Rumuni mądrzejsi od Polaków

0
0
0
/

Przeciętny obraz Rumuna i Rumunii w Polsce wypada na niekorzyść kraju Draculi. Ale w tak istotnej kwestii jak polityka historyczna moglibyśmy od Rumunów nauczyć się bardzo wiele.

Rumunia, podobnie jak Polska, poniosła po II wojnie światowej spore straty terytorialne. Na rzecz ówczesnego utraciła północną Bukowinę (obecny okręg Czerniowce) i wschodnią część historycznej Mołdawii (obecna Republika Mołdawii). To, że zmiana granic nie została do końca zaakceptowana w Bukareszcie świadczy fakt, że w końcówce rządów Nicolae Ceausescu dyktator pozwolił sobie między wierszami napomknąć o konieczności scalenia całego terytorium etnicznego Rumunów. Sprawa na tyle zaniepokoiła czynniki w Moskwie, że dla odsunięcia zagrożenia komunistycznym rewizjonistą służby sowieckie, we współpracy z amerykańskimi, zamontowały w ramach kontrolowanej rewolucji – swoich zaufanych.

 

Nie przeszkodziło to jednak pupilkom Moskwy i Waszyngtonu już w 1991 roku, jak przystało na szczerych rumuńskich patriotów, przyjąć ustawodawstwo w zakresie obywatelstwa. W myśl rozwiązań do grona posiadaczy rumuńskiego dowodu osobistego mógł i może dołączyć każdy, kogo bezpośredni przodkowie byli obywatelami przedwojennego Królestwa Rumunii. W trzech krajach graniczących z ojczyzną Draculi, w tym dwóch po za jurysdykcją Unii Europejskiej, zamieszkują rdzenni Rumuni. Rzecz dotyczy wspomnianej Republiki Mołdawii i Zakarpacia na Ukrainie. Wszyscy oni mogą stać się posiadaczami nie tyle dowodu, co – dającego przepustkę do bogatszego zachodu – paszportu.

 

To mądre i rozpisane na lata odchodzenie od Jałty i Poczdamu działanie każdej ekipy rządzącej Rumunią od lewicy do prawicy, nie przypadł ostatnio do gustu głównemu sponsorowi UE lub jak kto woli IV Rzeszy – Niemcom. Pojawiły się oskarżenia Berlina względem Bukaresztu, że prowadzi handel będącym jak chrupiące bułeczki – obywatelstwem sytej i szczęśliwej Unii. Padły nawet sformułowania o konieczności ukrócenia dotychczasowej procedury otwarcia Rumunii na „swój” północny-wschód. Mądre władze w Bukareszcie berlińskie pohukiwanie wpuściły jednym, a wypuściły drugim uchem. A więc zrobiły to, czego oczekuje od nich większość społeczeństwa – dbałości o interes narodowy. Ten, który nie zamyka się w obecnych granicach, ale jest reliktem sprzedaży suwerenności i wolności mieszkańców krajów Europy środkowo-wschodniej, oddanej lekką ręką przez zachód w ręce Józefa Stalina.

 

Godna pochwały postawa Rumunów powinna być dla naszej klasy politycznej przykładem zdroworozsądkowego myślenia. Tego, który opuścił internacjonalistyczną lewicę i liberałów, ale także wierną realizatorkę interesów zachodu w Mitteleuropie – tzw. prawicę patriotyczną. Rumuni zrobili to samo, co Niemcy wobec „swoich” w Polsce, czy Węgrzy wobec rodaków w Siedmiogrodzie, czy Wojwodinie. Niemcy rozdają obywatelstwo w podziękowaniu między innymi za świadczenie usług na rzecz Rzeszy w Wermachcie. Czemu więc Polacy nie mieliby zrobić tego samego wobec potomków wiernych Polsce obywateli na ziemiach dawnej I i II RP? Rumuni nie pytali się o zgodę Berlina, czy Waszyngtonu. A my? Po kilkunastu latach przyjęliśmy ustawę o Karcie Polaka. Kadłubowym rozwiązaniu niegodnym średniej wielkości, podobno suwerennego, kraju w Europie.

 

Pójście drogą rumuńską, niemiecką, czy węgierską ma sens także ze społeczno-demograficznego punktu widzenia. Polacy z Ukrainy, Białorusi, Rosji, czy Kazachstanu mogliby w dużej mierze podjąć się pracy zwolnionej przez naszych emigrantów, którzy podążyli za chlebem na zachód. To dla wielu naszych rodaków i tak byłby awans cywilizacyjny. A jednocześnie dawałoby to nam możliwość odsunięcia problemu ściągania migrantów z krajów obcych nam kulturowo. Wszak lepiej mieć swojego Staszka, czy Marysię, niż czarnoskórego Johna, czy arabskiego Hassana. To otwarcie na Polonię na wschodzie mogłoby być wstępem do większej operacji polegającej na kolejnych odsłonach prowadzących do adaptacji nie-Polaków z krajów sąsiedzkich. Tak, by zdominować przepływ substancją słowiańską. Także, jako odpowiedź na trwające już zasiedlenia potomków polskich Żydów z Izraela i USA. To jednak wymaga w dużej mierze zmiany polskiej elity. Ta obecna, niezależne od usytuowania na scenie politycznej, patrząc na wschód widzi jedynie Majdan w Kijowie, czy tzw. dysydentów na Białorusi. A na wschód od Bugu mieszkają, co najmniej 3, a może nawet 4 miliony naszych rodaków. Jest naszym obowiązkiem myśleć i działać dla ich symbiozy z nami nad Wisłą.

 

Wanda Grudzień

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną