Ze Stanisławem Tadeuszem Andersem, członkiem Prezydium Niezależnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych „Solidarność” rozmawia Anna Wiejak.

Minister rolnictwa i rozwoju wsi Stanisław Kalemba wraz z podsekretarzem stanu Tadeuszem Nalewajkiem uczestniczyli wczoraj w posiedzeniu Rady Ubezpieczenia Społecznego Rolników IX kadencji. Minister wręczył akty powołania nowym członkom Rady, wybranym spośród kandydatów zgłoszonych przez związki zawodowe i organizacje rolnicze. Przewodniczącym mianowano Andrzeja Kosiniaka-Kamysza. Co to oznacza dla dalszego funkcjonowania rady?

- Ciągłość.

A konkretniej?

- Były różne perturbacje w radzie rolników w KRUS, a jednak pan doktor Kosiniak-Kamysz załagodził tę sytuację. To był ten okres pana Hausnera i wiele innych. Po prostu jest to człowiek odpowiedni na to stanowisko.

Pytanie, czy wszyscy rolnicy podzielają to zdanie, gdyż od wielu lat pojawia się mnóstwo zarzutów i negatywnych opinii co do sposobu zarządzania Funduszem Składkowym Ubezpieczenia Społecznego Rolników?

- Nie wszyscy rolnicy utożsamiają się z organizacjami jakimi są związki zawodowe, a to organizacje typują do Rady Rolników swoich przedstawicieli. Związki zawodowe nie są reprezentatywne, gdyż każdy wstępuje do nich dobrowolnie. Natomiast taką reprezentatywną organizacją jest na przykład Krajowa Rada Etyczna, odwrotnie bym powiedział – Izby Rolnicze jako samorząd, natomiast samorząd jako taki nie może uczestniczyć ze względu na swój charakter. Samorządy są bowiem dofinansowywane z budżetu, natomiast we wszystkich organizacjach jak związki, nie biorą udziału. Są po prostu pojedyncze osoby, które chcą działać na rzecz dobra polskiej wsi.

Jakby zatem Pan odniósł się do pojawiających się systematycznie zarzutów co do sposobu zarządzania Funduszem Składkowym Ubezpieczenia Społecznego Rolników, który od wielu lat budzi sprzeciw, oburzenie i mnóstwo emocji. Rolnicy wskazują na panoszącą się tam prywatę oraz transfer należnych rolnikom pieniędzy do partyjnych kieszeni.

- Fundusz Składkowy to nie są żadne środki państwowe. Tam nie ma ani złotówki państwowych pieniędzy, tylko i wyłącznie składki rolników. Zgadzam się, zdarza się, iż idą one na różne inne niezgodne z przeznaczeniem cele, jednakże dzieje się tak w stopniu minimalnym. Po prostu być może są gdzieś jakieś niedociągnięcia w prawie, które to umożliwiają, natomiast same środki idą na dzieci, które jeżdżą za nie na kolonie. Przeznacza się je ponadto na pogorzeliska, wichury, na straże, które dbają o mienie. Na pewno jakieś przecieki są, ale czy są one aż tak adekwatne do tego, co mówi się w skali kraju...? W mojej ocenie mamy tu do czynienia z nadmierną ingerencją polityków, którym organizacje rolnicze po prostu przeszkadzają. Chcę w tym miejscu podkreślić, że nie należę do żadnej organizacji politycznej i wszystko to mówię jako przedstawiciel związku.

Skoro tak, to proszę mi powiedzieć, dlaczego zdarza się, iż pieniędzy na wspomniane przez Pana wakacje dla dzieci po prostu brakuje w tym funduszu?

- Ja słyszę odwrotnie – że nie są wykorzystane. Są przydzielane do poszczególnych organizacji, a organizacje nie są w stanie ich zagospodarować. Powiem na własnym przykładzie. Ja działam na Pomorzu i nasz samorząd dostał 30 miejsc, ja – 48, przy czym udało mi się zebrać tylko 44, chociaż wysyłam dzieci już dziesięć, a może więcej lat. Młodzi rolnicy – z tego, co wiem, gdyż współpracujemy z nimi na Wybrzeżu – otrzymali 25 miejsc, które z problemami, ale zostały zagospodarowane. Nie wiem, jak inne organizacje. Także nie zostały zagospodarowane te miejsca, na które fundusz wyasygnował środki.

Zastanawia mnie w tym momencie, skąd zatem te wszystkie zarzuty...?

- Głównym zarzutem jest to, że dr Kosiniak-Kamysz nie jest rolnikiem...

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak.

Na zdjęciu: Stanisław Anders, fot. solidarnoscri.pl

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Jeśli koniecznie chcesz skopiować materiał do swojego serwisu skontaktuj się z redakcją.