Mit Giedroycia a polska polityka wschodnia

0
0
0
/

Słowa Tomasza Sakiewicza postulujące powołanie w przyszłości „rządu obrony narodowej” z Jarosławem Kaczyńskim na czele, brzmią zwyczajnie niepoważnie i nie powinny przystawać redaktorowi dość poczytnej gazety, chyba, że o profilu satyrycznym, a za taką w moim odczuciu „Gazeta Polska” może już śmiało uchodzić.

 

Rewolucja na Ukrainie jest od początku przez sporą część polskich polityków ochoczo wspierana, gdy zaś polała się krew, a rosyjskie czołgi poczęły zajmować Krym, wielu najchętniej wymachiwałoby szabelką przed Rosją, nie uzyskując nic w zamian, chyba, że problemy z dostawami gazu.    
    

Krytyka takiej postawy nie jest równoznaczna z obroną polityki rosyjskiej, choć trudno nie rozumieć logiki Putina – Amerykanie zastosowali argument etniczny w sprawie Kosowa, dlaczego zatem Rosja ma być gorsza? Chce przecież Kreml uchodzić za mocarstwo. Tak bardzo znienawidzona przez wielu Rosja putinowska znacząco wzmocniła swoją pozycję międzynarodową od momentu przejęcie władzy przez Władimira Putina, ponad już dekadę temu.    
    

Z Rosją Jelcyna nie trzeba było się nad wyraz liczyć. Z Rosją Putina już trzeba. Pokazała to dobitnie sprawa Syrii i ostatecznej rezygnacji Stanów Zjednoczonych z zaniesienia „demokracji” Syryjczykom. Putin prowadzi politykę w celu wzmocnienia pozycji państwa rosyjskiego, nie rozumiem czemu go za to winić? Czy powinien wysługiwać się obcym interesom oraz budować system na modłę norm zachodnich? Nie ma na to szans, gdyż Putin nie jest polskim przywódcą, a polscy przywódcy, polscy politycy i także polscy dziennikarze mają przykrą skłonność do troszczenia się o interesy innych państw, niestety pomijają w tym tak „błahą” sprawę, jak interesy polskie. I temu chcę poświęcić krótkie rozważania.    
    

Spojrzenie na polską politykę wschodnią zdominowane jest przez tzw. mit Giedroycia, o którym warto powiedzieć słów kilka. Jest to sprawa doskonale znana, warto natomiast podkreślać to teraz, gdy rewolucja na Ukrainie obnażyła fiasko mitu giedroyciowskiego. Zdaniem Jerzego Giedroycia oraz jego otoczenia, głównym wrogiem Polski jest Rosja, niezależnie w jakiej postaci. Należy zatem dążyć za wszelką cenę do porozumienia z narodami żyjącymi między Polską a Rosją, a zatem Ukraińcami, Białorusinami oraz Litwinami. Już niedługo po wojnie otoczenie „Kultury”, redagowanej w Paryżu przez Jerzego Giedroycia, miało dobry kontakt z emigracją ukraińskich nacjonalistów, tych samych, którzy dopiero co mordowali Polaków na Wołyniu.    
    

Zarzuca się mitowi giedroyciowskiemu, że poświęca on prawdy historyczne oraz pewne zasady w imię współpracy z wymienionymi narodami. Jest to racja, zwolennicy tego mitu próbują wyciszać historyczną prawdę, zaś przypominanie np. o zbrodniach UPA jest im mocno nie w smak. Wystarczy przywołać zablokowanie w „Gazecie Polskiej” tekstu ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Poglądy duchownego, który oburzony jest popieraniem ukraińskich nacjonalistów przez środowisko zgromadzone wokół PiS-u, nie są akceptowalne przez redakcję „Gazety Polskiej”. Doprawdy, niewiele różni się już ona od niedawnych adwersarzy z „Gazety Wyborczej”. Co więcej, nie jedno ich łączy. Jest tym wspieranie Majdanu, i jest tym podzielanie mitu Giedroycia. Tutaj Michnik i Kaczyński są solidarni.    
    

Jednakże to nie zaciemnianie prawdy historycznej jest głównym problemem wynikłym z mitu Giedroycia. Najważniejszym jest rezygnacja z realizowania polskich interesów narodowych oraz państwowych. Narodowych chociażby w tym względne, że zwolennicy tego mitu, konsekwentnie lekceważą kwestię polskich mniejszości narodowych na Litwie, Białorusi oraz na Ukrainie. Ponad milion Polaków na Kresach jest obojętnych zarówno politykom PiS-u, jak również wspierającym ich dziennikarzom z „Gazety Polskiej”, czy portalu „niezależna.pl” (iście groteskowa nazwa).
    

Rezygnacja zaś z interesów państwowych, gdyż nigdy nie można skutecznie prowadzić polityki zagranicznej, gdy wyznacza ją nienawiść do innego narodu bądź państwa. Trzeba sobie zdać sprawę, że polityka zagraniczna to gra interesów, a emocje należy odstawić – choć częstokroć trudno – na bok. Nie raz bywało już w historii, iż państwa sobie od wieków wrogie, nagle stawały się sojusznikami. Przykład kapitalny? Anglia i Francja. Odwieczni wrogowie, by nagle w dwóch kluczowych dla losów świata wojnach światowych stanąć po jednej stronie barykady.    
    

Czy zatem sugeruję, że powinniśmy dążyć do sojuszu z Rosją? Nic z tych rzeczy. Sądzę tylko, iż opieranie swojej polityki zagranicznej na nienawiści wobec tego państwa jest błędem. My, zarówno dla Zachodu, jak i dla Rosji, jesteśmy państwem peryferyjnym, w najlepszym razie – tranzytowym. I z tej peryferyjności... należy korzystać. Najpoważniejsze miejsca zapalne świata to wcale nie Ukraina, lecz Bliski oraz Daleki Wschód.     Jaki jest polski interes się w to angażować? Warto się czasem zastanowić jaki mieliśmy interes z wysyłania wojsk do Iraku. Był on znikomy, żeby nie powiedzieć – żaden.     
    

W przypadku zaś Ukrainy powinno nam zależeć na stabilnych stosunkach handlowym z tym ważnym ekonomicznie dla nas państwem, jak również – trosce o polską mniejszość w tym kraju. Tymczasem zwolennicy mitu giedroyciowskiego woleliby wywołać prawdziwą wojnę w tym kraju, tylko żeby mieć niebawem protektorat niemiecki za wschodnią granicą, o silnej tradycji banderowskiej. Paradoksalnie jednak, to właśnie rewolucja prowadzi do możliwości podziału Ukrainy, na czym zyska na pewno Rosja. Sami zatem łapią się w pułapkę.
    

Polacy od wieków chcą być mesjaszami narodów. I niestety wciąż nie uczymy się na własnych błędach. Jedynym plusem rewolucji na Ukrainie jest jednak rozpoczęcie debaty publicznej odnośnie rewizji polskiej polityki wschodniej. Oby była to debata owocna.            


Michał Kowalczyk

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną