Schetyna czeka na ścięcie

0
0
0
/

Miniony weekend stał pod znakiem wyborów w Platformie, gdzie trwa proces podliczania się przed ostateczną, zimową rozgrywką.

 

Po jednej stronie mamy dążącego do absolutnej kontroli wszystkiego i wszystkich Donalda Tuska, otoczonego padającymi przed nim na twarz miernotami, wyczekującymi na coś więcej niż okruchy z pańskiego stołu.


Po drugiej polityków skupionych wokół Grzegorza Schetyny, ostatniego liczącego się, bo zorganizowanego, „szorstkiego przyjaciela” lidera Platformy. Tego, który przy charakteropatycznej chęci dominacji przez Tuska podzieli, wcześniej czy później, los „odstrzelonych” Olechowskiego, Piskorskiego, Rokity, Gilowskiej, czy Płażyńskiego.


Batalia weekendowa była zdecydowanie po myśli premiera. Wziął dwa kluczowe regiony, gdzie wybierano regionalnych baronów. Na Dolnym Śląsku, jego protegowany europoseł Jacek Protasiewicz – nieznacznie – ale jednak zwyciężył ze Schetyną. W innym bastionie PO na Pomorzu, zwyciężył pierwszy zegarmistrz III RP – minister Sławomir Nowak. Kolekcjoner niedrogich zegarków dotarł na czas i wygrał. Tusk wziął też łódzkie, za sprawą lidera posła Andrzeja Biernata.


Na otarcie łez schetynowcom pozostała Wielkopolska i Mazowsze ze starymi-nowymi I Sekretarzami Komitetów Wojewódzkich Rafałem Grupińskim i Andrzejem Halickim.


Mapa wpływów Tuska jest jednak o wiele większa niż jego rywala Schetyny, a to oznacza kłopoty tego drugiego i jego ludzi. Tusk urósł, Schetyna sporo stracił.


Otwarte pozostaje pytanie, co z sukcesem zrobi Tusk. Jego zapowiedzi, że dla wszystkich w partii znajdzie się miejsce, są tak samo wiarygodne, jak powaga urzędującego premiera na lotnisku w Smoleńsku, w obecności prezydenta Putina 10 kwietnia 2010 roku. Tusk jest chorobliwie ambitny i dąży do osiągnięcia postawionych sobie celów przy użyciu niekonwencjonalnych środków. A dodatkowo w swoich decyzjach jest niesamodzielny. Co oznacza, że sam być może nie byłby takim katem, ale wobec oczekiwań cioci Angeli, musi być bezwzględny wobec wszelkich przeszkód w realizacji Mitteleuropy, ujętej w praktycznym General Plan Ost.


Przy widocznej sondażowej zadyszce PiS, Tusk może zająć się spokojnie w zimowe wieczory dożynaniem swojej wewnętrznej watahy. W dzień praca dla Polski, czyli gra w piłkę, a po niej czyszczenie Platformy. Berlin z Brukselą, przy milczeniu Waszyngtonu, dały już zgodę na zbliżenie PO z SLD.


Tej europejskiej projekcji nie zakwestionuje też „konserwatywna” głowa państwa - Bronisław Komorowski. Tak, jak w 2010, tak i za dwa lata los jego prezydentury będzie zależał od „widzimisie” premiera. Za cenę świętego spokoju i 180 milionów rocznie na kancelarię, Komorowski wpisze się w nowe otwarcie ery Donalda Tuska. Zwłaszcza, kiedy potencjalnemu sojusznikowi Komorowskiego - Grzegorzowi Schetynie - pozostaje już tylko położenie głowy na pniu i oczekiwanie na przybycie kata.


Wanda Grudzień

fot. premier.gov.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną