Ostatnia droga i ostatnia walka Łukasza Urbana

0
0
0
/

[caption id="attachment_43222" align="alignleft" width="300"]lukasz-700x352 Łukasz Urban[/caption] Nazywał sie Łukasz Urban. Miał 37 lat. Od dziesięciu pracował jako kierowca ciężarówki. W tym od pięciu lat w firmie przewozowej swojego kuzyna Ariela Żurawskiego, która swoją siedzibę ma pod Gryfinem. Mieszkał w niewielkiej wsi Rożnowo w województwie zachodniopomorskim. Zostawił żonę Zuzannę i 17-letniego syna. Był człowiekiem uczciwym i niezwykle sumiennym przez co w firmie dorobił się przydomka „inspektor” ponieważ właściciel i koledzy sugerowali, że z takim podejściem mógłby pracować w Inspekcji Transportu Drogowego. Zbierzmy to co wiemy. Zrekonstruujmy ostatnie godziny życia i ostatnią drogę Łukasza Urbana - kierowcy Tira który stał się pierwszą ofiarą zamachu terrorystycznego w Berlinie. Człowieka, który walczył do końca o życie swoje i życie innych ofiar islamskiego zamachu terrorystycznego. O godz. 20.02 w dniu 19 grudnia 2016 roku w świąteczny jarmark przy w Berlinie na placu Breitscheidplatz przy ulicy Budapester Strasse z Kantstrasse w dzielnicy Charlottenburg przy słynnym Kościele Pamięci Cesarza Wilhelma wjechała ważąca wraz z ładunkiem ok. 40 ton ciężarowa Scania R 450 na gdańskich numerach rejestracyjnych GDA 08J5. Na pace znajdowało się 25 ton elementów stalowych. W wyniku czego śmierć poniosło 12 osób, a 49 zostało rannych. Pierwszą ofiarą terrorysty, bądź terrorystów okazał się polski kierowca. Feralnego dnia był już od godziny 7.00 ciężarówka była pod magazynem Thyssen Krupp przy ulicy Friedrich-Krause-Ufer 16 w dzielnicy Mitte. Przyjechała z włoskiego Turynu jeden dzień wcześniej, ponieważ miała być rozładowana o 8.00 rano 20 grudnia. Kierowca prosił o wcześniejsze rozładowanie, jednak do godz. 14.00 takiej zgody nie uzyskał. Nie zgodzono się również na zaparkowanie ciężarówki na pustym placu firmowym. O godz. 14.00 udał się na kebaba do pobliskiego lokalu, skąd wysłał do swojego kuzyna MMS-a. I to były ostatnie zdjęcia żywego Łukasza Urbana. Wcześniej w rozmowie z nim mówił, że to dziwna dzielnica, a jedyni rodowici Niemcy, których widzi, są w biurze firmy, a wokół są sami muzułmanie. Ok godz. 15.00 dzwoniła do niego żona, ale ponieważ była w pracy uzgodniła, że zadzwoni po 16.00. Kiedy zadzwoniła o tej porze nikt już nie odbierał. Jak wynika z zapisów GPS, o godz. 15.44 ktoś próbował uruchomić silnik. Następnie przez godzinę nie było żadnych odczytów. Kolejna próba uruchomienia nastąpiła o 16.52 i silnik pracował do 17.37. W tym czasie samochód się nie przemieszczał. Podobnych prób miało być kilka. Następnie ciężarówka została uruchomiona o 19.34 i ruszyła w kierunku jarmarku. Osoba, która kierowała ciężarówką przed godziną 20 dobrze znała miasto i bezbłędnie zmierzała do celu, jakim był jarmark. Atak na kierowcę i porwanie wozu musiało nastąpić pomiędzy godziną 15.00, a 15.30. Urban nie należał do ułomków - był potężnym mężczyzną - miał 180 cm wzrostu i ważył ok. 120 kilogramów. Kuzyn twierdził, że jedna osoba nie dałaby mu rady, dlatego twierdził, że napastników musiało być więcej. Cóż według ostatnich ustaleń niemieckiej policji napastników mogło być ich nawet czterech. Z których jeden, maksymalnie dwóch znalazło się w szoferce. Napastnicy nie zabili Łukasza od razu. Został on pobity, być może część ran od noża zostało zadanych już w momencie porwania. To nie wynika jasno z wyników autopsji. Być może był im potrzebny jako zakładnik, być może jako przewodnik, czy pomoc przy kierowaniu pojazdem. Kiedy kierujący pojazdem terrorysta wjechał na Budapester Strasse i skierował się czołowo na świąteczny jarmark Polak choć wcześniej pobity, a być może także ranny od noża miał podjąć w kabinie ciężarówki walkę z zamachowcem. Chcąc powstrzymać go od dokonania ataku. Stąd na jego ciele ślady od dźgnięć noża. Dlatego po szarpnięciu za kierownicę ciężarówka nie przejechała całej długości jarmarku, tylko po przejechaniu ok. 1/3, czyli 50-80 metrów i zniszczeniu kilka straganów wyjechała z powrotem na Budapester Strasse i utknęła. Wtedy w kabinie padł strzał z broni małokalibrowej w głowę, którym terrorysta Łukasza Urbana pozbawił życia. I zbiegł z unieruchomionego pojazdu. Kilku świadków zobaczyło, jak kierowca zostawił samochód ciężarowy i uciekł w kierunku Tiergarten. Gdy uciekał jeden z przechodniów biegł za nim i go nagrywał. Inaczej w ogóle nie doszłoby do zatrzymania. Choć później niemieckie władze stwierdziły, że zatrzymano nie tę osobę. Na początku niemieckie media podawały, że sprawcą jest bliżej nieokreslony Czeczen, później, że jest nim przybyły do Niemiec 16 lutego 2016 roku 23-letni Pakistańczyk Naveed Baloch z Beludżystanu, który w Pakistanie był pozwiązany z Narodowym Ruchem Beludżystanu. Został on zatrzymany a następnie wypuszczony. Później dopiero dwa dni po zamachu nastąpiło rzekomye znalezienie dokumentów pod siedzeniem kierowcy i głównym podejrzanym stał się 24-letni mierzący 178 cm wzrostu i ważący 75 kg Tunezyjczyk Anis Amri. 21 grudnia o godz. 21.12 Policja dokonała rajdu na obóz azylantów w Emmerich, gdzie przebywał poszukiwany Anis Amri, ale przeszukania przez policję miejsc ew pobytu Amriego były opóźnione bo nakaz był nieważny - były literówki! Amri wyjechał z Tunezji w 2012 roku ponieważ dostał tam zaoczny wyrok 5 lat więzienia. Potem siedział 4 lata we włoskim więzieniu, a w Niemczech został schwytany z fałszywymi włoskimi dokumentami. Przesiedział 2 dni w więzieniu, ale został wypuszczony i umieszczony w ośrodku dla uchodźców. zwolniony na prośbę władz imigracyjnych w Klewe w Nadrenii - Westfalii - bo nie mieli dokumentów do deportacji. Anis Amri był znany jako islamista, od miesięcy pod ciągłą obserwacją służb, kontaktował się z aresztowanym Abu Walą - czyli kluczową postacią tzw. Państwa Islamskiego w Niemczech! Miał mu miesiąc temu zaoferować siebie się jako zamachowca- samobójcę. I policja doskonale o tym wiedziała, ponieważ obu inwigilowała. Co więcej Amriego nie można go było deportować do Tunezji bo... nie miał tunezyjskich dokumentów, które przyszły z Tunezji dzień po zamachu. Amri był również na amerykańskiej liście "no-fly" i był znany amerykańskim agencjom wywiadowczym. Dzisiaj 22 grudnia o godz. 8 rano rzecznik MSW Nadrenii-Westfalii zapytany dlaczego Amri pomimo ewidentnych powiązań terrorystycznych nie był osadzony lub deportowany odpowiedział - zapytajcie Berlin. Również dzisiaj szef resortu MSW Niemiec Thomas de Maizière przyznał, że w kabinie ciężarówki znaleziono odciski palców Anisa Amri. Tego wszystkiego by można łatwo uniknąć, gdyby służby zachowały się tak jak powinny, a nie dzisiaj obiecywać 100 tys. euro za pomoc w jego schwytaniu. Zwłaszcza, że jak wskazują nagrania kamer pojawił się on 8 godzin po zamachu w salafickim meczecie w berlińskiej dzielnicy Moab. Nagranie wskazuje na 20 grudnia i godzinę 3.49. [caption id="attachment_43102" align="alignnone" width="300"]Anis Amri Anis Amri[/caption] 23 grudnia Agencja ANSA podała, że Anis Amri nie żyje. Miał zostać zastrzelony ok. godz. 3 nad ranem przez włoską policję na mediolańskim terminalu autobusowym San Giovanni. Według źródeł policyjnych do wydarzenia doszło ok. godz. 3.00 nad ranem na przedmieściach Mediolanu. Tunezyjczyk został poproszony o wylegitymowanie się nie jak na początku twierdziły media na jednej ze stacji benzynowych tylko na mediolańskim terminalu autobusowym San Giovanni. Zamiast pokazać dokumenty Anis Amri wyciągnął z plecaka pistolet i postrzelił jednego z policjantów. Wtedy funkcjonariusze odpowiedzieli ogniem i go zastrzelili. Policjant postrzelony w ramię przez Anisa Amriego znajduje się w mediolańskim szpitalu, jego życiu nic nie grozi. Ciekawe, że jeszcze rano „Der Tagesspiegel” powołując się na źródła w służbach bezpieczeństwa twierdził, że ukrywa się on w Berlinie. Godzinę po tej informacji agencja Reutersa powołując się na duńską policję poinformowała, że terrorysta przebywa w Aalborgu. Tymczasem Włosi twierdzą, że Amri miał w plecaku bilet – wskazujący że przyjechał z Francji z Chambery w Sabaudii i przejeżdżając przez Turyn trafił do Mediolanu. Potwierdzono, że Amri podróżował pociągami: z Francji do Turynu, a następnie z Turynu do Mediolanu. Z kolei agencja dpa pisze, że niemiecka policja sprawdza, czy poszukiwany listem gończym w całej Europie Amri nie dokonał w Europie jeszcze jednej zbrodni w Hamburgu w dniu 30 października 2016 roku. Czy nie jest odpowiedzialny za zabicie nożem 16-letniego chłopca i zepchnięcie do rzeki towarzyszącej mu dziewczyny? Na szczęście 15-latce udało się wydostać na brzeg. Podobno policja dopatrzyła się podobieństwa Amira z pamięciowym wizerunkiem zabójcy z Hamburga. Rzecznik hamburskiej policji potwierdził, że jest to jeden z wątków śledztwa. Rzekomo broń, z której Anis Amri postrzelił włoskiego policjanta, to ten sam pistolet, z którego zastrzelony został polski kierowca? Tylko jak zostało to tak szybko ustalone bez szczegółowych analiz balistycznych? O godzinie 11.00 „Corriere della Sera” powołując się na włoską prokuraturę napisała, że skontrolowano odciski palców. I że zastrzelony nad ranem w Mediolanie mężczyzna to Amri. Początkowo informowano, że terrorystę zabiły służby specjalne, a później okazało się, że to był zwykły patrol. –  Dzisiejszej nocy patrol policji zatrzymał do kontroli drogowej osobę, która wyglądała na podejrzaną. Mężczyzna, który został zatrzymany wyjął broń i zaczął strzelać do policji. Jeden z policjantów został niegroźnie postrzelony. Podejrzany został zastrzelony. Osoba, która została zabita, jesteśmy pewni, to Amis Amri, podejrzany o zamach terrorystyczny w Berlinie – mówił na konferencji prasowej włoski minister spraw wewnętrznych Marco Minniti. – Poinformowaliśmy kanclerz Angelę Merkel o tym, że Amri zginął w strzelaninie. To daje nam wskazówki do konieczności lepszej kontroli całego terytorium, lepszej współpracy pomiędzy różnymi siłami i wagę podkreślenia współpracy na szczeblu międzynarodowym. Włosi muszą wiedzieć, że rząd zrobi wszystko – powiedział z kolei premier Włoch Paolo Gentiloni.   Człowiekiem, który zastrzelił najbardziej poszukiwanego terrorystę Europy okazał się stażysta z zaledwie kilkumiesięcznym doświadczeniem w policji Luca Scatà. Włoska policja poinformowała również, że postrzelony funkcjonariusz Christian Movio przebywa obecnie w szpitalu. Jego rana okazał się powierzchowna i policjant powinien szybko wrócić do pełnego zdrowia. [caption id="attachment_43223" align="alignnone" width="300"]luca Luca Scatà[/caption] Są chwile kiedy nie wiadomo co napisać. I są ludzie których nie znaliśmy, a zasługujący na najwyższy szacunek, których nie będzie nam dane już nigdy poznać. Ludzie, którzy nigdy nie dostali żadnego orderu za swoje życie za swoją pracę i za swoją śmierć. Takim człowiekiem był Łukasz Urban. Dziś tych orderów może posypać się wiele. Począwszy od polskiego o które apeluje do prezydenta Andrzeja Dudy poseł Winicki po odznaczenia niemieckie. W internecie bowiem trwa zbiórka podpisów pod petycją skierowaną do prezydenta Niemiec Joachima Gaucka o uhonorowanie Polaka za jego bohaterskie zachowanie. - Swoją heroiczną postawą prawdopodobnie uratował wiele ludzkich istnień - napisali o zamordowanym w Berlinie Łukaszu Urbanie autorzy internetowej petycji, którzy chcą uhonorować polskiego kierowcę Federalnym Krzyżem Zasługi.   Tylko że żaden order nie zwróci życia Łukaszowi, ani żadnej z ofiar obłąkańczej polityki multi-kulti prowadzonej przez niemiecką kanclerz Angelę Merkel i wyjątkowej pobłażliwości wobec terrorystów jak się wydaje prowadzonych na smyczy przez BND.   Michał Miłosz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną