Syria: Przegrana Obamy

0
0
0
/

Przeszły tydzień całkowicie odmienił bieg wypadków politycznych wokół Syrii. USA w najbliższym czasie nie zaatakują, armia syryjska będzie mogła kontynuować walkę z rebeliantami, którzy w kontekście ostatnich ustaleń dyplomatycznych objawili w pełni swój ekstremistyczny charakter.

 

Jeszcze w poprzednią niedzielę wydawało się, że Barack Obama zabrnąwszy w ślepy zaułek wojennej retoryki, zdecyduje się na rakietowo-lotniczy atak. Sam atak choć z pewnością nie powaliłby Syryjskiej Armii Arabskiej na kolana, mógłby doprowadzić do eskalacji konfliktu i jego rozlania się cały region z nieobliczalnymi tego skutkami. Wizja ta kołatała pewnie w głowie głównego lokatora Białego Domu, a być może także Johna Kerry’ego. Bowiem to właśnie słowa amerykańskiego sekretarza stanu umożliwiły dyplomatyczny gambit.


Kerry w czasie swojego londyńskiego wystąpienia z 9 września będącą prawdziwą tyradą przeciw Baszarowi Al-Asadowi powtórzył wszystkie oskarżenia i obelgi rzucane dotychczas przez Amerykanów. Swoje przemówienie zakończył jednak wypowiedzianym nieco od niechcenia stwierdzeniem, że by wstrzymać amerykański atak Al-Asad musiałby natychmiast rozpocząć chemiczne rozbrojenie, co amerykański polityk uznał za „nieprawdopodobne” i technicznie „niemożliwe”.


Inicjatywa Ławrowa


Choć jeszcze tego samego dnia Jennifer Psaki rzeczniczka sekretariatu stanu sugerowała, że deklarację jej zwierzchnika należy traktować jako „retoryczną uwagę” i podkreślała, że nie jest ona „otwarciem dyplomatycznych negocjacji”, stało się dokładnie odwrotnie. Słowa Kerry’ego natychmiast podchwycił minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, który transformował je w projekt polityczny: Syria zgadza się na faktyczne oddanie swojej broni chemicznej w zamian za odstąpienie przez USA od opcji uderzenia militarnego. Oczywiście takiej oferty rosyjskiej rząd syryjski ani nie mógł, ani nawet nie chciał odrzucać, tym bardziej że jak twierdził Ławrow już wcześniej była ona omawiana z Syryjczykami. Porozumienie nabierało kształtów tym szybciej, że właśnie w poniedziałek w Moskwie przebywał syryjski minister spraw zagranicznych Walid Al-Muallem, zatem już na drugi dzień Syria oficjalnie warunki rosyjskie poparła.


Już we wtorek za „potencjalnie przełomową” rosyjską propozycję uznał także Barack Obama. Oczywiście rozwinął przy tym retorykę gróźb oraz zapewniał, że „przełom” mógł się pojawić tylko dzięki groźbie amerykańskiej demonstracji zbrojnej, de facto była to jednak pełna zgoda na rosyjsko-syryjską inicjatywę. Poparła ją również kanclerz Angela Merkel. Z roli jastrzębia nie potrafił natomiast wyjść francuski minister spraw zagranicznych Laurent Fabius, który wygrażał, że prezydent Al-Asad „musiałby podjąć zobowiązania precyzyjne, szybkie i możliwe do zweryfikowania". Była to jednak zwykła tromtradacja, gdyż w gruncie rzeczy Francja zaakceptowała negocjowanie rozwiązania kryzysu w trójkącie Damaszek-Moskwa-Waszyngton, pozostając na marginesie ze swoją buńczuczną retoryką.


Co ważne już we wtorek sekretarz generalny Ligi Arabskiej Nabil al-Arabi wyraził poparcie dla rosyjskiej inicjatywy objęcia międzynarodowym nadzorem broń chemiczną w Syrii. Wezwał do "politycznego rozwiązania" konfliktu. Skalę zmian w stanowisku Ligi obrazuje porównanie z jej rezolucją z 1 września w której wezwała "podjęcia, zgodnie z Kartą NZ i prawem międzynarodowym, środków odstraszających i innych koniecznych posunięć przeciwko winnym tej zbrodni, za którą ponosi odpowiedzialność reżim syryjski".


Rząd syryjski zgodził się na trwałe pozbycie się broni chemicznej już 10 września deklarując chęć przystąpienia do konwencji o zakazie broni chemicznej. Do soboty Syryjczycy złożyli wszystkie niezbędne dokumenty w ONZ i konwencja zacznie obowiązywać Syrię od 14 października bieżącego roku.


Otworzyło to drogę do właściwych negocjacji, które ruszyły w czwartek w Genewie. Zarówno Kerry jak i Ławrow przywieźli swoich ekspertów do spraw broni chemicznej. W rozmowach uczestniczył także wysłannik ONZ i Ligi Arabskiej do Syrii Lakhdar Brahimi. W sobotę osiągnięto porozumienie. Syria dostała tydzień na dostarczenie listy wszystkich chemicznych substancji bojowych. Do połowy listopada prezydent Al-Asad zapewni dostęp do wszystkich magazynów broni chemicznej inspektorom ONZ, którzy przejmą nad nimi kontrolę. Następnie zostanie uruchomiony proces jej transportu i niszczenia, który ma zakończyć się do połowy przyszłego roku, przynajmniej w przypadku gazu musztardowego i sarinu.


Deeskalacja


Genewskie rozmowy nie tylko rozładowały napięcie związane z amerykańskimi groźbami militarnymi ale również stworzyły płaszczyznę dla bardziej długofalowych rozmów. W piątek Kerry poinformował, że 28 września przy okazji posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ on i Ławrow spotkają się aby ustalić datę konferencji pokojowej określanej hasłowo „Genewa-2”, od dawna proponowanej przez Moskwę, akceptowanej przez prezydenta Al-Asada, lecz odrzucanej przez rebeliantów, a de facto także przez wspierające je państwa zachodnie.


Sobotnie porozumienie z zadowolenie przyjął Sekretarz Generalny NATO Anders Fogh Rasmussen. Z wstrzymania „mogących mieć niszczące skutki” planów militarnego ataku na Syrię cieszył się także Hasan Abu Nimah, były ambasador Jordanii przy ONZ. W wypowiedzi dla wspierającej rebelię telewizji Al-Dżazira stwierdził, że „lud Jordanii nie życzy sobie aby Jordania odgrywała jakąkolwiek rolę” w ewentualnych działaniach zbrojnych przeciw jej sąsiadowi. Była to deklaracja na przekór dotychczasowej postawy Jordanii użyczającej swojego terytorium dla szkolenia przez USA buntowników z tak zwanej „Wolnej Armii Syrii”.


Pokojowe rozładowanie kryzysu zdecydowanie odrzucili polityczni i wojskowi przywódcy rebeliantów. W odpowiedzi na inicjatywę Ławrowa Salim Idriss szef Najwyższej Rady Wojskowej sprawującej zwierzchnictwo nad „Wolną Armią Syrii” mówił tydzień temu „Reżim [syryjski - red.] chce zyskać czas, aby się uchronić przed ewentualnym atakiem. Oświadczam decydentom, że my znamy ten reżim, mamy z nim do czynienia i ostrzegamy was: nie wpadnijcie w pułapkę oszustwa i nieuczciwości”. Sobotnią odpowiedzią Idrisa na zawarcie genewskiego porozumienia były fantastyczne opowieści o rzekomym ukrywaniu przez armię syryjską broni chemicznej w Iraku i Libanie. Jeszcze dosadniej wyrażał się jeden z dowódców WAS pułkownik Kassim Saadeddin mówiąc: „do diabła z planem Ławrowa!”.


Oskarżeniom Idrissa przeczą chociażby wyniki pracy komisji niezależnych naukowców badających ataki chemiczne z 19 marca w Khan Al Asal, która stwierdziła odpowiedzialność buntowników czy fakt przechwycenia w Turcji członków Jabhat Al-Nusra z dwoma kilogramami sarinu. Nota bene proces tych ostatnich rozpoczął się w piątek przed tureckim sądem. Wśród pięciu oskarżonych jest czterech Turków i tylko jeden Syryjczyk, co potwierdza tezy o istotnym udziale czynnika zewnętrznego w syryjskiej rebelii.


W dodatku w zeszłym tygodniu dwóch niedawno uwolnionych, byłych zakładników syryjskich rebeliantów: belgijski nauczyciel Pierre Piccinin oraz włoski dziennikarz Domenico Quiric oświadczyło, iż słyszało rozmowy terrorystów świadczące o tym, że to oni a nie wojska rządowe przeprowadzili atak chemiczny z 21 sierpnia. Z oczywistym według uwolnionych zakładników celem sprowokowania zbrojnej interwencji państw zachodnich. Wiarygodność Picciniego utwierdza fakt, że wybrał się on do Syrii jako zwolennik buntowników i został porwany 6 kwietnia gdy uczestniczył w transporcie pomocy dla „Wolnej Armii Syrii”. Teraz nie określa ich inaczej niż jako „fanatyków i bandytów”.


Najwyższa Rada Wojskowa WAS już zapowiedziała, że nie zamierza ogłaszać zawieszenia broni w okolicach likwidowanych składów broni chemicznej ani chronić ich przed rabunkiem czy atakiem.


Przegrani…


Jak już pisałem w jednym z poprzednich artykułów [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/3744-syria-zacina-sie-machina-zbrojnej-interwencji ] Barack Obama nie miał praktycznie dobrego wyjścia z pozycji politycznej którą sam wcześniej gorliwie zajął. Mógł zaatakować Syrię, to wszakże groziło nieobliczalnymi skutkami rozszerzenia się i eskalacji konfliktu. Tymczasem nawet limitowane uderzenia rakietowe i lotnicze nie miało poparcia amerykańskiej opinii publicznej. Prawdopodobnie nie miało ono także poparcia kongresmenów, czego Obama wolał nie sprawdzać.


Co ważne, poza ostrzącymi zęby Turkami i pokrzykującymi Francuzami Ameryka w swych militarnych zapędach pozostawała całkowicie izolowana. Niewątpliwie przegrała jeśli chodzi o poparcie opinii publicznej krajów zachodnich. W globalnej infosferze pojawiło się aż nazbyt wiele informacji i komentarzy kwestionujących amerykańską propagandę w sprawie ataku chemicznego z 21 sierpnia uzasadniającą agresywne zamiary Waszyngtonu. Uderzenie w takich warunkach obnażyłoby amerykańską politykę bliskowschodnią właśnie jako całkowicie unilateralną i agresywną.


Z tych powodów Obama postanowił się wycofać. Wbrew przekonaniu pewnej części polskich komentatorów wątpliwe aby słowa Kerry’ego sprzed tygodnia były przypadkowe. Były raczek zaplanowaną prośbą o mediację do Moskwy i uznaniem Rosji w tej roli. Oczywiście ta rejterada też jest polityczną klęską administracji Obamy szczególnie w kontekście antysyryjskiej histerii jaką z uporem pompowała. To najbardziej spektakularna wizerunkowa porażka amerykańskiej polityki zagranicznej od czasu nieudanej interwencji w Somalii w 1993 r.


Oczywiście należy pamiętać, że choć Obama macha dziś gałązką oliwną to w drugiej ręce ciągle trzyma karabin. Operacja kontroli, transportu, niszczenia ogromnych składów broni chemicznej w warunkach szalejącego konfliktu zbrojnego stwarza aż nadto okazji dla ewentualnych prowokacji, prawdopodobnych wobec negatywnej postawy buntowników. Amerykanie jeśli będą chcieli z łatwością mogą znaleźć „dowód złamania umowy” i pretekst do uderzenia. Z pewnością mają jednak świadomość, że polityczne uwarunkowania jego wyprowadzenia, bez względu na ów pretekst, będą dla nich w przyszłości jeszcze mniej korzystne niż przed tygodniem.


Można przypuszczać że polityczną klęskę USA powetują sobie zwiększając materialne wsparcie dla rebeliantów. Jak poinformował „Washington Post” w nocy z 11 na 12 września CIA rozpoczęła dostawy uzbrojenia dla wrogów syryjskich władz. Kolejne transze „nie-zabójczej” pomocy dla nich obiecali Francuzi i Brytyjczycy.


Dyplomatyczne rozładowanie kryzysu, mogące zresztą otworzyć drogę do negocjacji pokojowych, jest druzgocącą klęską dla rebeliantów. Ostatnie wydarzenie w pełni obnażyły ich ekstremistyczną postawę, niechęć do pokojowego rozwiązania konfliktu i uzależnienie od zewnętrznych mocarstw. Agresywna postawa ich przywódców w obliczu planu chemicznego rozbrojenia czyni prawdopodobnymi tezy o ich desperacji i zdolności do wszelkiego rodzaju prowokacji jakie przybliżałyby perspektywę interwencji ich zewnętrznych sojuszników.


Według właśnie opublikowanego raportu prestiżowej agencji analitycznej IHS Jane's na około 100 tys. zbrojnych rebeliantów i najemników przytłaczającą większość z nich można zidentyfikować jako islamistów. Według amerykańskich analityków 10 tys. z nich to „dżihadyści silnie powiązani z Al-Kaidą”, następne 35 tys. to „hardline Islamists”, zaś dalsze 30 tys. to „moderate Islamists”. W dodatku według raportu buntownicy są podzieleni na „około tysiąc komórek” co pogłębia tylko ich samowolę i ogólny chaos na zajmowanych przez nich obszarach kraju.


…i wygrani


Prezydent Baszar Al-Asad wyszedł z kryzysu obronną ręką. Armia syryjska kontynuując walkę udowadnia, że nie potrzebuje żadnej broni chemicznej aby rozprawić się buntownikami. W ubiegłym tygodniu odniosła pewne sukcesy w Aleppo a do 11 września wyparła ekstremistów z organizacji „Islamskie Państwo Iraku i Lewantu” z chrześcijańskiego miasta Maa’lula. Bilans kilkudniowej okupacji salafitów to co najmniej dwa zniszczone prastare kościoły, splądrowany klasztor, oraz ciągle nieokreślona liczba ofiar śmiertelnych wśród mieszkańców – świadkowie mówią o zmuszaniu mieszkańców miasta do konwersji na islam i zabijaniu niepokornych. Dziś armia kontynuuje natarcie w rejonie damasceńskich przedmieść Guta i Darajja gdzie zmaga się z silnym ostrzałem snajperskim.


Choć wpierani z zagranicy rebelianci ciągle jeszcze stanowią poważne zagrożenie legalne władze syryjskie wychodzą z kryzysu wzmocnione politycznie, za czym najprawdopodobniej pójdą sukcesy na polu bitwy. Nie ma wątpliwości, że protektorzy „opozycji” poszukają innych form niedopuszczenia do nich niż otwarta i bezpośrednia interwencja, zakres możliwych dla nich opcji został zawężony.

 

Karol Kaźmierczak
fot. Wikimedia Commons

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną