Kiedy wyleczą się z Giedroycia?

0
0
0
/

Niedawne pielgrzymowanie polskich polityków różnych orientacji do Kijowa spowodowało falę entuzjazmu i medialnego spinowania od głównego nurtu socliberalnego po „patriotyczną” flankę.

 

Dwie machiny z lewa i prawa, na co dzień podobno mocno zwaśnione, z histerią reagowały na każde inne od euroatlantyckiego spojrzenie na Majdan. Dostało się „paleoendekom, agentom Putina, czy rusofilom”. Z użyciem epitetów, a nie merytorycznym odniesieniem się w dyskusji. Bo giedroyciowska lewico-prawica nie uznaje żadnego dialogu z inaczej myślącymi.


To, co wyszło z pod pióra i wypłynęło z ust głównego lokatora w „Maison Laffitte” traktowane jest w III RP jak dogmat. Taki świecki odpowiednik watykańskiej nieomylności Papieża. Zamiast chłodnego, racjonalnego podejścia – emocje. A w sprawach geostrategicznych, to dowód na niedojrzałość elit i niezrozumienie zachodzących procesów. Na trwające już dwieście lat „Za wolność waszą i naszą”, z całym insurekcyjnym i ciężkim do skonsumowania nawisem.


Dobór języka, przywoływane analogie historyczne prowadzą do wniosków, że euroatlantusy nie potrafią oderwać się od przeszłości. Choć wszyscy dostrzegamy spuściznę rosyjskich wpływów w XIX wieku, a potem sowieckiego władztwa po 1945 roku, a co za tym idzie szczególne wyczulenie na relacje polsko-rosyjskie, to w ujęciu miłośników myśli Giedroycia dominuje zniewolenie tym, co „passe”. Coś w rodzaju postkolonialnej traumy, która nakazuje nieustanne podliczanie rachunków za niegodziwości losu zgotowanego przez niechcianą metropolię.


Przy czym pomijana jest faktyczna skala wielopłaszczyznowego zniekształcenia Polaków i polskości. Nie była ona tak wielka, czego dowodzą fakty, a zaprzeczają temu rusofoby. Szczególnie dziwacznie rzekoma skuteczność zarażania rosyjskością brzmi w obozie patriotycznym. Brakuje wśród jego przedstawicieli wiary w wyższość naszej łacińskiej cywilizacji w stosunku do bizantyjsko-tatarskiej Moskwy. Jest za to wiecznie wiercenie się i nieustannie skierowane spojrzenie na wschód w poszukiwaniu okazji do kolejnego potwierdzenia „braterstwa broni”.


I tak jak u początków budowania II RP, tak i w III RP wpływowe środowiska, zamiast koncentrować się na szukaniu porozumienia dla realizacji priorytetowych spraw w kraju, zajmuje się pomocą w urządzaniu i meblowaniu krajów ościennych. Piłsudski, jako Naczelnik śnił po nocach o odbudowie wolnych narodów w archaicznym modelu Rzeczpospolitej Szlacheckiej. Litwa, Białoruś, Ukraina i Polska, w dobie rozkwitu nacjonalizmów pod jednym dachem?


W studzeniu XX wiecznych „Jagiellończyków” szczęśliwym zbiegiem okoliczności pomocna okazała się elita obozu narodowego. To dzięki niej mieliśmy między innymi reformę walutową i proces scalania trzech organizmów, a nie wyprawy na wschód z kijami w ręku.


Mesjanizm, prometeizm i inne choroby przeniosły się jednak do Polski po 1989 roku, za sprawą przechowania niebezpiecznych bakterii przez giedroyciowe towarzystwo w okresie PRL. Swoje apogeum „paryskie trendy” przechodziły za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Kaczyńskiego. Nieco mniej oczadzony pozostaje nimi urzędujący Bronisław Komorowski. Wszystkiemu zaś patronował i patronuje Adam Michnik, w zastępstwie innego narodowego polityka – Bronisława Geremka.


Jak to się stało, że internacjonaliści z frakcji „Puławian”, czyli eurokomuna, dziś przebrana w płaszczyk euroliberałów, znaleźli wspólny język z tymi, którzy usiłują wpisać się do obozu zmodernizowanego „Natolina”? A przynajmniej aspirują do bycia bardziej polskimi od tych pierwszych?


Jedni i drudzy przez wszystkie przypadki odmieniają problematykę podmiotowości i suwerenności państwa między Polską a Rosją. Ale mają jednocześnie kompletny brak wyczulenia na ważniejszą, od poruszanej przez nich, kwestię polskiej obecności na Kresach Wschodnich. Nie tylko dbania o polskie dziedzictwo, ale realizacji kompleksowego wsparcia dla wciąż bijących od Wilna po Stanisławów i od Grodna po Żytomierz i Płoskirów – polskich serc.


Za cenę polskiego ambasadorowania europejskich aspiracji państw ze strefy postsowieckiej, od prawie ćwierć wieku, godzimy się na litewski, białoruski, czy ukraińskich apartheid żyjących w tych krajach Polaków. Co dały naszym rodakom, żyjącym na wschód od Bugu, liczone w dziesiątkach wizyty Kwaśniewskiego, czy Kaczyńskiego w Wilnie, czy Kijowie? Co dało upieranie się przy wsparciu marginalnej grupy działaczy skupionych wokół Andżeliki Borys i jej amerykańsko-berlińskiej ekspozytury na Białorusi?


Zamiast przyziemnych spraw zwyciężyły mity i polityczna głupota, granicząca z narodowym szkodnictwem. Litwa, czy Ukraina nie potrzebują Polski, by dogadać się z rozdającą karty Angelą Merkel. Widać to jak na dłoni. A mimo tego lider opozycji Jarosław Kaczyński dumnie maszeruje u boku Tiahnyboka ze Swobody, który dla odzyskania terenów po San, gotów jest czerpać wzory z „wołyńskiego doświadczenia” zapoczątkowanego w 1943 roku.


„Sława Uhrainie”? „Sława Hierojam”? Komu sława Panie Prezesie Kaczyński? Na okcydentalizm, wbrew medialnym obrazom z Majdanu, na Ukrainie nie ma zapotrzebowania. No może z wyjątkiem oligarchów z zachodu, tych ze stajni nieakceptowanej przez większość Ukraińców – Julii Tymoszenko i niewielkiej grupie postsowiecko-narodowych intelektueli z kijowskich salonów. Ale to nie jest cała Ukraina. To nawet nie jest jej ćwierć. O czym powinni wiedzieć nasi politycy.


Przecież dane obrazujące duże prawdopodobieństwo reelekcji prezydenta Janukowicza są ogólnie dostępne. Polaka z pochodzenia, czego eurofile z nad Wisły nie biorą pod uwagę. Znowu powtarzają wybryk z 2004 roku i brną w popieranie „pomarańczowych”, z ich jedną z głównych – banderowskich gęb.


Dla Polski? Dla Polaków? Wolne żarty panowie od „pasa transmisyjnego” bogactwa i demokracji a la Unia Europejska oraz gwarancji sojuszniczej a la NATO.


Im szybciej na warszawskich salonach władzy i opozycji pojawi się egzorcysta i wypleni diaboliczne koncepcje Giedroycia z głów lewico-prawicy, tym lepiej dla teraźniejszości i przyszłości Polski.


Pora zacząć erę prowadzenia polityki zagranicznej, uwzględniającej realizację podstawowych interesów narodowych. Bez tej zmiany będą nami gardzić i się z nas śmiać od Kijowa po Brukselą.


Wanda Grudzień


Na zdjęciu: Jerzy Giedroyc   


© Wszystkie prawa do tekstu zastrzeżone. Jeśli koniecznie chcesz go skopiować do swojego serwisu skontaktuj się z redakcją.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną