Stanisław Michalkiewicz: Michnikowszczyzna prowadzi nagonkę

0
0
0
/

Odkąd Antoni Macierewicz podał do publicznej wiadomości treść raportu pułkownika Edmunda Klicha, według którego odpowiedzialność za smoleńską katastrofę ponoszą rosyjscy kontrolerzy lotów, błędnie naprowadzający polski samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie, natychmiast uruchomione zostały Moce, by zarówno złowrogiego Macierewicza, jak i jego ekspertów skompromitować.


W pierwszym szeregu ochotników pojawiła się niezawodna "Gazeta Wyborcza" która - jak to się mówi - "dotarła" do materiałów śledztwa, co zarówno może świadczyć o trafności spostrzeżenia starożytnych Rzymian, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, jak i o powiązaniach "GW" z tajnymi służbami, które obstalowują u przodujących w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym tamtejszych funkcjonariuszach rozmaite zadania w ramach leninowskich norm o organizatorskiej funkcji prasy.


Oczywiście michnikowszczyzna jak zwykle dała tylko sygnał do nagonki, w której soldateska tym razem postanowiła poszczuć naukowców. Większość naukowców nigdy nie była specjalnie odporna na sugestie bezpieczniaków, a cóż dopiero - w dzisiejszych czasach, kiedy utrata posady oznacza płacz i zgrzytanie zębów w ciemnościach zewnętrznych?


Toteż nic dziwnego, że naukowcy, jeden przez drugiego, zaczynają się "odcinać" od ekspertów zaangażowanych przez złowrogiego Macierewicza, a tylko patrzeć, jak zaczną podpisywać listy protestacyjne, zgodnie z zakorzenionym odruchem stadnym.
 

W obliczu tej nagonki, w której zza profesorskich tog i biretów gołym okiem widać bezpieczniackie cholewy ("trzech jest w cholewach i w mundurze, a Szmaciak, jako cywil, w skórze"), nawet ten, który dotychczas nie wierzył w smoleński zamach, musi się zreflektować i nabrać wątpliwości.


Skoro soldateska zmobilizowała nie tylko michnikowszczyznę, ale i świat nauki, to znaczy, że sprawa jest mocno podejrzana i szubrawcy próbują za zasłoną tej kampanii ukryć jakieś swoje łajdactwa.


Antoni Słonimski wspomina, jak to pewnego razu w teatrze wszczęli awanturę, bo im się sztuka nie podobała. Wezwano policję, a kiedy ta próbowała przywrócić spokój, "jakiś pan stanął w loży i niegłupio krzyknął: zachowanie panów zmusza nas do obrony tej miernoty!"
 

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną