Czy PiS przegrało referendum warszawskie?

0
0
0
/

Tylko agent lub wariat mógł doradzić Jarosławowi Kaczyńskiemu umieszczenie symboliki powstańczej, w formie litery „W”, na plakatach referendalnych. Wiemy kto jest pomysłodawcą, a zarazem odpowiedzialnym za prawdopodobną przegraną 13 października w Warszawie.


Nie po raz pierwszy Mariusz Kamiński, były szef CBA, a wcześniej zadymiarz Polskiej Partii Socjalistycznej i szef Ligi Republikańskiej, okazuje się być nieszczęściem patriotycznej Polski.


Jego „wyskok z Sawicką”, był akcją całkowicie uzgodnioną z kierownictwem PiS i tzw. spin doktorami, czyli Michałem Kamińskim i Adamem Bielanem. Pogrzebała ona ostatecznie szansę tego ugrupowania na wyrównany pojedynek z PO w wyborach z 2007 roku. Praca Tomasza Kaczmarka poszła na marne. Wróciła PRL bis, w czym – co warto jeszcze raz podkreślić – ogromną zasługę ma ten, który stał na czele jedynej instytucji zbudowanej od podstaw po 1989 roku. „Zbrojnego ramienia” IV RP.


W nagrodę prezes Kaczyński zrobił Mariusza Kamińskiego wiceprezesem, a w hierarchii „demokratycznej” partii, jaką jest PiS, osobę numer cztery, po Adamie Lipińskim i Stanisławie Kostrzewskim. Aktywność Kamińskiego w Sejmie i w mediach spadła w ostatnim czasie niemal do zera. Niechętni mu działacze, zapewne dla osłabienia jego pozycji i wizerunku, mówili o powrocie do starych uzależnień, z których łatwo się nie wychodzi. Jego pasywność przypadła na moment znaczącego wzrostu popularności PiS w sondażach.


Ale zbliżające się referendum, z racji szefowania przez niego warszawskim strukturom, pobudziło Kamińskiego do działania. W gronie starych kombatantów z NZS-u i Ligi Republikańskiej, wpadł na pomysł, by motywem przewodnim symboliki kampanijnej była litera „W”. Ta, która jak żadna inna wszystkim Polakom kojarzy się z Powstaniem Warszawskim.


Z dumą lider partii zaprezentował genialną myśl Kamińskiego i spółki, dając sygnał do rozpoczęcia boju o odwołanie platformianej prezydent stolicy. Ale dobra passa, potrzebna do zwycięstwa, nie trwała jednak długo.


Od dwóch dni wiodące, nieprzychylne PiS, media rozpoczęły zmasowany atak na „akcję W”. Po wyczerpaniu źródełka z ekspertami Macierewicza, partia Kaczyńskiego sama dostarczyła paliwa przeciwnikom politycznym.


Ale trzeba dodać, że oburzenie „dziełem” Kamińskiego” nie jest wyłącznie kierowane z ust tych samych od lat lewicowo-liberalnych salonowców. Najważniejsze jest to, że to co zrobiło PiS nie zostało dobrze odebrane przez żyjących jeszcze powstańców warszawskich. W oświadczeniu ich Związku napisali oni m.in:

 

"Ze zdumieniem i bólem w sercach i umysłach przyjęliśmy informacje mediów, że symboliczna litera 'W', związana z wybuchem Powstania Warszawskiego, stała się elementem politycznej walki. My, sędziwi już weterani Powstania, zwracamy się do polityków i grup samorządowców warszawskich o zaniechanie wykorzystywania tak ważnego dla nas symbolu 'W' do doraźnych celów politycznych. Pozwólcie spoczywać w pokoju poległym w Powstaniu, nie zakłócając ich pamięci niepotrzebną polityczną wrzawą".


W tej sytuacji komentarz wydaje się zbyteczny. Słowa weteranów wyrażają wszystko. Falstart kampanii referendalnej PiS źle wróży wynikowi głosowania z 13 października. Formacja Jarosława Kaczyńskiego, nieprzemyślanym ruchem swojego partyjnego grabarza, po pierwsze weszła w konflikt i zadziałała demobilizująco na potencjalnie swój elektorat lub wyborców niezadowolonych, choć nie sympatyzujących w pełni z PiS.


Po drugie pomogła liderom SLD, czy Ruchowi Palikota w podjęciu decyzji o cichej demobilizacji ich bazy na referendum. A ten lewicowy, jak i „swój” ubytek stawia już dziś pod znakiem zapytania możliwość przekroczenia wymaganego ustawą poziomu frekwencji, potrzebnego do skutecznego odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz.


Kilka miesięcy temu, Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów powiedział, że poważnie myśli o przekazaniu w nieodległej perspektywie, steru rządzenia partią przedstawicielowi młodszego pokolenia. Strach pomyśleć czy miał on może na myśli swojego zastępcę Mariusza Kamińskiego. Człowiek, który w kluczowych momentach dwukrotnie podciął gałąź, na której zasiada z partyjnymi towarzyszami, powinien wrócić do rzeczy, które dobrze wychodziły mu w jego aktywności publicznej.


W latach 80., jako bojówkarz Polskiej Partii Socjalistycznej, rozbijał spotkania młodzieży narodowej na Zagórnej, o czym wie niewielu. W latach 90. ganiał – pewnie słusznie - po ulicach panoszących się postkomunistów. Bieganie z całą pewnością dobrze zrobi teraz jego wyczerpanemu intelektualnie organizmowi. Z korzyścią dla wyczekiwanych przez wielu z nas zmian w Polsce na lepsze.


Antoni Krawczykiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną