Druga fala kryzysu na Białorusi?

0
0
0
/

W zeszłym roku władzom Białorusi udało się jedynie zachamować postępujący kryzys gospodarczy. Teraz musi zmierzyć się kolejnymi negatywnymi bodźcami, które mogą znów doprowadizć do jej załamania.



Aleksandr Łukaszenka przez lata był w stanie utrzymać gospodarkę białoruską na ścieżce stabilnego wzrostu, co owocowało względnie zadowalającym poziomem materialnego zaspokojenia potrzeb szerokich kręgów społeczeństwa, szczególnie w porównaniu do pikującej w dół od 2008 gospodarki ukraińskiej i właściwego krajom trzeciego świata rozwarstwienia dochodów w putinowskiej Rosji.

Cała tajemnica "białoruskiego modelu gospodarczego" sprowadzała się jednak do faktycznego dotowania białoruskiej przez rosyjski sektor surowcowy. Moskwa przez lata stosowała wobec Białorusi preferencyjne warunki, chcąc ponownie strukturalnie zintegrować obie gospodarki. Rosjanie odnieśli sukces, gdyż białoruska gospodarka jest całowicie uzależniona od importu od swojego wschodniego sąsiada oraz produkuje takie dobra, które zbyt mogą znaleźć głównie na jego rynku.

Po uzależnieniu partnera Moskwa zmieniła reguły gry. Cena za 1000 metrów sześciennych rosyjskiego gazu ziemnego dla odbiorcy białoruskiego wzrosła z 46,7 dolara w roku 2005 do 183 dolarów w roku 2010 i około 220 dolarów w roku 2011. Białorusini musieli zgodzić się na przejęcie przez Rosjan 50% akcji Biełtransgazu – operatora białoruskiego odcinka rurociągu jamalskiego.

Z kolei w przypadku ropy Rosjanie zdecydowali się na początku 2010 r. na obłożenie eksportowanej na Białoruś surowej kopaliny pełnym cłem wywozowym, poza bezcłowym kontyngentem 6 milionów ton, tym samym podnieśli stawkę celną o 200 procent.

Spowodowało to poważne problemy w białoruskim sektorze naftowym, funkcjonującym dzięki reeksportowi rafinowanego rosyjskiego surowca. Odbiło się to na całej gospodarce tego kraju, bo na zasadzie krzyżowych powiązań własnościowych przedsiębiorstwa naftowe utrzymywały dużą część nierentownego sektora państwowego, który na Białorusi nadal wytwarza około 75% PKB.

W czasie kampanii wyborczej, jesienią 2010 r. Łukaszenka otworzył prawdziwy festiwal rozdawnictwa publicznych pieniędzy, znacząco podwyższając pensje. Ponieważ ruch ten miał się nijak do realnych wskaźników ekonomicznych, trzeba było uruchomić prasy drukarskie, które drukowały i pusty pieniądz, i kolejne białoruskie papiery skarbowe, na które było coraz mniej chętnych.

W dodatku brutalne słumienie protestów w wyborczy wieczór 19 grudnia całkowicie załamało stosunki białoruskiego prezydenta z zachodem, co oczywiście oznaczało zakręcenie kredytowego kurka.

Rozregulowanie finansów publicznych doprowadziło do prawdziwego ich załamania w roku 2011. W roku tym inflacja osiągnęła na Białorusi niemal 109%. Nastąpił skokowy wzrost cen konsumpcyjnych i znaczny ubytek rezerw walutowy. Ucierpiała na tym produkcja i handel zagraniczny, co tylko pogłębiało problemy z bilansem płatniczym. Spowodowało to dotkliwy spadek poziomu życia znacznych grup społecznych.

Mimo to władza utrzymała kontrolę nad sytuacją. Choć rok ten był czasem największych opozycyjnych wystąpień od lat i tak nie przekraczały one zgromadzeń liczących kilka tysięcy ludzi w Mińsku, i kilkaset w innych miastach. Łukaszenko sparaliżował opozycję ostrymi represjami bo grudniowej manifestacji, poza tym Białorusini potwierdzili opinię, że wybierają raczej indywidualne strategie przetrwania w sytemie niż robienie systemowej rewolucji.

Często oznacza to emigracje zarobkową. Nawet reżymowe związki zawodowe ogłosiły niedawno, że w pierwszym półroczu 2012 roku z kraju ubyło około 100 tys. pracujących. Dotyczy to głównie ludzi młodych, którzy wyjeżdżają głównie do Rosji, gdzie nie napotykają ani barier kulturowych, ani formalnych, w związku z tym, że ceną za wsparcie Moskwy jest uczestnictwo Łukaszenki w konsekwentnie pogłebianym Związku Celnym Rosji, Białorusi i Kazachstanu.

I właśnie w zamian za pokorne podpisywanie przez Łukaszenkę kolejnych umów integracyjnych (w tym także w ramach militarnego OuoBZ) Rosja wyciągnęła do niego pomocną dłoń. Znów wprowadziła bardziej preferencyjne zasady w handlu ropą naftową, co natychmiast postawiło na nogi białoruski sektor naftowy. Przy pomocy kredytów Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej w białoruską gospodarkę wpompowano prawie 3,5 miliardy dolarów.

Białorusini otrzymali te pieniądze, mimo że nie spełnili warunków postawionych przez organizację, przeprowadzenia programu prwatyzacji (wyobrażalnej obecnie jedynie jako prywatyzacja w ręce rosyjskie) na kwotę 2,5 miliarda dolarów. 

Jednak już w połowie roku Rosjanie przestali patrzeć przez palce na białoruskie machinacje w handlu produkatami pochodzącymi z przerobu rosyjskiej ropy. Zgodnie z porozumieniem z grudnia 2010 r. rosyjska ropa była dostarczana do rafinerii białoruskich bez pobierania cła eksportowego i ze zniżką w wysokości 3,7 dolara za tonę w stosunku do ceny ropy z giełdy w Rotterdamie. Rosyjscy dostawcy zrezygnowali także ze specjalnej dodatkowej opłaty od każdej tony surowca – ich wysokość dochodziła nawet do 45 dolarów.

Zgodnie z zawartymi porozumieniem, w przypadku eksportu przez Białoruś produktów naftowych wytworzonych z rosyjskiego surowca poza państwa członkowskie Unii Celnej, Mińsk zobowiązany był płacić Moskwie cło eksportowe w wysokości takiej jaką płacą rosyjscy eksporterzy. Białorusini próbowali omijać tę klauzulę poprzez księgowanie eksportu na zachód prodktów pochodzących z przerobu rosyjskiej ropy jako "rozpuszczalników" i "rozcieńczalników".

Dochody z eksportu "rozcieńczalników i rozpuszczalników" wyniosły, za pierwsze dziewięć miesięcy ubiegłego roku, ponad 2,5 miliardy dolarów, co stanowiło około 12% łącznej wartości białoruskiego eksportu. Silne naciski Moskwy doprowadziły do rezygnacji białoruskich producentów z tego procederu. Dodatkowo doszło do dekoniunktury na światowym rynku nawozów sztucznych gdy dotychczas branża potasowa zapewnia od 20-35% wpływów walutowych do budżetu. Natychmiast odbiło się to na kondycji białoruskiej gospodarki.

W roku 2012 wzrost PKB Białorusi wyniósł zaledwie 1,5%, co jest najsłabszym wynikiem od kilkunastu lat, wyjąwszy rok 2009 (plan zakładał 5% wzrostu). Jak podał warszawski Ośrodek Studiów Wschodnich białoruski bilans handlowy zamknął się w zeszłym roku w saldzie ujemnym na kwotę 412 miliardów dolarów. Według oficjalnych danych w ciągu minionego roku zadłużenie zwiększyło się o 209 milionów USD do łącznej sumy 12 miliardów. Tymczasem na 2013 rok przypada początek szczytowego okresu spłaty zadłużenia i Białoruś będzie musiała zwrócić około 3 miliardy dolarów.

Wszystko to w sytuacji, gdy próby sprzedaży na światowym rynku papierów skarbowych podjęte białoruski bank centralny zakończyły się całkowitym fiaskiem. Jednocześnie rząd, próbując chociaż częściowo rekompensować znaczny spadek realnej wartości płac podniósł je w sektorze państwowym – na 1 stycznia 2013 osiągnięto ich średni poziom 533 dolarów miesięcznie.

W ubiegłym roku znacznie ponad plan (25%) wzrosła emisja pieniądza – poziom masy pieniężnej wzrósł o ponad 57%.

Wszystko to zapowiada poważne trudności dla białoruskiej gospodarki w roku bieżącym.

Lech Swarski

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną