Protestanckie korzenie nazizmu

0
0
0
/

Po wielokroć słyszymy bzdurne tezy o tym, jakoby Kościół katolicki napędzał spiralę rasizmu i ksenofobii. Oskarżenia te padają ze strony antyklerykalnych, kryptoantifowych ugrupowań politycznych i społecznych. Za przykład podaje się okres przedwojenny i samej II Wojny Światowej. Jak jednak było naprawdę w Niemczech tamtego okresu?

 

Wśród krytyków Katolickiej Nauki Społecznej nie brakuje ludzi, którzy uwielbiają opierać się na niesprawdzonych przesłankach i rozemocjonowanych pseudoargumentach. Krytyka ta dotyka w dzisiejszych czasach już nie tylko samej kwestii zasad dogmatyki wiary, lecz w dużej mierze zasad teoretycznych i społecznych.

 

Z powodu braku możliwości (także intelektualnych) do podważenia dwu tysiącletniej nauki kształtującej obraz istoty ludzkiej, zobaczyć możemy niejednokrotnie wypływający jad z mediów i z ust polityków. Rzeka szyderstw, kłamstw i pomówień ma jeden cel - zdyskredytować Kościół, skutkiem czego byłoby odsunięcie go od debaty publicznej, robiąc w ten sposób miejsce nowym reformatorom społeczeństwa, dokonujących zmian w myśl neomarksistowskich gender-bredni.

 

Tradycją stało się wyciąganie podczas „dyskusji“ tematu Świętej Inkwizycji, Krucjat czy Konkwisty. Pomija się zarazem kwestie polityczne, bardzo znaczące, jeśli ktoś chciałby analizować daną epokę i wydarzenia. Stało się tradycją przywoływanie jeszcze czegoś, co wydarzyło się stosunkowo niedawno, a było istnym przedsionkiem piekła: wybuch drugiej wojny światowej.

Lewica zdążyła po wojnie utrwalić przekonanie, bardzo zresztą dla niej wygodne, że nazizm był poglądem ultraprawicowym, co jest oczywiście bzdurą. Politolodzy klasyfikują narodowy socjalizm jako lewicę (przemawia za tym odrzucenie tradycyjnego protestantyzmu, neopoganizm i zapatrywanie się ich na kwestie społeczno-gospodarcze), lub jako mieszankę prawicy z lewicą (ugruntowanie wartości narodowych w połączeniu z powyższymi). Jednak samo NSDAP i nazizm, wraz z Hitlerem na czele, nie byli wcale pierwszymi piewcami rasizmu, szowinizmu i supremacji rasy germańskiej.

 

W 1878 roku, niejaki Paul de Lagarde, profesor teologii protestanckiej i orientalista, wydał swoją polityczno - społeczną książkę. Owa publikacja, którą nazwał „Deutsche Schriften“, łączyła w sobie volkistowską krytykę chrześcijaństwa, połączoną z ideą utworzenia religii narodowej Niemiec. O tym, co przez to rozumiał, doskonale świadczą jego własne słowa, zawarte w wydanej przez niego broszurze, o zresztą znamiennym tytule „religia narodowa“: „(...) Jeżeli Niemcy mają stać się nowym krajem, to w swej istocie musi ona [religia narodowa] być nie protestancką, a więc nie poprawioną starą, musi być nie katolicką, gdyż musi być wyłącznie dla Niemiec, jeżeli jej przeznaczeniem jest stać się duszą Niemiec.“

 

Autor tych słów wielokrotnie krytykował św.Pawła, którego oskarżał o zafałszowanie Ewangelii. Według niego Jezus Chrystus był aryjczykiem, antysemitą. Uważał za spisek i głupotę Kościoła katolickiego dołączenie do Nowego Testamentu także i Starego - dla niego był to dowód na to, że Żydzi próbują przeniknąć do społeczeństwa niemieckiego i je zniszczyć. Stwierdził, iż „żydowski paulinizm“ nie jest możliwy do koegzystencji z antysemityzmem zawartym w volkistowskiej diagnozie chrześcijaństwa.

 

Już wtedy poglądy de Lagarde’a cieszyły się sławą i poważaniem w społeczeństwie niemieckim, zwłaszcza na terenach mocno protestanckich. Nie działo się to bez przyczyny: o ile protestantyzm możliwy był do pogodzenia z germańską egzegezą istnienia narodu niemieckiego, o tyle katolicyzm (zwłaszcza promowany przezeń uniwersalizm i równość istot ludzkich) stanowił zagrożenie dla „religii narodowej“. Dzieła de Lagarde’a z jeszcze jednego powodu znalazły pozytywne przyjęcie przez społeczeństwo Niemiec - otóż poparli tą ideę filozofowie i pisarze, ogólnie szanowani w narodzie, jak np. Hartman czy Rauch.


Ruch ten, delagardowsko-volkistowska religia narodowa, przed pierwszą wojną światową przeżywał rozkwit, lecz szybko podzielił się na kilka grup składowych. Poróżnił ich stosunek do chrześcijaństwa - podczas, gdy jedni uważali, że należy zerwać z chrześcijaństwem całkowicie (powrót do pogaństwa i mitów germańskich i nordyckich), inni twierdzili, iż ich obowiązkiem jest szerzyć obraz Jezusa - Antysemity. Specjalnie z tego powodu zbierano materiały, aby napisać „niemiecką Biblię“, uwzględniającą rolę narodu niemieckiego, jako narodu wybranego, o stanowczo wyższym rozwoju życia duchowego, niż inne rasy i narody (na samym dole byli Żydzi).

 

Poglądy te promował najbardziej reprezentatywny dla myśli delagardowskiej Bund fur Deutsche Kirche. Założony w 1921 roku znalazł grono odbiorców i fascynatów - jego rasistowskie, szowinistyczne, antykatolickie i antysemickie poglądy znalazły żyzny grunt pod promocję swojej idei.

 

Podobne poglądy prezentował, założony w 1927 r. przez A.Dintera, Geistchristliche Religionsgemeinschaft - w 1934 przemianowana na Deutsche Volkskirche. Sam Dinter, będący pod wpływem Nietzschego i koncepcji volkistowskich, był autorem przepełnionej rasizmem książki „Die Sunder wider Blut“. On też podchwycił i rozwinął ideę duchowości germańskiej, oraz jej wyższości, ponad innymi duchowościami i narodami.

 

Nie były to jedyne tego rodzaju ugrupowania - w okresie międzywojennym popularnością cieszyły się Kristgermanetum i Glaubenswebewegung Deutsche Volkskirche - sam on zresztą, powstały w 1932 roku, szczególnie silne znalazł poparcie ze strony protestantów niemieckich. Jej założyciel, L. Muller, został nawet biskupem Rzeszy w Wittenberdze. Przez pewien okres czasu znajdowali się pod ochroną NSDAP, jednak utracili ich patronat, gdy nie przynosili takich efektów, jakie naziści chcieli widzieć.

 

Naturalnie błędem byłoby pominięcie drugiej odnogi teorii delagardowskich, czyli pogaństwa germańskiego. W 1907 roku powstała pierwsza organizacja tego typu: Germanische Glaubens Gemeinschaft. Już kilka lat później obserwujemy rozwój organizacji o charakterze neopogańskim i zarazem antykatolickim. Było ich zbyt wiele, aby je tu wymienić, więc podam jeno najsilniej działające: Germanem Orden, Deutscher Orden (bezpośrednio powiązany z GGG), Nationalreligion des Gottmenschen Ea, Deutchvolk, Germanische Pantheistenbund (założony przez gen. Ericha Ludendorffa) etc.

 

W 1934 roku niektóre organizacje neopogańskie zaczynają się łączyć pod wspólną nazwą: Volkskirchliche Deutsche Glaubensbewegung. Przekonania neopogan niemieckich były wrogie chrześcijaństwu, zwłaszcza jego uniwersalistycznemu wymiarowi, a sukcesów im nie brakowało. Na skutek nagonki na Kościół katolicki (i co bardziej tradycyjne ugrupowania protestanckie), wielu ludzi odłączało się od swoich Kościołów. Jedną z najbardziej rozwiniętych organizacji, która zrzeszała krytyków chrześcijaństwa, był Deutscher Buddhistenbund, która zrzeszała około 200 tysięcy członków i powoływała się na niektóre aspekty religii buddyjskiej. Zaś w połowie lat trzydziestych, założona przez prof. Hauera organizacja Deutsche Glabuensbewegung, liczyła kilka milionów członków - dokładnych liczb niestety nie znamy, bowiem ogólna organizacja i przepływ informacji w ruchach neopogańskich przedwojennych, były bardzo niespójne: samych fascynatów i członków honorowych mogło być po wielokroć więcej, niż czynnych członków.

 

Powracało zainteresowanie mitami germańskimi, oraz twórczością Feliksa Dahna. Właśnie on napisał wiele lat szybciej słowa: „Co jest chrześcijańskie nie jest germańskie, a co germańskie nie jest chrześcijańskie“. Powracanie do słów Dahna, czy twórczości Jakuba i Wilhelma Grimm, różniło rozwój nacjonalizmu szowinistycznego Niemiec, od nacjonalizmów w krajach katolickich, a zwłaszcza w Polsce.

 

Niemcy nie mogli powoływać się na katolickie średniowiecze, bowiem bardzo zależało im na zaznaczeniu niezależności Niemiec względem Rzymu, a także na utworzeniu religii stricte germańskiej. Stąd ich powoływanie się na nauki Lutra, które papież Leon XIII nazwał „niechrześcijańskimi“ - samych zaś protestantów nigdy nie nazywał chrześcijanami. Sprawę doskonale nakreślili B. Grott w książce „Nacjonalizm chrześcijański“, A. Doboszyński w „Teorii narodu“ oraz R. Dmowski w swojej publikacji „Kościół, naród i państwo“.

 

Konkludując powyższy wywód, łatwo zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze - Niemcy wcale nie były ofiarami terroru nazistowskiego, bowiem od samego początku twórczości de Lagarde’a z 1878 roku, chłonęli jak gąbka antysemickie i antykatolickie, antypolskie i szowinistyczne tezy. Po drugie, znamiennym jest fakt, iż Kościół katolicki doświadczył rażącej nietolerancji w tamtym okresie na terenie Niemiec. Mało kto słuchał jego głosu, a wręcz robiono wszystko, by ten głos zepchnąć z forum debaty publicznej.

 

Jeżeli więc ktoś próbuje przywoływać okres przedwojenny i wojenny, jako dowód dwulicowości katolicyzmu, tedy warto zdać sobie sprawę, iż mamy do czynienia z nieukiem, chętnie powtarzającym - jak mantrę - kłamstwa zasłyszane z mediów, bądź wierzącym w opowieści dziadka - SBka. Od nas, jako katolików, Polaków, ludzi sprawiedliwych, wymaga się poznania faktów. Wręcz popełnia grzech każdy, kto zaniedbuje swoją wiedzę na tematy, które są obecnie palącymi problemami w Kościele i narodzie polskim.

 

Powtarzam więc jasno i dobitnie kolejny raz: polski ruch narodowy z narodowym katolicyzmem, jako programem odnowy społeczeństwa, nie ma absolutnie nic wspólnego ani z nazistami, ani z szowinizmem!

 

Maciej Kałek

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną