca 1982 roku Emil Barchański został skazany na 2 lata w zawieszeniu i dozór kuratora. W maju, podczas rozprawy Marciniaka i Sokolewicza, Barchański odwołał wcześniejsze zeznania, informując przy tym, że zostały one wymuszone brutalnym biciem.
PZ
Źródło: polskieradio.pl
Źródło: polskieradio.pl