Serbskie serce Bałkanów

0
0
0
/

Dawniej wielka, obejmująca dużą część półwyspu i rządzona przez dynastię Karadziordzieviciów. Co dziś pozostało z tej siły? Jedynie tęsknota za wspaniałą przeszłością, za państwem z którym liczono się w Europie i na świecie.

 

Serbowie w ostatnich latach stawiani byli przed faktami dokonanymi. Podejmowano za nich arbitralnie decyzje lub też żądano czynów nie dających się pogodzić z tamtejsza racją stanu. Okrojenie terytorialne po wojnie na Bałkanach stało się bolesną traumą, gdyż nie miało żadnego uzasadnienia. Zgodnie z wszelkimi normami obszar zamieszkany przez obywateli jednego państwa, będący dodatkowo z nim połączony terytorialnie winien do niego należeć.


Obecna Republika Serbska wchodząca w skład dziwnego tworu jakim jest Bośnia i Hercegowina jest zamieszkiwana w 90% przez Serbów i graniczy z Serbią właściwą. Paradoksem jest że jeden naród sztucznie jest utrzymywany w dwóch państwach. A już znaleźć uzasadnienie tej decyzji jest zadaniem karkołomnym. Mówiąc prościej nie ma powodu by Serbów izolować w dwóch państwach.


Właśnie ten sztuczny podział konflikt zaognia, buduje poczucie krzywdy i wzmacnia agresywny nacjonalizm. Już raz mieliśmy okazję obserwować jakie są tego skutki. Masakry ludności, bombardowania, tysiące uchodźców i to w środku niosącej „nowoczesne” wartości Europy.


Jakie są te wartości? Narzucanie zdania innym? Kpina i naśmiewanie się z wiary? Właśnie takie postępowanie jest przyczyną wojen etnicznych. Serbskie żądania odnośnie połączenia się z Republiką Serbską są jak najbardziej słuszne. Belgradowi nie chodzi o podbijanie innego państwa lecz tylko skupienie jednego narodu żyjącego na zwartym terytorium.


Odmienną sprawą jest kwestia Kosowa. Dla Serbii jest to serce i kolebka państwowości. Dla mocarstw światowych zwykły kawałek terytorium nie mający znaczenia. Oburzający jest brak szacunku dla historii i tradycji narodu. Narodu, który potrafił przeciwstawiać się nawale tureckiej na Kosowym Polu. Kosowo i Serbia to jedność. Próba odłączenia tej prowincji, wyrwania jej spod władzy Belgradu można by śmiało porównać do rozbiorów Polski.


Bo czymże innym jest decydowanie o losach ziem jednego państwa przez inne. Bo czyż pod pretekstem obrony Albańczyków, którzy są na tym terenie większością nie próbuje się okrajać terytorialnie Serbii?


Czyż podobnych argumentów obrony mniejszości nie stosowały wojska sowieckie wkraczające w 1939 roku na wschodnie rubieże Polski by rzekomo bronić zniewolonych Ukraińców i Białorusinów? Może Albanię należy obwiniać za nieporozumienia w Kosowie, gdyż jako państwo nie potrafi zadbać o podstawowe potrzeby obywateli, co potem skutkuje roszczeniową postawą Albańczyków żyjących w krajach sąsiednich.


Żadne obce państwo nie ma prawa decydować o kształcie terytorialnym innych państw. Zwłaszcza gdy nie rozumie specyficznej mentalności ludzi i ich szacunku dla kolebki narodu. Być może jest tak, że powołanie „niepodległego” Kosowa jest w czyimś interesie. Bo jak inaczej można nazwać istniejące de facto na południu Europy dwa państwa albańskie. Państwa przez nikogo nie prowadzące pokojową ekspansję na północ.


Może więc czas by mocarstwa zamiast okrajać terytoria jednych na rzecz drugich łamiąc przy tym porozumienia zaczęły działać zgodnie z własnym sumieniem.


Kilka dni temu usłyszeliśmy o podpisanym pod auspicjami Unii Europejskiej porozumieniu pomiędzy Serbią a Kosowem. Treść jego jest jednak strasznie rozmyta i większych zmian w napiętą sytuację nie wnosi. Wygląda więc na to, że Bruksela po prostu Serbię zmusiła do podpisania dokumentu stawiając na przeciwległej szali rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Serbią. Najdelikatniej mówiąc szantaż w polityce pozostaje wciąż skutecznym narzędziem.


Roman Stańczyk
Autor jest członkiem Klubu Młodych Solidarnej Polski w Warszawie.

Na zdjęciu: Uczestnicy manifestacji Kosowo jest serbskie - 16 lutego 2013, fot. Jan Bodakowski

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną