Jest szansa na przełom? Początek konferencji pokojowej w sprawie Syrii

0
0
0
/

Dziś rozpoczęła się konferencja mająca przynieść pokojowe rozwiązanie kryzysu w Syrii. Trudno jednak wierzyć w jej powodzenie. Część jej uczestników traktuje ją bowiem jako mechanizm przeprowadzenia w stosunku do tego kraju tych zamierzeń, których nie udało im się zrealizować wcześniej poprzez wspieranie zbrojnych ugrupowań czy grożenie atakiem własnych armii.

 

Konferencja określana zwykle mianem „Genewa-2” została uzgodniona w czasie dyplomatycznego wzmożenia we wrześniu zeszłego roku, w obliczu groźby agresji USA na Syrię po prawdopodobnej prowokacji atakiem chemicznym na przedmieściach Damaszku [http://prawy.pl/z-zagranicy2/3904-rezolucja-onz-w-sprawie-syrii]. Pierwotnie miała się ona odbyć w połowie listopada. Pierwszy termin nie został jednak dotrzymany ze względu na obstrukcję ze strony emigracyjnej organizacji („Syryjska Koalicja Narodowa na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych”) mającej odgrywać rolę „opozycji” promowanej przez państwa wrogie Syryjskiej Republice Arabskiej.

 

Zresztą i tym razem państwa zachodnie, Turcja i Arabia Saudyjska musiały docisnąć kolanem swoich protegowanych aby jednak pojawili się w Szwajcarii. Sprawę tę „Koalicja Narodowa” przegłosowała dopiero 18 stycznia pod czujnym okiem tureckiego rządu w Stambule. Za udziałem przedstawicieli Koalicji w konferencji głosowało 58 uczestników stambulskiego wiecu, 14 było przeciw, aż 44 członków w ogóle nie wzięło udziału w głosowaniu, co znamionuje ich realne stanowisko wobec rozmów pokojowych. Oczywiście niemal wszyscy liderzy ugrupowań zbrojnych walczących z władzami Syrii w ogóle odrzucili jakąkolwiek możliwość negocjacji. Zresztą jeszcze w zeszłym roku kolejni przywódcy bojówek wydawali proklamacje stanowiące, że emigracyjna „Koalicja Narodowa” nie reprezentuje nikogo poza samą sobą.

 

Mimo to państwa wrogie Baszarowi Al-Asadowi dorabiając jej legendę „reprezentacji narodu syryjskiego” chętnie korzystają z niej jako politycznego narzędzia. Jeszcze z końcem ubiegłego tygodnia Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-Mun wystosował zaproszenie na konferencje dla przedstawicieli Islamskiej Republiki Iranu, co było posunięciem oczywistym ze względu na regionalne znaczenie tego kraju, choć dawna oponowały przeciw temu władze Stanów Zjednoczonych i król Arabii Saudyjskiej.

 

Gdy udział Iranu był już prawie pewny, głos wydała rzekoma emigracyjna „reprezentacja narodu syryjskiego”, która w poniedziałek sprzeciwiła się udziałowi w konferencji irańskiego ministra spraw zagranicznych grożąc wycofaniem się z przedsięwzięcia. Niestety jeszcze tego samego dnia Ban Ki-Mun uległ szantażowi i Irańczyków na konferencji nie będzie. Jest to poważny błąd gdyż Iran jest kluczowym obecnie mocarstwem regionalnym, które odczuwa polityczny wpływ kryzysu syryjskiego a wiec ma wolę, a co najważniejsze możliwości wpływania na sytuację w kierunku jego pokojowego rozwiązania.

 

Stanowisko władz Syrii

 

14 stycznia prezydent Al-Asad na odprawie z delegacją syryjską na konferencję zaznaczył, że ma ona stać na straży suwerenności państwa i sprzeciwiać się wszelkim ingerencjom w jej wewnętrzne sprawy. Według syryjskiego prezydenta jakiekolwiek dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu w pierwszej kolejności musi zakładać zaprzestanie antypaństwowej działalności zbrojnej w granicach Syryjskiej Republiki Arabskiej.

 

Tego samego dnia Al-Asad powtórzył to w wywiadzie (opublikowanym wczoraj) jakiego udzielił dziennikarzom francuskiej agencji AFP, twierdząc iż konferencja powinna „doprowadzić do wyraźnych efektów w sprawie zwalczanie terroryzmu” oraz „wywarcia presji na kraje wspierające terrorystów poprzez wysyłanie im broni i pieniędzy”, „w pierwszym rzędzie Arabię Saudyjską i Turcję”, choć jak dodał „kraje zachodnie kryją” ten proceder. „Baz zwalczenia terroryzmu nie może być żadnego rozwiązania politycznego” podsumował prezydent. Al-Asad przestrzegł przed możliwością rozlania się destabilizacji i terroryzmu na cały Bliski Wschód, co niestety znajduje potwierdzenie w postępującej destabilizacji sąsiadującego z Syrią Libanu, gdzie zresztą ciułają te same siatki terrorystyczne które walczą z Syryjskimi władzami i gdzie ich przemoc również przybiera sekciarski, wymierzony w ludność szyicką charakter.

 

Jaki jest wymiar tego zagrożenia ilustrują informacje ujawnione przedwczoraj przez władze francuskie. Prezydent Francois Hollande stwierdził przedwczoraj, że około 700 obywateli zostało przeszkolonych przez ugrupowania związane z Al-Kaidą i przewinęło się przez Syrię. Minister spraw wewnętrznych Francji Manuel Valls ocenił, że powracający z niej ekstremiści będą największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa jego państwa w ciągu najbliższych kilku lat. Podobnie sytuację ocenia brytyjski wywiad MI-6 według którego przez szeregi operujących w Syrii organizacje terrorystyczne przeszło około 500 obywateli brytyjskich.

 

Do tego można dodać październikowe rewelacje niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”, który powołując się na 71-stronnicowy raport niemieckiego wywiadu opisywał obóz szkoleniowy ustanowiony w północnej Syrii przez terrorystów dla przybyszy z Niemiec.

 

We wspomnianym wywiadzie syryjski prezydent zakwestionował legitymację wspomnianej „Syryjskiej Koalicji Narodowej” do uczestnictwa w procesie politycznym wskazując, że nie ma ona nie tylko poważnego poparcie społecznego ale nawet wpływu na ugrupowania zbrojne, które rzekomo reprezentuje. Według niego reprezentuje ona jedynie rządy innych państwa, które de facto powołały ją do życia. Dodał też, iż nie widzi powodów dla których nie miałby sprawdzić swoje poparcia społecznego stając do tegorocznych wyborów prezydenckich.

 

16 stycznia ministrowie spraw zagranicznych Syrii i Iranu gościli w Moskwie gdzie przyjmował ich Siergiej Ławrow. Ten pierwszy Walid Al-Muallem przedstawił szereg poważnych propozycji ze strony władz Syrii. Po pierwsze jest zgoda na wymianę jeńców wojennych i innych więźniów przetrzymywanych przez obie strony. Jednocześnie zadeklarował gotowość dla zwieszenia broni i stworzenie stref bezpieczeństwa dla prowadzenie działań humanitarnych wobec ludności cywilnej w strefach najbardziej doświadczanych przez walki – na wschodnich przedmieściach Damaszku i w Aleppo.

 

Początek rozmów

 

Przed południem w szwajcarskim Montreux odbyło się wstępne posiedzenie otwierające konferencję. Minister Spraw Zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow podkreślał, że wszelkie rozmowy jakie będą mieć miejsce muszą przebiegać w duchu poszanowania suwerenności Syryjskiej Republiki Arabskiej. Podkreślał, że kryzys nie przybrał by obecnej postaci bez jej pogwałcenia. Jak przypominał w Syrii stwierdzono już obecność bojówkarzy 83 narodowości.

 

Sekretarz stanu USA rozpoczął swoje uczestnictwo w rozmowach od żądania ustąpienie prezydenta Syrii. „Głównym celem jest wyłonienie rządu przejściowego. Nie ma wyobrażalnej możliwości aby częścią tego rządu był Baszar Al-Asad” powiedział John Kerry. Swoją deklarację przyprawił zwyczajową litanią oskarżeń pod adresem syryjskiego przywódcy określając go jako „sprawcę przemocy”. Potępił „terrorystów szerzących ideologię przemocy” którzy przecież tworzą przecież oddziały „rebeliantów” uzbrojone a czasem szkolone bądź przez amerykańskich agentów bądź sprzymierzeńców USA. W podobnym duchu jak Kerry wypowiadał się książę Saud Al-Fajsal reprezentujący królestwo Saudów.

 

Minister spraw zagranicznych Syrii ocenił, iż „niektóre państwa które nie mają nic wspólnego z demokracją, obecnie uczestniczą w tej konferencji w roli przyjaciół narodu syryjskiego” wyraźnie czyniąc aluzję d przedstawiciela Arabii Saudyjskiej. Odmalował dramatyczny obraz konfliktu w Syrii opisując wszystkie okrucieństwa jakiego doznali jej mieszkańcy i wszystkie zniszczenia jakich doznała infrastruktura i gospodarka. Jako odpowiedzialnych określił te państwa, bez których zbrojne ugrupowania walczące z władzami Syrii nie mogłyby operować.

 

„Otworzyliśmy drzwi dla dziennikarzy, którzy opisywali realia w Syrii. Zachodnie media nie przekazywały tego obrazu bo nie pasował on do ich twierdzeń” – mówił Al-Muallem - „zwolniliśmy wielu zatrzymanych”. Zwracając się do przedstawicieli emigracyjnych organizacji pytał: „Jaka jest wasza wizja dla Syrii poza uzbrajaniem terrorystów? Budujecie szpitale, szkoły? Czy broniliście jej zabytków i miejsc historycznych? Nie, rabowaliście je i niszczyliście. Błagaliście Stany Zjednoczone o atak na Syrię. Nie ma takiego grzechu, którego nie popełniła by wasza wspaniała rewolucja.”

 

Przestrzegając przed ekstremistycznym charakterem organizacji walczących przeciw Syrii opowiedział się za obroną jej wielowyznaniowego charakteru - „Wszyscy jesteśmy chrześcijanami gdy atakowani są chrześcijanami, wszyscy jesteśmy muzułmanami gdy atakuje się muzułmanów” – objaśniał syryjski minister.

 

Jasno też ocenił konstelacją międzynarodową - „Rosja była naszym szczerym przyjacielem, Chiny, Iran, Irak, niektóre kraje arabskie i latynoamerykańskie”. Jak podsumował „walczymy o bezpieczną, kwitnącą, zdrową Syrię z silnymi instytucjami, które będą bronić naszych granic i suwerenności […] „jesteśmy tu by skończyć z terroryzmem”. Co najważniejsze zadeklarował, iż „prawdziwy dialog musi odbyć się na syryjskiej ziemi”. Zakończył zwracając się do przedstawiciela USA - „Musimy zwalczyć terroryzm i zwalczyć hipokrytów, którzy uśmiechając się do ciebie wspierając terrorystów. Jednak terroryzm nie zostanie w Syrii panie Kerry ale może rozszerzyć się wszędzie.”

 

Przedstawiciele emigracyjnej „Syryjskiej Koalicji Narodowej” Ahmed Dżarba również rozpoczął swoje przemówienie od opisu okrucieństw wojny. „Wszyscy Syryjczycy są ofiarami jednego człowieka” oskarżając go o różne zbrodnie w tym „zabicie 10 tysięcy. dzieci”. Występując w imieniu antyrządowych bojówek mówił, że „podniesienia broni nie było naszym wyborem”. Dżarba oskarżał władze Syrii o „grożeniu międzynarodowemu pokojowi” i twierdził, że „tyran” jest winny „zbrodni wojennych”. Twierdził również, że „Wolna Armia Syrii odniosła wiele sukcesów” także „w walce z terrorystycznym Hezbollahem”. Dżarba mówił to dzień po zamachu jaki w dzielnicy Bejrutu zamieszkanej przez zwolenników Hezbollahu przeprowadziła walcząca z władzami Syrii organizacja Dżabhat Al-Nusra. Dodajmy, że ta sama „Narodowa Koalicja” której przewodniczy Dżarba w grudniu 2012 głośno protestowała przeciw wciągnięciu przez Amerykanów Dżabhat Al-Nusra na listę organizacji terrorystycznych.

 

Otwierając obrady sekretarz generalny Ban Ki-Mun słusznie użył angielskiego słowa „formidable” na określenie wyzwania przed jakim stoi konferencja pokojowa. Słowo to można przetłumaczyć jako „ogromne” ale także jako „straszne”. Zaiste początek konferencji potwierdza, że obie strony mają nie tylko różne cele, ale nie potrafią się zgodzić co do żadnego faktu składającego się na rzeczywistość polityczną, którą ma transformować ta konferencje. Ban Ki-Mun stwierdził, że mimo wszystko dzień dzisiejszy jest dla Syrii „dniem nadziei”.

 

Prawdziwe rozwiązanie na syryjskiej ziemi

 

Trudno oczekiwać od konferencji Genewa-2 przełomowych skutków. „Syryjska Koalicja Narodowa” nie reprezentuje żadnej poważnej grupy społecznej ani nie jest władna składać jakichkolwiek deklaracji, które obowiązywałyby działających w Syrii bojówkarzy. W tym sensie syryjski minister spraw zagranicznych ma rację gdy mówi, że realne fakty polityczne mogą dokonać się tylko „na syryjskiej ziemi”. Prezydent Baszar Al-Asad nie ma zamiaru ustępować przed dyktatem obcych mocarstw i chce kontynuować reformy od dawna już wdrażane przez niego w kraju w celu poprawienia reprezentatywności systemu politycznego. Tymczasem USA stawiają warunek ustąpienia prezydenta jako sine qua non dalszych negocjacji. Trudno określić rzeczywistą gotowość do kompromisu ze strony Waszyngtonu, gdyż czasem pojawiała się ona po początkowym pobrzękiwaniu szabelką. Nie ma natomiast wątpliwości, że żadnej takie gotowości nie przejawia Arabia Saudyjska, główny obok Turcji sponsor i protektor antyrządowych bojówek w Syrii.

 

Tyle, że Saudowie stają się coraz bardziej osamotnieni. Katar jest dziś bardziej wstrzemięźliwy, nie wspominając już o Egipcie, gdzie generał As-Sisi obalając, jak się okazuje z poparciem narodu, władzę Bractwa Muzułmańskiego uciął jeden z kanałów pompowania destabilizacji w Syrii. W roli taktycznego sojusznika Saudów pozostaje jeszcze Turcja – pytanie jak długo?

 

W zeszłym tygodniu do „przekalibrowania dyplomacji i polityki bezpieczeństwa” Turcji wezwał prezydent tego kraju Abdullah Gul. Sceptyczne nastawienie tureckiej głowy państwa wobec agresywnej polityki stambulskiego rządu było tajemnicą poliszynela od dłuższego czasu, z pewnością wybuch otwartego konfliktu między dwiema frakcjami w islamistycznym obozie władzy [http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/4611-polityczne-wstrzasy-w-turcji-z-syria-w-tle ] pobudził Gula do otwartego wyrażenia krytyki polityki zagrnicznej. Turecki prezydent wyraził zaniepokojenie powstaniem „próżni” w północno-wschodniej, ciągle niekontrolowanej przez Damaszek części Syrii, tuż „u granic Turcji”. Gul wezwał także do „dialogu i empatii, które pomogą zrozumieć naszego interlokutora”. Korektę nastawienia widać zresztą w samym tureckim rządzie. Minister spraw zagranicznych Davutoglu był, wbrew stanowisku zachodu, zwolennikiem uczestnictwa Iranu w konferencji pokojowej.

 

Właśnie brak przedstawiciela Teheranu przy konferencyjnym stole w Szwajcarii jest kolejnym elementem osłabiającym szanse na negocjacyjny sukces. Nie spodziewając się politycznego przełomu pozostaje liczyć na to, iż genewskie negocjacje doprowadzą przynajmniej do technicznych porozumień w sprawie poprawy sytuacji humanitarnej w poszczególnych regionach oraz odstręczą USA i ich sprzymierzeńców od otwartego naruszenia suwerenności Syryjskiej Republiki Arabskiej czy grożenia jej zbrojną napaścią.

 

Karol Kaźmierczak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną