Zgodnie z leninowskimi normami

0
0
0
/

Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Waldemar Pawlak, uczestnik koalicji rządowej z Platformą Obywatelską, rozpoczął właśnie rozmowy z Umiłowanymi Przywódcami ugrupowań opozycyjnych.


Oficjalnie przedmiotem tych rozmów jest wysondowanie stanowiska opozycji w sprawie usunięcia oczywistego absurdu, w postaci obowiązku opłacania podatku VAT w momencie wystawienia faktury, a nie otrzymania pieniędzy, deregulacja oraz zmiany tzw. partnerstwa publiczno-prywatnego.

Rozbierzmy sobie najpierw z uwagą te zagadnienia. Absurd w płatności VAT istnieje od 1993 roku i chociaż przez ostatnie 19 lat każdego roku mnóstwo ludzi zwracało na to uwagę, Umiłowani Przywódcy jakby tego nie dostrzegali.

Tymczasem ostatnio wszyscy – jakby na czyjś rozkaz. Nie jest zatem wykluczone, że taki rozkaz musiał paść, bo skąd u Umiłowanych Przywódców nagle taka jednomyślność?

Deregulacja oznacza, że reglamentowany dotychczas ściśle dostęp do niektórych zawodów ma być swobodniejszy. I na to od lat zwracali uwagę liberałowie – ale wiadomo, że liberałowie, to pomiot diabelski, tymczasem – proszę! Deregulacją zajął się najpobożniejszy minister w rządzie premiera Tuska, Jarosław Gowin, narażając się przedstawicielom wszystkich grup zawodowych, zazdrośnie strzegących dostępu przez intruzami.

Skąd taka determinacja? Oczywiście chodzi o to, żeby przychylić nam wszystkim nieba, a zwłaszcza przychylić nieba młodym wykształconym, którzy zaczynają zauważać, że reglamentacja skazuje ich na wydłubywanie kitu z okien – ale gdyby tylko o to chodziło, to rząd premiera Tuska aż takiej determinacji by nie wykazywał.

Rząd – jak zauważył w swoim czasie Jerzy Urban – się wyżywi, a przez ostatnie 20 lat przekonaliśmy się, że nie tylko rząd, ale i rządowe potomstwo, a nawet dalsi kuzyni drobniejszego płazu. Oni też się wyżywią – a wiadomo, że „słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak”, nawet gdyby liczbę urzędników dojących Rzeczpospolitą podwoić czy potroić.

Ale deregulacja wiąże się z pewnym ryzykiem w postaci gwałtownego rozrzedzenia agentury, przy pomocy której bezpieka rządzi sobie wesoło naszym nieszczęśliwym krajem. Jeśli, dajmy na to, do zawodów prawniczych czy innych podobnych, napłynęłoby nagle mnóstwo młodych, wykształconych, to kto wie, czy działając viribus unitis nie wykolegowaliby z różnych stanowisk zasłużonych konfidentów?

Partnerstwo publiczno-prywatne – sprawa oczywista: chodzi o dopuszczenie do koryta również przedstawicieli opozycji, albo osób przez nią wyznaczonych. Za co to wynagrodzenie? Przecież nie za pyskowanie przeciwko rządowi wyznaczonemu przez Siły Wyższe?

Inną sprawą jest przyczyna, dla której pan Waldemar Pawlak, wicepremier koalicyjnego rządu premiera Tuska rozpoczyna rozhowory z opozycją. Warto przypomnieć, że ostatni raz taką samodzielność Waldemar Pawlak zaprezentował 4 czerwca 1992 roku, podczas tzw. „nocnej zmiany”.

Ówczesna samodzielność Waldemara Pawlaka miała swoje źródło w pamiętnej zachęcie: „panie Waldku, pan się nie boi!” Następnie, jak pamiętamy, Waldemar Pawlak przepowiadał sobie na głos sekwencję czynności, jakie zachęcający powierzyli mu do wykonania: „czyszczę sobie MSW...” – i tak dalej.

No a teraz? Kto mu pozwolił teraz i w jakim celu? W roku 1992 chodziło, jak pamiętamy, o zablokowanie próby ujawnienia agentury w strukturach państwa. Było to konieczne ze względu na to, iż agentura ta zarówno wtedy, jak i obecnie, jest najważniejszym instrumentem, przy pomocy którego bezpieka rządzi naszym nieszczęśliwym krajem.

No a teraz? O co chodzi teraz? Wicepremier Pawlak broni deregulacji, niczym generał Jaruzelski niepodległości, w dodatku wyjmując to z programu nie tylko pobożnego ministra Gowina, ale również – z programu Janusza Palikota, którego podejrzewam, iż ze swoją dziwnie osobliwą trzódką działa w interesie tajnych służb, które właśnie w tym celu wystrugały go z banana.

Jak tedy wyjaśnić ten zagadkowy fenomen? A tak, że wprawdzie trzeba przeprowadzić deregulację, bo w przeciwnym razie „młodzi wykształceni” albo czmychną za granicę, albo trzeba będzie się z nimi kopsać na ulicach – więc deregulację trzeba przeprowadzić – ale tak, żeby sterowność poszczególnych grup zawodowych, a przede wszystkim – agend i instytucji państwowych na tym nie ucierpiała.

Krótko mówiąc, deregulacja – proszę bardzo – ale przede wszystkim – dla agentów! Takich samych, co dokazywali przeciwko „moherom” na Krakowskim Przedmieściu, a policja udawała, że ich nie widzi, bo taki miała rozkaz.

A dlaczego z opozycją? A dlatego, że bezpieka zauważą coraz bardziej palącą konieczność podmianki i przetasowania demokratycznych dekoracji, żeby wszystko zostało po staremu, a zwłaszcza – żeby nic nie naruszyło ustanowionego w 1989 roku ekonomicznego modelu państwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego, przy pomocy którego bezpieczniackie watahy okupują nasz nieszczęśliwy kraj, rabując zarówno jego zasoby, jak i zasoby jego nieszczęsnych mieszkańców.

Dlatego, zgodnie z nieśmiertelnymi przykazaniami Włodzimierza Lenina, przystępują właśnie do wykonania „dwóch kroków wstecz”, żeby w przyszłości móc bezpiecznie wykonać „krok naprzód” – zwłaszcza gdy pojawi się konieczności spacyfikowania naszego mniej wartościowego narodu tubylczego – gdyby naprawdę się obudził.

Do tego przecież zmierzają ubiegłoroczne nowelizacje przepisów o stanach nadzwyczajnych w państwie, do tego zmierza podpisana właśnie przez prezydenta ustawa o ograniczeniu swobody zgromadzeń, no i wyposażenie policji w rozmaite zabawki do pacyfikowania suwerenów. Bo intencję działania dla dobra naszego nieszczęśliwego kraju oczywiście z góry wykluczam.

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną