Maciej Kałek: Demokracja kuleje, czy już dawno leży martwa?

0
0
0
/

Obecna demokracja przeżywa kryzys. Z władzy narodu, władzy ludu, zmieniła się we władzę wąskiego grona „elit.“ Już w 1937 roku Alfred Łaszowski w „Papierowej rewolucji“ (Ruch Młodych) napisał znamienne słowa, iż „rządy demokratyczne są zawsze po prostu rządami najgorszych.“ Czy Łaszowski miał rację?

 

W ogólnym rozrachunku, każdy obywatel kraju demokratycznego, potrafi pokrótce opisać system, w jakim przyszło mu żyć. Otóż człowiek w Polsce może raz na jakiś czas zadecydować o przyszłości swojego kraju.


Dlaczego piszę, iż raz na jakiś czas? Bo poza wyborami, poza referendum, nie istnieją obecnie żadne formy realnej działalności demokratycznej oddolnej. Co prawda, istnieją inicjatywy obywatelskie, ale one są w całości uzależnione od zgody, lub nie zgody państwa - a więc, czy tego chcemy, czy nie: musimy podporządkować się państwu, które stosuje coraz bardziej totalitarne metody zarządzania i kontroli obywateli.


Nie ma możliwości, aby w praktyce zastosować artykuł 4 Konstytucji, który mówi o tym, iż „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.“, oraz, że „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.“ Wystarczy zapytać zwykłego obywatela, czy zna jakiekolwiek formy realnego wprowadzania bezpośredniej władzy narodu, by przekonać się, jak demokracja w Polsce (i nie tylko) kuleje.


Jakby tego było mało, dodatkowym niesmakiem napawa fakt, iż politycy dzisiaj, zamiast być faktycznymi „sługami narodu“ (co i w Konstytucji i wedle ich własnych słów jest podobno prawdą), stali się wąską grupą 460 pasożytujących na narodzie ludzi, mających pod sobą dziesiątki tysięcy biurokratów - zaś za cały ten rozdmuchany cyrk, musi płacić przeciętny obywatel, święcie wciąż przekonany, iż ma w Polsce jakikolwiek wpływ na politykę, bo raz na parę lat ma możliwość wrzucenia głosu (na jedną z 3-4 partii) do urny.


Owa ograniczona swoboda, ograniczona demokracja, ograniczona władza narodu, na dodatek kreowana na pełną swobodę i panowanie woli ludu, jest zaplanowanym pomysłem ludzi, jacy są nazywani w kręgach narodowców „nocną zmianą“. Owa „nocna zmiana“, jak zwykło nazywać się ludzi, którzy sprzedali Polskę przy okrągłym stole w 1989 r., za cel swojej nowej pseudodemokratycznej działalności powzięła, ażeby naród polski ustawić w sposób następujący: naród ma uznawać demokrację za jedyny, dający wolność, dobry, humanitarny sposób sprawowania władzy - w ten czas każdy, kto zacznie krytykować władzę wybraną „demokratycznie“, może zostać okrzyknięty wrogiem demokracji, co już miało miejsce w Polsat News, gdy Stefan Niesiołowski powiedział: „Dziennikarze faszerują ludzi papką, że Partia nic nie robi. Walka z Partią to walka z Demokracją“.


Poprzez stworzenie iluzji wolności, tak zwana „nocna zmiana“ sprawiła, iż nikt rzeczywiście nie został winny i skazany za zbrodnie okresu PRL-u. Ta wymiana władzy, która dokonała się na oczach całego świata, jako rzekome zwycięstwo wolnych związków zawodowych nad bezwzględną komuną, była pozorna. Odegrano ładny teatrzyk cieni, którego widzami był naród, aktorami politycy, reżyserem stary system, zaś suflerem sam diabeł.


Dlatego właśnie, w ogólnym rozeznaniu całości obecnego systemu, tym bardziej nasuwa się pytanie, dlaczego ludzie nie reagują na tak skrajne łamanie tego, za co się tak bardzo cieszyli w 1989 r.? Przecież, jeżeli spojrzelibyśmy okiem obiektywnym, ludzie raczej cieszyli się w chwili upadku komunizmu...


Ale dlaczego się cieszyli, skoro teraz nie pozwalają dokonywać lustracji, tolerują komunistów na ulicach, symbole komunistyczne na papierosach, czy torbach nie wywołują u nich odruchu wymiotnego, zaś ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie komunistyczne, zaprasza się na spotkania ze studentami na uczelniach?


Odpowiedzi na te i inne pytania, szukać nie mam zamiaru w tym felietonie. Ocierać się to bowiem będzie o analizę socjotechnicznych metod prania mózgów. Faktem pozostaje jednak to, iż ludzie nie dbają o swój kraj, a tendencje patriotyczne, obywatelskie, w zasadzie nie istnieją w szerokiej opinii społecznej, bądź są zawężone do „orzeła z czekolady“ na różowym tle gejowskich baloników, sprzątania kup po psach, tudzież otwarcia na „europejskość“. Sama władza zaś walczy z inicjatywami obywatelskimi, oddolnymi działaniami i ruchami w narodzie.


Warto więc powołać się na słowa Jana Winnycha z jego tekstu „Walcząc o Wielką Polskę idziemy pod prąd dnia dzisiejszego“(„Falanga“, 1938 r.), by przekonać się, iż jego spostrzeżenie nie dotyczy tylko okresu przed wojną, ale jak najbardziej dotyczy też i dzisiejszego modelu budowania czegoś, co nazywa się „opinią społeczną“:


„Tak zwana bowiem „opinia publiczna” jest zazwyczaj wytworzona przez poglądy ludzi przeciętnych, wrośniętych w dzień dzisiejszy, przywiązanych do tego, co jest, bojących się wielkich zmian i potężnych wstrząsów, wolących kisnąć w ciepłym zaduchu, niż zmagać się w mroźnym wichrze walki o wielkość Narodu.“


Konkludując już i podsumowując, demokracja była snem ludzi głodnych, spragnionych wolności za czasów trwania jawnych rządów komunistów w kraju. Ludzie zaszczuci, spragnieni, o pustych żołądkach, bez perspektyw, w demokracji widzieli jedyną drogę ucieczki ku wolności - tak przecież Polakom od wieków upragnionej. Niemniej, dziś widzimy, jak słaby jest to system i o co się opiera.


Należy więc zapytać tak, jak w 1937 roku zapytano w „Kuźnicy“ (O nową Polskę): „Czyż kartka wyborcza ma być jedynym symbolem demokracji?“


Maciej Kałek
www.facebook.com/Narodowykatol

fot. Wikimedia Commons

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną