Co nam dała filozofia Mazowieckiego? Ciąg dalszy czerwonych dynastii

0
0
0
/

Kilka dni temu miała miejsce promocja książki „Rok 1989 i lata następne”. Zebrano w niej wywiady, przemówienia, zapisy debat oraz teksty dotychczas niepublikowane Tadeusza Mazowieckiego.

 
„Ta książka przedstawia filozofię polityczną” – powiedział pierwszy i zarazem ostatni niekomunistyczny premier PRL. Filozofię, której zastosowanie w działaniu dwie dekady temu odczuwamy w wielu dziedzinach „in minus” do dziś. Jednym z jej elementów było zaakceptowanie braku poważnych personalnych zmian w korpusie urzędniczym. Od PRL do wolnej Polski, przy pełnej akceptacji ekipy Mazowieckiego, przeprowadziły nas w dużej mierze dzieci i wnukowie „utrwalaczy władzy ludowej”.

 

Każdemu kto chciałby zapoznać się z książką „Rok 1989 i lata następne” proponuję, aby po zakończeniu jej lektury sięgnął do pierwszej części „Czerwonych dynastii” prof. Jerzego Roberta Nowaka. Od wydania tej książki minęło już kilka lat, ale genealogia person tam opisanych powinna pozostawać na stałe w naszej pamięci. „Bohaterowie” książki prof. Nowaka, to w dużej mierze elita społeczno-polityczna III RP. Elita, za której jakość, w dużej mierze ponosi odpowiedzialność ex premier Tadeusz Mazowiecki. Miłośnik „grubej kreski”, czyli wniesienia, bez zastrzeżeń posagu PRL do III RP. A więc?

 

Na pierwszy ogień - Marek Borowski – obecnie senator wybrany z nieformalnym poparciem Platformy Obywatelskiej to syn Wiktora Borowskiego (prawdziwe nazwisko Aaron Berman). Ten ostatni był działaczem komunistycznym, trzykrotnie skazanym w II RP za działalność wymierzoną w państwo polskie. Zasiadał we władzach KPP, w sekretariacie partii. Był też przedstawicielem „polskich” komunistów przy Komitecie Wykonawczym Międzynarodówki Komunistycznej w Moskwie. Po II wojnie światowej pełnił funkcję redaktora naczelnego „Życia Warszawy”. Od 1951 był zastępcą szefa „Trybuny Ludu”.

 

Między Wiktorem Borowskim (Aaronem Bermanem) a niezwykle wpływowym w czasach stalinowskiego terroru – Jakubem Bermanem, członkiem KC PPR, a potem KC PZPR - było duże pokrewieństwo. Młody Marek Borowski uczył się w liceum dla „wybrańców” im. Klemensa Gottwalda. Jego kolegą z klasy był syn innego wpływowego komunisty – Jan Lityński, wieloletni poseł Unii Demokratycznej, Unii Wolności, a ostatnio doradca w kancelarii Prezydenta Komorowskiego. Przyjacielem Marka Borowskiego od 1962 roku był Adam Michnik.

 

Sam Borowski do PZPR wstąpił w 1967 roku. W 1973 roku odbył staż we francuskich domach towarowych i piął się dalej na niwie „handlu w PRL”. Za premierostwa Mazowieckiego Borowski był podsekretarz stanu w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego,  nadzorującym prywatyzację handlu i turystyki. Potem ten aktywista postkomunistycznej SLD, doszedł do funkcji wicepremiera i ministra finansów, a nawet w 2001 roku marszałek Sejmu.

 

Inny wpływowy jeszcze kilkanaście lat temu działacz lewicy Jerzy Wiatr to syn Wilhelma Wiatra, zastrzelonego za zdradę na rzecz Gestapo w maju 1943 roku, z rozkazu szefa okręgu warszawskiego Kedywu. Już na początku lat 50. Jerzy Wiatr dał się poznać, jako wielki wielbiciel Józefa Salina. W sporze o drogę dochodzenia do komunizmu potępiał odchylenia narodowe. Piął się w karierze naukowej. Z ramienia kontynuatora PZPR – SLD został ministrem edukacji narodowej w 1996 roku.

 

A syn towarzysza-profesora Jerzego? Dojrzewał z rodzicami w Wiedniu. A potem na odcinku krajowym, został naukowcem-sekretarzem PZPR na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Mniej ideologiczny od ojca „młody liberał” Sławomir Wiatr, korzystając z austriackiego wątku ściągnął do Polski supermarket Billa. W stolicy Austrii miał też przyjemność poznać dwóch znanych potem biznesmenów - Kunę i Żagla. Czysty politycznie i sprawdzony jako manager Sławomir Wiatr dostał jeszcze rządową fuchę pełnomocnika ds. kampanii w referendum unijnym. Był jednym z istotnych graczy wprowadzających „nową” Polskę do struktur zachodnioeuropejskich.

 

„Właściwą przeszłością” może się też wykazać obecny senator Włodzimierz Cimoszewicz. Wybrany, podobnie jak Borowski, z cichym przyzwoleniem Platformy Obywatelskiej. Ojciec Włodzimierza – Marian w 1939 roku pracował w administracji sowieckiej za ziemiach wschodnich II RP, zajętych przez Armię Czerwoną.   W 1943 roku ukończył szkołę pracowników politycznych, a od 1945 zrobił błyskawiczną karierę w Informacji Wojskowej. Potem trafił do Wojskowej Akademii Technicznej. Syn rozpoczął zaangażowanie od ZMS. Wstąpił do PZPR. Partia wysłała go w 1980 roku na staż do konsulatu w szwedzkim Malmoe.

 

Dobrze zapowiadającego się lewicowca dostrzegła też Fundacja Fullbrighta, za pośrednictwem młody Cimoszewicz trafił do USA. Amerykański kapitalizm i demokracja, daleka od centralizmu leninowskiego, nie zmieniły jego sympatii. W trakcie pobytu za oceanem Cimoszewicz był aktywistą PZPR komórki przy konsulacie w Nowym Jorku. A w wolnej Polsce? Kandydował na prezydenta w 1990 roku. Był ministrem, a nawet premierem z poparcia SLD.

 

Inny aparatczyk-naukowiec profesor Longin Pastusiak mógł się piąć po szczeblach kariery dzięki rodzinnym układom. Jego zięciem był niejaki Edward Ochab, czołowy stalinista, szef partii i państwa. To jego córka Maryla stanęła na ślubnym kobiercu z Pastusiakiem. Sama Pani Maryla chwaliła się wieloletnią znajomością z Adamem Michnikiem, synem aktywnego przed i powojennego aktywisty komunistycznego. Obecny naczelny „Wyborczej” przygotowywał żonę Pastusiaka do matury. Syn Maryli i Longina Pastusiaków, a wnuk towarzysza Ochaba, w III RP pracował w biznesie Lwa Rywina.

 

O „familijnym wsparciu” mógł też mówić obecny poseł Platformy, wcześniej Prezydent Warszawy z ramienia Unii Wolności – Marcin Święcicki. Jego ojciec, działacz KIK, zasiadał między innymi w Radzie Konsultacyjnej gen. Jaruzelskiego. Ale możliwości szybkiego awansu Święcickiego juniora mogły mieć związek z faktem, że jego żona była córką Eugeniusza Szyra, PRL-owskiego mistra budownictwa, wiceprezesa Rady Ministrów w latach 1959-72. Od 1976 do 1981 roku ministra gospodarki materiałowej, członka władz centralnych PZPR. Do Sejmu kontaktowego Marcin Święcicki wszedł z ramienia PZPR. W rządzie Mazowieckiego został ministrem współpracy gospodarczej z zagranicą. Czy w pełnieniu tak zaszczytnej funkcji w „gabinecie przełomu” pomogła bogata przeszłość i zaangażowanie komunistycznego teścia?

 

Warszawski samorząd w dobie jego odbudowy miał jeszcze innego bohatera z wpływowej familii Polski Ludowej. Byłym burmistrzem Śródmieścia, z nadania Komitetu Obywatelskiego Solidarności, był niejaki Jan Rutkiewicz. Jego pasierbem był Artur Starewicz, czołowy ideolog PZPR, szef propagandy partii. Związany z frakcja puławian. Jego internacjonalizm pewnie ukształtował Jana Rutkiewicza, który oprócz „prywatyzacji” stołecznego handlu, zasłużył się też oddaniem za „psi grosz” budynku PAST-y, w centrum stolicy, Fundacji Nissenbauma.

 

Większość z tu wymienionych „bohaterów” to czołowi członkowie korpusu urzędniczego III RP wysokiego szczebla. Niektórzy byli w ekipie Tadeusza Mazowieckiego, w tym w jego partii politycznej, którą powołał po klęsce w wyborach prezydenckich w 1990 roku. Wszystkich natomiast można zaliczyć do „elity układu okrągłego stołu”. Konstrukcji, która uwiera nas do dziś i nie pozwala „Polsce być Polską”. To była i jest Polska ludzi pokroju Tadeusza Mazowieckiego. Ale czy to jest nasza Polska?

 

Antoni Krawczykiewicz

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną