Robert Winnicki: W pociągu z Arabami

0
0
0
/

W minionym tygodniu, w pociągu relacji Zgorzelec-Wrocław miałem okazję przez ponad dwie godziny rozmawiać z trójką młodych Tunezyjczyków.

 

Zaczepili mnie zdyszani na ulicy (biegli non stop od przejścia granicznego, bojąc się, że nie zdążą na pociąg), pytając o stację kolejową (a właściwie peron; każdy, kto kojarzy Zgorzelec-Miasto z jego "wizytówką", dawnym budynkiem dworcowym - widmo, wie, o czym mówię). Zaprowadziłem ich na miejsce, razem usiedliśmy również podczas podróży do Wrocławia.


Okazało się, że trójka (dwóch mężczyzn i kobieta) pracuje w jednej z międzynarodowych korporacji w Tunezji. Aktualnie przebywają zaś na szkoleniu w niemieckim Lipsku. Ktoś z miejscowych doradził im, żeby zrobili "wypad" do Wrocławia i tak też uczynili. Wszyscy posługiwali się angielskim, więc większych problemów z komunikacją nie było. Rozmowa była bardzo ciekawa, choć to ja mówiłem najwięcej, ponieważ Tunezyjczycy byli w Polsce po raz pierwszy i chcieli się jak najwięcej dowiedzieć o naszym kraju.


Wiedzieli niezbyt wiele, ewidentnie słabo orientując się zarówno w historii, jak i w geografii naszej części Europy. Na przykład w pewnym momencie jeden z nich, posiadający największy zasób informacji, spytał: "Skąd się to wzięło, że między Ukrainą a Polską jest taki mały kawałek Rosji?". Najpierw sprostowałem, że obwód kaliningradzki leży pomiędzy Polską a Litwą, a potem zacząłem tłumaczyć, cofając się aż do średniowiecza, wypraw krzyżowych, Krzyżaków i Prus, a kończąc na rozpadzie ZSRR. Podobnych historii było wiele - dwoje Tunezyjczyków było np. zaskoczonych informacją, że II wojna światowa zaczęła się od Polski, a już najbardziej zaskoczył ich fakt, że zostaliśmy zaatakowani zarówno przez Niemcy, jak i Sowiecką Rosję.


Ze swojej strony opowiadali o sytuacji w Tunezji, wspominając też o Egipcie. Niewiele wiedzieli o tym co dzieje się w sąsiedniej Libii. Twierdzili, że nie ma ona zbyt wielkiego wpływu na ich własny kraj. Nie ma, według nich, np. obecnie problemu w Tunezji z uchodźcami z tego państwa. Ale dla mnie, w rozmowie z młodymi Arabami, najciekawsi byli tak naprawdę oni sami - ich styl bycia, poglądy, spojrzenie na rzeczywistość. Pod względem stroju i zachowania zewnętrznego nie różnili się niczym od standardowego Europejczyka. Jeśli chodzi o jedyną w tym towarzystwie kobietę, nie potrafiłbym powiedzieć na pierwszy rzut oka, czy nie mam np. do czynienia z młodą Hiszpanką z południa tego kraju.


Najciekawsze było jednak to, co mówili. Wymieniliśmy poglądy na wiele spraw. Jak nietrudno się domyślić, byli zdecydowanymi przeciwnikami islamistów. Islamistyczne bandy, grasujące na tunezyjsko-algierskim pograniczu, wymieniali jako jeden z problemów swojego kraju. "To na tej granicy mamy problemy, nie na libijskiej" - mówili. Z drugiej strony nie byli liberalni czy lewicowi w naszym tego słowa znaczeniu. Nie było między nami kontrowersji jeśli chodzi o stosunek do kwestii kulturowego upadku Europy, związków homoseksualnych czy poprawności politycznej dotyczącej tematyki żydowskiej. Gdy, zapytany o swoje poglądy polityczne, odpowiedziałem, że jestem "nationalist", zadali wiele pytań, koncentrując się na stosunku do UE.


Muszę powiedzieć, że zrobili na mnie dobre wrażenie. Mniej więcej w połowie podróży doszliśmy do kwestii muzułmańskich imigrantów w Europie. Nie byli zdziwieni, gdy powiedziałem, że kraje Zachodu popełniły wielki błąd, dopuszczając masową imigrację i że jestem zdecydowanym przeciwnikiem dopuszczenia do takiej sytuacji w Polsce. Dużo mówili o tym, że chcą zostać we własnym kraju, który chcą rozwijać, opierając się na własnych siłach. Gdy po wypowiedzi jednego z nich, stwierdziłem - "to ty właściwie jesteś tunezyjskim nacjonalistą" - odpowiedział z uśmiechem: "można tak powiedzieć".


Było to dla mnie bardzo ciekawe spotkanie, utwierdzające w przekonaniu, że, po pierwsze - islamizm w krajach arabskich wcale nie musi zwyciężyć. Po drugie - w relacjach ze światem islamu trzeba i należy otwarcie mówić o swoich pryncypiach ideowych, zamiast bredzić o multikulturalizmie, który kończy się wojną wszystkich ze wszystkimi. Po trzecie zaś - odniosłem wrażenie, że ci młodzi Arabowie, krytyczni wobec islamizmu, a przy tym nieopanowani przez zachodnią degrengoladę, o ile tylko znajdą się ku temu dogodne warunki, a Kościół przezwycięży swój wewnętrzny kryzys i odkryje ponownie ducha misyjnego, mogą być w przyszłości kandydatami na całkiem porządnych chrześcijan.


Robert Winnicki
Autor jest jednym z liderów Ruchu Narodowego, honorowym prezesem Młodzieży Wszechpolskiej.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną