Dlaczego Trzaskowski przegrał? - Stanisław Michalkiewicz

0
0
0
/ Stanisław Michalkiewicz

Trwają poszukiwania winnych porażki Rafała Trzaskowskiego, popieranego przez obóz zdrady i zaprzaństwa, w którego awangardzie, co najmniej od roku 1939 znajdują się tubylcze środowiska żydowskie, ze swoim współczesnym najtwardszym jądrem, czyli środowiskiem “Gazety Wyborczej”.

Głównym jej zadaniem jest duraczenie mikrocefali, a wiadomo, że w takim duraczeniu - jeśli oczywiście pominąć starych kiejkutów, którzy z ukrycia dyrygują naszą demokracją zgodnie z wytycznymi zagranicznych central wywiadowczych – ważną, a może nawet przewodnią rolę odgrywają tak zwani filozofowie. Tak zwani – bo o ile ta nazwa miała swoje uzasadnienie w starożytności, kiedy to filozofia stanowiła syntezę całej ówczesnej wiedzy – to dzisiaj taka synteza jest już niemożliwa, w związku z tym “filozofami” określa się elokwentnych dyletantów. Nie opowiadają oni o świecie, bo, będąc niewolnikami własnego doktrynerstwa bardzo często sami go nie rozumieją, więc opowiadają nam o sobie, o swoich urojeniach, nastrojach, fascynacjach i tak dalej.  Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze – filozofowie twierdzą, że uprawiają naukę. Jest to oczywiście nieprawda, bo o tym, ze współczesna filozofia jest jakąś nauką, świadczą jedynie posady, jakie filozofowie zajmują na uniwersytetach. One zresztą też w coraz większym stopniu przestają zajmować się nauką, a w coraz większym – przesądami, w rodzaju genderactwa, też awansowanego do rangi dyscypliny naukowej. Jest to, mówiąc nawiasem, humanistyczny odpowiednik tak zwanego “łysenkizmu”, jaki za sprawą “bosego uczonego”, czyli hochsztaplera Trofima Łysenki, zapanował w swoim czasie nie tylko w Związku Sowieckim, ale również w Polsce. Łysenko twierdził, że zmiany genetyczne dokonują się pod wpływem okoliczności zewnętrznych i oczarował Józefa Stalina opowieściami, że z dnia na dzień można perz przekształcić w pszenicę. Ponieważ perzu w Związku Sowieckim było pod dostatkiem, a nawet jakby w nadmiarze, to Ojciec Narodów uznał Łysenkę za swoją duszeńkę i kto w opowieści “bosego uczonego” nie wierzył, marny był jego los. W Polsce wiara w Łysenkę była krzewiona przez Polską Akademię Nauk – instytucję utworzoną w celu duraczenia tubylców w duchu marksizmu-leninizmu, które to zadanie instytucja ta, mimo transformacji ustrojowej, wykonuje do tej pory. Zasiadał tam w swoim czasie prof. Kazimierz Petrusewicz, który w Łysenkę wierzył aż do roku bodajże 1964, kiedy to Stalin był już starym nieboszczykiem, aż ktoś życzliwy mu powiedział, że teraz już nie musi. Genderactwo w swoich podstawowych założeniach, że płeć jest determinowana nie biologicznie, a kulturowo, jest do łysenkizmu bardzo podobne, więc nic dziwnego, że w różnych PAN-owskich instytutach, oblazłych przez “filozofów”, bardzo się spodobało i tak trafiło na uniwersytety. Biedni studenci, którzy muszą tych bredni wysłuchiwać na wykładach i zdawać z tego egzaminy, myślą, że to wszystko naprawdę, co już jest rodzajem zbrodni na całych pokoleniach. Za moich czasów genderactwa jeszcze nie było, za to była “ekonomia polityczna socjalizmu”, którą zapamiętałem, jako chaotyczne kłębowisko potwornych bredni, za których szerzenie odpowiadali skorumpowani profesorowie – również “filozofowie”. Pamiętam pierwsze słowa pierwszego wykładu, jakiego wysłuchałem na pierwszym roku na Wydziale Prawa UMCS w Lublinie: “my marksisci!” - bo prof. Seidler mówił z takim właśnie akcentem. Po drugie – działalność filozofów jest szkodliwa również dlatego, że mało który ma talent literacki, toteż, ściągając jeden od drugiego, produkują całe tony makulatury, albo uprawiają równie kosztowną – jak to nazywał prof. Wolniewicz - “organizacyjną krzątaninę”, która ma ukryć ich naukową impotencję.

   Te wszystkie dygresje to dlatego, że wstrząsnęła mną wypowiedź pana Jarosława Makowskiego, który swoją formację filozoficzną zdobywał na papieskich uczelniach w naszym nieszczęśliwym kraju, żeby wreszcie wylądować w “Krytyce politycznej” i oczywiście – żydowskiej gazecie dla Polaków, gdzie zajmuje się działalnością agitatorską, oczywiście pod płaszczykiem “filozofii”. Otóż pan Makowski, poszukując sprawców porażki wyborczej pana Rafała Trzaskowskiego, którego uważam za zarozumiałego blagiera, napisał dla kryptokomunistycznego “Przeglądu” coś w rodzaju ekspertyzy, z której wynika, że “Kościół zaprzedał duszę prawicy”, a konkretnie – że “dobrą nowinę” zastąpił “dobrą zmianą”. Gdyby coś takiego napisał absolwent jakiejś akademii pierwszomajowej, to byłoby to zrozumiałe, ale skoro takie rzeczy wypisuje absolwent akademii i fakultetów papieskich, który nie może nie wiedzieć, że “Kościół” obejmuje wszystkich swoich członków, to mamy dwie możliwości; albo pan Makowski jest durniem, albo świnią. Twierdzenie, jakoby “Kościół”... - i tak dalej – nie wytrzymuje bowiem krytyki nawet w świetle  rezultatów ostatnich wyborów, w których różnica między panem Dudą, a panem Trzaskowskim wyniosła zaledwie 400 tys. głosów. Tymczasem Kościół katolicki w Polsce liczy prawie 33 miliony ochrzczonych. Część z nich z Kościołem katolickim się nie identyfikuje, bo przeszła na pogaństwo (wypić, po(g)ruchać i radia posłuchać), ateizm, islam, buddyzm, albo zapisała się do Zjednoczonego Kościoła Phallusa Uskrzydlonego, albo dokonała apostazji (niecały tysiąc osób). Jeśli by do “Kościoła” zaliczyć osoby uczęszczające na niedzielne msze, to i tak byłoby to ponad 12 milionów. Tymczasem na Andrzeja Dudę głosowało tylko 10 440 648 wyborców, a na Rafała Trzaskowskiego 10 018 264 wyborców. A przecież z Kościołem katolickim identyfikuje się znacznie więcej ludzi, niż regularnie uczęszcza na niedzielne msze, więc – oczywiście poza członkami polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, z którą od 1944 roku historyczny naród polski musi niestety dzielić terytorium państwowe – na Rafała Trzaskowskiego musiała głosować znaczną część członków Kościoła katolickiego. Jeśli zatem w swojej “analizie” pan Makowski tego słonia w menażerii nie zauważył to znaczy, że jest durniem, a jeśli zauważył, ale udał, że nie, no to jest świnią, która dla niepoznaki drapuje się w kostium “filozofa”.

   Podobnie w polskie barwy drapują się folksdojcze, którzy podczas ostatniego głosowania w Parlamencie Europejskim poparli wymierzony w Polskę i Węgry pomysł powiązania wysokości subwencji z oceną stanu praworządności.  Jk pamiętamy, walka o praworządność w Polsce została rozpętana po wizycie Naszej Złotej Pani w Warszawie 7 lutego 2017 roku, kiedy to już w początkach marca wszystkie organizacje broniące na świecie praw człowieków, wystąpiły do kierowanej przez dwa niemieckie owczarki Komisji Europejskiej, by zrobiła z Polską porządek, bo poziom ochrony praw człowieka urąga tutaj wszelkim standardom. BND rozkazała tedy starym kiejkutom, by uruchomiły zwerbowanych wcześniej konfidentów w środowisku sędziowskim (operacja “Temida” i inne) oraz tamtejszych pożytecznych idiotów, którzy może myślą, że to wszystko naprawdę – no i zaczęło się. Oczywiście nie chodzi tu o żadną “praworządność”, tylko o odzyskiwanie przez Niemcy wpływów w naszym bantustanie – o czym posłowie do Parlamentu Europejskiego, być może poza biedną panią Spurek – nie mogą nie wiedzieć. A skoro wiedzą i tak się zachowują, to określenie ich mianem “folksdojczów” jest jak najbardziej uzasadnione, bo – podobnie jak ci z czasów niemieckiej okupacji – przedkładają interes niemiecki nad polski interes państwowy. Większość europosłów głosujących w ten sposób folksdojczami jest już od dawna, a pewną nowością jest doszlusowanie go grona folksdojczów posłów z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ponieważ ostatnie wybory prezydenckie pokazały, że PiS wypiera PSL z jego tradycyjnych mateczników, czyli gmin wiejskich i małych miasteczek, co Stronnictwu grozi nie tylko polityczną, ale i materialną katastrofą, to PSL  zdecydowało się przełożyć swój interes partyjniacki nawet nie nad partyjniacki interes PiS, ale nad polski interes państwowy. Chłopy – folksdojcze – tego jeszcze nie było!

                                                                          Stanisław Michalkiewicz

 

Źródło: redakcja

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną