Nadajatollah Rzepliński

0
0
0
/

images_nowe_stories_media_felietonisci_pawel_janowski_aktualneNa dźwięk jego imienia zgina się każde nowoczesne, demokratyczne i ludowe kolano. Jego spojrzenie unosi się nad interpretacjami wszelkiego prawa, a cień jego myśli pada na niepokornych, a na pokornych nie pada. Bo oni klęczą. Sędzia Andrzej nazywany jest od niedawna Najwyższym Ajatollahem, a wśród przyjaciół Nieomylnym. On to podczas publiczno-prywatnych rozmów z panią Stokrotką tak jasno wszystko wytłumaczył, że ciemno zrobiło się przed oczami narodu naszego, ale tylko przed niedemokratycznymi oczami. A jak człowiek ciemność widzi, to widzi głębię. Ciemną, bo ciemną, ale jednak. Oświeceni tą ciemnością bezbrzeżną co bardziej obywatelscy obywatele rozpoczęli akcję zbierania podpisów pod petycją o powołanie do istnienia Dziennika Orzeczeń i Wypowiedzi Andrzeja Rzeplińskiego (w skrócie DziOWAR), oczywiście z własną drukarnią i serwerami w Moskwie i Brukseli, aby była niezależna, suwerenna, demokratyczna, niepodległa, jedyna i doskonała po prostu. Według postulatorów wszelkie dźwięki wychodzące z pana Andrzeja winny być zapisywane na bardzo twardym dysku. Jego słowa zasłyszane w telewizornii, na straganie i opowiedziane na klatce schodowej, powinny być czym prędzej zapisywane, segregowane i poddawane do wierzenia. Od razu. Żadnego vacatio legis nie przewiduje się. Słowa ajatollaha obowiązywałby natychmiast po opuszczeniu jego ust, a niektóre nawet wcześniej. Intelektualne błyski jego geniuszu uciekają wszelkimi możliwymi szczelinami, dlatego powinno się zadbać o to bezcenne dziedzictwo, bo wszak ulotne jest i przyszłe pokolenia mogłyby by nam tego nie wybaczyć. Ta ulotna nieomylność powinna zostać zgłoszona do UNESCO, jako skarb i zabytek bezcenny. Dzięki takim prewencyjnym działaniom docenią go za 500 lat i z pewnością odkryją ponadczasową głębię i przenikliwość myśli jego. Jak Nadajatollah mówi, to wyrok jest. Koniec. Nie ważnie, gdzie mówi, o czym mówi, z kim mówi. On mówi, więc wyrok jest. Orzeczenie też jest i nie ma co dyskutować. Tako rzecze Andrzej, a nie jakiś tam Zaratustra. Wielką tajemnicą pozostaje nieustannie aktualizująca się autoiluminacja Wielkiego Interpretatora. Objawia sobie siebie w dzień i w nocy. Jeżeli Andrzej mówi, że czegoś tam domaga się Konstytucja, to wiadomo, że on się domaga. Bo sędzia na trzecie imię ma Trybunał. A przecież Trybunał z Konstytucją są nierozłączni. A jako, że Trybunał starszy jest, więc Konstytucja musi go słuchać. Każdy, kto ma starszego brata wie o czym mówię. Niechby Konstytucja mu podskoczyła, to „hmm”. Każdy starszy brat i starsza siostra wiedzą co „hmm”. W tym kontekście wszystko staje się logiczne i wytłumaczalne. Przecież nie będzie sam ze sobą dyskutował, nieprawdaż? Zanim orzekł, to przemyślał, przedyskutował z najinteligentniejszym człowiekiem na ziemi (panie profesorze Leszku proszę nie martwić się o miejsce w rankingu, pan jest tuż, tuż), czyli z samym sobą, i nad ranem orzekł, albo pod wieczór przemówił. I dlatego trzeba publikować. Już włączono licznik dni straconych bezpowrotnie. Więc żyjemy w dniach bez demokracji, chyba siedmiu albo ośmiu. Oj biada nam, biada. Przepełniony tymi myślami popieram w pełni akcję partii Razem promującej wyświetlanie myśli na budynkach i placach, póki nie zacznie działać DziOWAR, ale później też. Ja też jestem razem. Z Konstytucją razem. Z Trybunałem jeszcze bardziej razem. Z ajatollahem nie jestem, bo jestem za niski i za mały. Mimo to proszę, aby rząd zafundował obywatelom rzutniki. Wszystkim chętnym. Tak, żeby słowo Nadajatollaha świeciło na wszelkich placach, budynkach użyteczności publicznej, na ruinach również, bo dlaczego mają czuć się pokrzywdzone i dyskryminowane. Ponadto w autobusach, na drogach, w samochodach i kościołach, na niebie i ziemi. Niech nam zajaśnieją słowa wypowiedziane przez Pierwszego Nieomylnego, niech dotrą pod strzechy i w zagrody. Żeby naród mógł się zapoznać z orzeczeniami w drodze do pracy, podczas relaksu i w czasie przerwy na kawę. Aby każdy obywatel mógł posmakować słów nieomylnych orzeczeń przed snem i po przebudzeniu. I w tej materii nie ma miejsca „na kompromis nawet na milimetr”. Bo tak rzekł On, a słowo jego jest prawem. A nawet więcej. Jego słowo jest początkiem i końcem. Nie demokracji, nie, nie. Jest początkiem i końcem interpretacji. Jedynej, nieomylnej Interpretacji. On mówi, gdzie są luki, gdzie ramy, a gdzie bezdroża. Wszak nie od dziś wiadomo, że jak prawnik coś mówi, to mówi w ramach. Zawsze się mieści w ramach, a jak się nie mieści, to tym gorzej dla ram. Pan Andrzej ulepi nowe ramy. Takie samodopasowujące się ramy. Elastyczne ramy się znaczy. Tymczasem z zaufanych źródeł watykańskich donoszą, że podobno po ostatnich orzeczeniach i wypowiedziach Andrzeja I Nieomylnego, powstała grupa inicjatywna, mająca zamiar przekonać papieża Franciszka do zwołania Soboru Watykańskiego III, celem rozszerzenia definicji nieomylności papieskiej. Papież i przedstawiciele episkopatów postępowych mieliby podzielić nieomylnością z Nadajatollahem. Będzie dialogicznie i ekumenicznie, ponieważ W świetle orzeczeń Andrzeja konstytucja soborowa Pastor Aeternus z 18 VII 1870 roku straciła na aktualności. Papież błogosławiony Pius IX niestety pomylił się. Brak było Andrzeja wówczas. I ten brak trzeba zalepić, jak lukę prawną. Nieomylność papieska dotyczy tylko tych sytuacji, w których papież uroczyście ogłasza jakieś twierdzenie jako dogmat wiary. Tymczasem wszystkie wypowiedzi pana Andrzeja spełniają wymagane przez konstytucję soborową warunki. Papież nie może odwołać się do swej nieomylności dla jakiegoś kaprysu, lecz tylko po upewnieniu się, że wyraża w ten sposób autentyczną wiarę całego Kościoła. Co innego Andrzej I Nieomylny. To zupełnie co innego. Nasz prezes bezcenny cieszy się nieustanną i pewną asystencją duchów założycieli Wojciecha i Czesława. A z taką asystencją, to niemylność ma tak pewną, jak zysk w Amber Gold. Oczywiście zysk dla tych, co zakładali, a nie wkładali (lekko licząc 800 milionów). Asystencja pomniejszych duchów i nieduchów też jest bardzo pomocna. Sam powiedział, że jest dyskretnie pilnowany. To kamień z serca nam spadł. Jest bezpieczny, a razem z nim bezpieczne są orzeczenia i Konstytucja. No i Trybunał oczywiście. Bo pamiętajmy, że źli zazdrośnicy dybią na naszą Nieomylność. Panie ajatollahu proszę nie bać i nie martwić się złośliwościami zazdrosnych ludzi. Ja Panu nie zazdroszczę, że jeździ Jego Wysokość po świecie za publiczne pieniądze. Bardzo dobrze, to pana obowiązek. Jak podał dziennik „Super Expres”, w ostatnich latach koledzy i koleżanki w togach niemało podróżowali po świecie. A ja się pytam: Dlaczego mieliby sobie żałować? Przecież każdy Polak wie, że podróże kształcą. A na cudzy koszt, to już w ogóle kształcą bardzo i konta nie obciążają niepotrzebnie. Co prawda sędziowie są najwyżsi dochodami, a niektórzy autorytetem, ale uczą się przez całe życie, więc muszą podróżować. Wścibski ten SE wypomina naszym nieocenionym i nieomylnym, że do Chin polecieli za 97 000 (tam zaprzyjaźniali się z przedstawicielami Komisji Spraw Prawnych Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych), do Stanów Zjednoczonych za 20 000, do Korei Południowej za 19 000, do Gruzji za 12 400, do Kazachstanu za 5300, do Izraela za 2300, do Turcji za 2500, do Tunezji za 561 zł. plus jakieś delegacje, kongresy, szkolenia i takie tam drobiazgi. W sumie kwota ok. 700 000 zł. Przecież to kieszonkowe raptem. Takie tam grosze. Zazdroszczą i tyle. A ja się pytam, dlaczego sędziowie nie pojechali do Peru? A dlaczego na liście nie ma radujących się nadmiarem demokracji wysp Galapagos? Kogo w oczy kole Nieomylność nasza? Ja tam mu nie żałuję. Bo co mają sędziowie z życia za średnio 20 000 miesięcznie? Andrzej dostaje tylko 23 000 pierwszego, darmowe mieszkanie i emeryturkę po 9 latach pracy w wysokości 75 procent ostatniej pensji. Kto dałby radę, będąc tak drastycznie niedocenianym. Kto za takie grosze dociągnie do kolejnego pierwszego niech pierwszy podniesie rękę. Przecież sędziowie muszą zbierać się w robocie aż dwa razy w tygodniu! A dojazd do pracy, a powrót do domu. A stres w weekendy. A nieomylność. Ludzie, miejcie litość! Kiedy ajatollahowie mają się regenerować, no kiedy?! Dlatego proszę przestać ingerować w niezależność Trybunału Nieomylnościowego, przestać kwestionować jego potrzebę istnienia i niespotykaną na kontynencie nadpracowitość. Oni są wzorem i punktem odniesienia. A wśród nich najjaśniejszym jest Nadajatollach. I niech tak zostanie na zawsze. No, albo co najmniej do 18 grudnia 2016 roku, bo niestety wówczas pan Pierwszy opuści swój tron prezesa. Wzorem poprzedników żyrandol i niszczarkę zabierze ze sobą. Sztućce ma zostawić. Czy tron weźmie ze sobą? Nie wiadomo. Bo tu rodzi się fundamentalne pytanie: Czy nieomylność przywiązana jest do tronu? Czy może kryje się ona w duszy Nadajatollaha? Czy nieomylność przeszła na kaloryfery, „Gęsiarkę” i pomniejsze atrybuty władzy? Poprośmy wkrótce odchodzącego, by zechciał nam wyinterpretować zawiłości tej tajemnicy. Ma jeszcze sześć miesięcy, to może zdąży. Plus minus 44 dni pochylania się, to może wyrobi się. Przecież pomogą mu koledzy i koleżanki Trybunału Wyborczego oraz zaprzyjaźnionych środowisk skupionych w fundacjach dobroczynnych i w szafie Kiszczaka. Bo to pojemna szafa jest. Wystarczy szeroko otworzyć drzwi, powiedzieć zaklęcie „Zbiór zastrzeżony”, a strumień wiernych rycerzy ze światów równoległych zasili szeregi nosicieli nowoczesnej interpretacji. Czekamy na słowo Nadajatollaha o nieomylności. Czekamy cierpliwie.   Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną