Europrzekręciarze. 4000 zł w 24 h!!!

0
0
0
/

Za pięć miesięcy wybierzemy pięćdziesięciu jeden posłów do Parlamentu Europejskiego. Wielu z obecnych polskich reprezentantów w Brukseli i Strasburgu stanie na głowie, by przedłużyć sobie „klawe życie”.

 

Niewiele wysiłku, zero stresu, bardzo duże pieniądze, a jeszcze w pakiecie możliwość zwiedzenia najdalszych zakątków na ziemi. Za pieniądze europejskich podatników. Tak wygląda pięć lat „pracy” MEP-ów. Ale jest wśród polskich europosłów duża grupa tych, którzy w tym bajecznym świecie żyją już prawie dekadę. Część z nich chce więcej i więcej.


Weekendowe wydanie „Faktu” przyniosło bulwersującą informację o wynagrodzeniu, jakie otrzymują europosłowie uczestniczący w posiedzeniach sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. To równowartość 304 euro, czyli 1276 zł. Przy czym podstawą wynagrodzenia jest złożenie podpisu. Normą jest, więc to, że wielu europosłów po „odhaczeniu się” nie przejawia żadnego zainteresowania merytorycznym zaangażowaniem w prace wspomnianej komisji.


Dla pełnego obrazu warto jednak prześledzić, jak wygląda przeciętny dzień europosła w dniu, kiedy pojawia się na moment na Wiejskiej, by zgarnąć kwotę, która odpowiada najniższej pensji krajowej. Poprzedniego wieczoru „nasz poseł” udaje się do Brukseli lub Strasburga. Za samolot nie płaci. Za klasę biznes, z żarciem i darmowym poczęstunkiem alkoholowym, w naszym – podatników imieniu – płaci Parlament Europejski. W centralnym rejestrze tej instytucji składa podpis. Inkasuje 304 euro i wcale nie musi pojawić się, ani na sali plenarnej, ani w jakimkolwiek innym pomieszczeniu.


Potem udaje się na nocleg. Zwykle jest to wynajęte mieszkanie. Na jego opłacenie w zupełności wystarczą 3-4 dzienne diety. Reszta jest „na czysto” dla przemęczonego pracą europosła. Rano mamy powtórkę procedury z podpisem w centralnym rejestrze. Znowu 304 euro na konto i błyskawiczny kurs na lotnisko. Tam już czeka bilet w klasie biznes. Najeść się, opić za „darmochę”. Po wylądowaniu w Warszawie szybki kurs na Wiejską. Wspomniane z reguły fikcyjne posiedzenie w komisji sejmowej i kolejne 304 euro.


Podsumujmy. Wylot z Warszawy w godzinach popołudniowych. Podpis w Brukseli. Udanie się na spoczynek. Rano drugi podpis w Brukseli. Lot do Warszawy i trzeci podpis na Wiejskiej. Razem? Kosztów własnych 0 zł. Stan konta? Plus 912 euro, czyli prawie 4000 zł.

 

Do tego dodać należy, kto znajduje się w finansowej czołówce europosłów? „Fakt” podliczył stan od stycznia do listopada tego roku. Na pierwszym miejsce Tadeusz Cymański, ex PiS, a teraz Solidarna Polska – prawie 30 tys. zł. Niewiele mniej zainkasował Janusz Wojciechowski. Na trzecim miejscu – Zbigniew Ziobro – prawie 23 tys. zł. Potem lewacy: Olejniczak, Senyszyn i Siwiec, ale przed tym ostatnim Kowal, ex PiS – teraz Polska Razem.


A dalej w zestawieniu - nienażarty po dwóch kadencjach – Ryszard Czarnecki. No, ale ten ma potrzeby – druga żona i teść kosmonauta, który jako kandydat SLD w wyborach, będzie potrzebował pieniędzy na kampanię. A Pan Ryszard lekką ręką zyskał 14 tys. zł, to teściowi na billboardy pewnie sypnie. Kolejne miejsca zajmują obywatelscy – Paweł Zalewski, Róża Thun i Jacek Protasiewicz. Potem znowu dużo naszej kochanej prawicy z Solidarnej Polski i Polski Razem.


Rozumiem, że kawiorowa lewica ciągnie do siebie i uwielbia ogołacać podatników. Ale Wy patriotyczni, katoliccy prawicowcy? Jak Wam nie wstyd? W majowym głosowaniu uwzględnimy ranking z „Faktu”...


Wanda Grudzień
fot. europarl.eu

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną