W trosce o spokojne święta

0
0
0
/

- Dlatego gdy „Rzeczpospolita” opublikowała artykuł o śladach trotylu , koła rządzące i Salon przez kilka godzin myślały, że ruscy szachiści właśnie już odpalili lont i zaraz nastąpi koniec świata - pisze Stanisław Michalkiewicz w swoim felietonie dla Prawy.pl.

 

Jak pamiętamy, minister spraw zagranicznych naszego nieszczęśliwego kraju Radosław Sikorski, prosił był podobną do konia Angielkę, czyli panią minister spraw zagranicznych UE Katarzynę Ashton o pomoc w odzyskaniu od Rosji wraku samolotu „Tupolew”, który – według jednej hipotezy - roztrzaskał się o prastarą ziemię smoleńską, a według hipotezy drugiej – spadł na nią po rozerwaniu w powietrzu przez ładunek trotylu, którego prokuratura wojskowa używa do przyprawiania wędlin.

Prosił – ale widać nie uprosił – bo musiał prosić jeszcze raz - ale już nie panią Katarzynę Ashton, tylko osobiście rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Sergiusza Ławrowa. Sergiusz Ławrow udzielił był ministru Radosławu Sikorskiemu odpowiedzi wymijającej oświadczając, że „podejmie wszystkie kroki” by samolot do Polski wrócił – ale kiedy wróci – nie wiadomo.

Dokładnie tak samo odgrażał się pan wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński w sprawie perspektyw uprawy tytoniu w Polsce. Powiedział, że „uczyni wszystko”, by tytoń był w Polsce nadal uprawiany. No dobrze – ale co będzie, kiedy wprawdzie wicepremier Piechociński „uczyni wszystko”, ale Eurokołchoz uprawiania tytoniu w Polsce jednak zabroni?

Oto najlepsza ilustracja procesu utraty suwerenności politycznej przez Polskę w następstwie ratyfikacji traktatu lizbońskiego, za którą opowiedziały się zarówno siły zdrady i zaprzaństwa, jak i płomienni obrońcy interesu narodowego. Skoro my to wiemy, to rosyjski minister Ławrow wie to tym bardziej i dlatego potraktował ministra Sikorskiego, jak na to zasługuje.

A propos – ostatnio nawet pan redaktor Michnik z niepojętą szczerością i samokrytycyzmem stwierdził, że każdy naród ma takie media, na jakie zasługuje. Jeśli chodzi o nasz mniej wartościowy naród tubylczy, to trudno się temu dziwić, że przygotowano mu „Gazetę Wyborczą” i TVN – ale czy ta zasada odnosi się do każdego narodu – również tego eksportowego?

W końcu nie ma gwarancji, że „Gazetę wWyborczą” czytają tylko głupi goje, przeciwnie – jest wiele poszlak wskazujących, że swą intelektualną zupę chłepcą z niej nawet Synowie Przymierza! Czyżby oni też tylko na taki Scheiss zasługiwali? Ładny interes!

Ale mniejsza o to, bo wracamy do ministra Sikorskiego i jego moskiewskiej wizyty. Otóż jestem przekonany, że ten cały wrak, to był tylko pretekst, bo tak naprawdę chodziło o coś znacznie ważniejszego.

Jak wiadomo, na skutek zastosowania konwencji chicagowskiej w sprawie katastrofy w Smoleńsku, wszystkie dowody rzeczowe znajdują się w rękach rosyjskich, co z jednej strony stanowi gwarancję, że żadna niepowołana Schwein się do nich nie dostanie, ale z drugiej strony stwarza straszliwe niebezpieczeństwo, że dzięki temu Rosjanie potrafią udowodnić każdą hipotezę, z hipotezą zamachu włącznie, jeśli tylko dojdą do wniosku, że trzeba w Polsce dokonać przetasowań wśród bezpieczniackich watah i wysadzić w powietrze tego całego premiera Tuska.

Dlatego gdy „Rzeczpospolita” opublikowała artykuł o śladach trotylu , koła rządzące i Salon przez kilka godzin myślały, że ruscy szachiści właśnie już odpalili lont i zaraz nastąpi koniec świata.

Pamiętamy, że kiedy ku wielkiej uldze zainteresowanych wyjaśniło się, że tym razem jeszcze nie - nawet flegmatyczny Leszek Miller zrobił premieru Tusku delikatne demarche, by na przyszłość nie zostawiał nikogo w takiej rozterce, tylko zawczasu uprzedzał, w jaki sposób dawać odpór, bo – jak mówią gitowcy – takiej poważnej zastawki nie wolno robić.

Łatwo powiedzieć – ale jak skłonić ruskich szachistów, by zaniechali takich niespodzianek?

Otóż jestem przekonany, że temu własnie służyła moskiewska wizyta ministra Sikorskiego. Próbował on wysondować, co tam ruscy szachiści przygotowali w przekazanych Polsce 250 próbkach, to znaczy – jaka hipoteza wyłoni się po ich przebadaniu i czemu salon oraz autorytetowie moralni będą musieli dawać odpór, w co żarliwie wierzyć, a w co zdecydowanie nie wierzyć – i tak dalej.

Takie rzeczy trzeba wiedzieć zawczasu – bo w przeciwnym razie, jak tu popadać w świąteczną nirwanę, urozmaicaną w najlepszym razie tylko eksperymentowaniem według książki kucharskiej pani ministrowej Sikorskiej?

Jestem tedy przekonany, że prawdziwym celem misji ministra Sikorskiego było zorientowanie się, czy ruscy szachiści nie mają aby zamiaru przyłożenia siekiery do pnia na samo Boże Narodzenie, albo Nowy Rok, kiedy nikt u nas nie ma głowy do dawania odporu, bo wszyscy albo wyjechali, albo właśnie pogrążają się w nirwanie.

Być może czegoś się nawet dowiedział, bo oznajmił, że trzyma ministra Ławrowa „za słowo”. Za słowo... Hmmm, dobra psu i mucha.

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną