TYLKO U NAS: Paweł Miter wyznaje, że bardziej ufa Marcinowi P. niż wymiarowi sprawiedliwości

0
0
0
/

- To zabrzmi może śmiesznie, ale wierzę tylko w Marcina P., że sam postanowi ujawnić całą prawdę. W wymiar sprawiedliwości nie wierzę – wyznaje w rozmowie z prawy.pl Paweł Miter, który w 2012 roku zadzwonił do sędziego Milewskiego podając się za pracownika KPRM.

 

 

Co to za państwo i wymiar sprawiedliwości, gdzie obecnie Urzędy Skarbowe wzywają osoby mające lokaty w Amber Gold i jeśli nie potrafią udowodnić legalności każdych zainwestowanych 10 tys. zł nakładają się na nich kary w kwocie 7.5 tys. zł – mówi Prawy.pl Paweł Miter (znany ostatnio jako Paweł M.), który nie dawno opuścił areszt, w którym znalazł się na skutek prowokacji dziennikarskiej zastosowanej przez niego wobec sędziego Ryszarda Milewskiego.

 

- Przypomnijmy. Jesteś autorem głośnej prowokacji dziennikarskiej, dzięki której zobaczyliśmy jak sędzia Ryszard Milewski myśląc, że rozmawia z asystentem szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego podał Ci datę posiedzenia sądu, kiedy miała zostać podjęta decyzja o dalszym areszcie dla prezesa Amber Gold. Doszło też do ustalania składu sędziowskiego, a Milewski zapewnił Cię, że skład jest „zaufany”. Prezes sądu okręgowego w Gdańsku został jedynie ukarany dyscyplinarnie i dalej jest sędzią; powiązań prowadzących z Amber Gold do premiera Tuska nikt już nie bada, a Ty… właśnie wyszedłeś z aresztu. Gdzie w tej całej aferze wymiar sprawiedliwości nawalił, a gdzie zadziałał dobrze?

 

- Nawalił niemal na całej linii. Do premiera Tuska już nikt w sprawie Amber Gold nie zapuka, tego możesz być pewny. Na ile znam jakość pracy prokuratorów przy tej sprawie, tam w ogóle nie bierze się pod uwagę powiązań politycznych w kwestiach nieprawidłowości około rządowych czy odpowiednich instytucji państwa. To zabrzmi może śmiesznie, ale wierzę tylko w Marcina P., że sam postanowi ujawnić całą prawdę. W wymiar sprawiedliwości nie wierzę. Co to za państwo i wymiar sprawiedliwości, gdzie obecnie Urzędy Skarbowe wzywają osoby mające lokaty w Amber Gold i jeśli nie potrafią udowodnić legalności każdych zainwestowanych 10 tys. zł nakładają się na nich kary w kwocie 7.5 tys. zł. Często byli to ludzie pracujący na czarno, na zmywaku w Londynie, dziś stoją przed widmem poważnych egzekucji. A przecież tym ludziom państwo i premier nie pomogli wcześniej, a mogli, bo wiedzę z notatek o tym oszustwie mieli. Tych ludzi będzie się wyciszać właśnie w ten sposób, by temat Amber Gold już nie powracał w mediach. Poszkodowanym państwo dowali jeszcze karę i po sprawie. To jest właśnie Amber Polska.

 

- Spodziewałeś się, że trafisz za kraty?

 

- Nie, choć czułem przez ostatnie dwa trzy tygodnie przed zatrzymaniem, że coś się święci. Po prostu prokuratura nie wezwała mnie po raz kolejny, kiedy miała to zrobić po mojej rozmowie z sekretariatem prokuratora okręgowego w grudniu 2013 roku. Zawsze się stawiałem w prokuraturze, zawoziłem materiał dowodowy, ale faktycznie, za którymś razem nie zjawiłem się u nich dwa lub trzy razy i wysłano za mną list gończy. Trochę jestem sobie sam winien, że nie dopilnowałem usprawiedliwień, bo telefoniczne gadki z prokuratorem na nie wiele mi się zdały. Dla nich była to wspaniała okazja do pokazania mi, kto tu jest panem. Sposób traktowania mnie był wysoce zastanawiający. Ale nie będę się użalał, bo już mi się zarzuca, że robię za jakąś ofiarę, a ja ofiarą nigdy nie będę. Nie poddaję się tak łatwo. Paradoksalnie pobyt w tym areszcie mnie wzmocnił. Kiedy wyszedłem, otrzymałem mnóstwo wsparcia, telefonów od osób, których nie jestem tu nawet wstanie wymienić. Ta pikieta w mojej obronie pod prokuraturą, poruszenie sprawy mojego zatrzymania na komisji sejmowej, apele słane do prokuratury, do ministra sprawiedliwości… pobeczałem się jak bóbr, gdy wyszedłem z aresztu i czekali na mnie moi bliscy przyjaciele. Pan Tomasz Naruszewicz z Zielonej Góry razem z Ewą Stankiewicz zorganizowali mi obiad w domu u pana Tomasza. Miałem możliwość wykąpania się, przebrania, to było coś wspaniałego. Zobaczyłem jak wielcy są ludzie, dla mnie, tak małego człowieka. To cholernie buduje i mówi mi: nie poddawaj się. Więc się nie poddam. I życzliwość od sąsiadów, chyba już pół osiedla wie, że na nim mieszkam. Opinia zwykłych ludzi jest dla mnie najważniejsza. Propaganda medialna, polityczna i dziennikarka mi totalnie wisi między nogami, przepraszam za sformułowanie, ale tak jest. Po wyjściu otrzymałem telefon od pewnego polityka, nie podam nazwiska, bo być może sobie tego nie życzy, ale zaproponowano mi wejście do pewnej partii, ale to nie dla mnie ta cała polityka. Wolę brudy wokół niej.

 

- Zanim „wyskoczyłeś na powietrze”, jak to się mówi w pace, jak czułeś się w areszcie? Jak Ci tam było?

 

- Areszt to ciekawe doświadczenie. Zobaczyłem, jak traktuje się ludzi. Mówienie, że więźniowie jedzą lepiej to mit. Jeśli zobaczę teraz w TVN jakąś przemądrą redaktorkę rozmawiającą z dyrektorem jakiegoś aresztu śledczego mówiącego o resocjalizacji, to się nieźle uśmieję, a jeszcze bardziej, jeśli będzie zapewniał o dobrych warunkach. Warunki w celach są okropne. Zapewniam cię, nie chciałbyś myć rąk nad umywalką, na której jest odwieczny bród, załatwiać się w miejscu, gdzie widać, że tam środków czyszczących zwyczajnie nie ma od zawsze. Nie chciałbyś jeść na miskach, gdzie wyryte są krzyżyki, co w grypserze więziennej oznacza, ze ktoś na ten talerzyk wcześniej prawdopodobnie narobił. Może dlatego nie jadłem przez te siedem dni. Piłem tylko coś, co nazywano herbatą. Materace zarobaczone. Kraty w oknach zasrane przez gołębie. Na sześciu metrach aż trzech osadzonych. Mimo, że nie palisz, wrzucają cię do celi z palącymi. Mimo, że nie powinieneś siedzieć z mordercami, to mnie wsadzano z wyrokami po 25 lat. Dziś wiem, że nie mieli prawa; że powinienem być na tak zwanych celach przejściowych; że nie mieli prawa trzymać mnie z palącymi i tak zwanymi „N-kami”, czyli niebezpiecznymi. Kiedy podawano jedzenie, ryż z zapiekaną cebulą, mówiono „żarcie”. To są realia osób tam osadzonych. Przerażające. Miałem wrażenie, że było to celowo skonstruowane przeciwko mnie, by mnie złamać. Sami więźniowie, kiedy dowiadywali się kim jestem, pokazując ich „białko” (w grypserze oznacza to protokół zatrzymania) to twierdzili, że celowo mnie tak czołgają. Nawet wykąpać mi się nie dali, a wożono mnie po kilku kryminałach przez te siedem dni. Dziś wiem, że po każdym tak zwanym transporcie przysługuje zatrzymanemu łaźnia. Jak widzisz, było ciekawie, ale siedziałem też z ciekawymi osobami, bo co rusz mnie rzucano gdzie indziej. Siedziałem np. z doradcą ds. paliw byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i jeszcze z kimś ciekawym, ale to już zachowam dla siebie.

 

- Po Twoim wyjściu zapewne otrzymałeś nie mniejszy cios. Nagle TVN24 podał informację, że „Ani prokuratura, ani sąd nie dysponują oryginałem nagrania rozmowy aresztowanego niedawno Pawła M. z sędzią Ryszardem Milewskim”. Co to znaczy?

 

- Redaktor Maciej Duda z TVN kłamie, ale taki jest obraz moralny tych dziennikarzy, którzy widać zaczęli już budować front obronny sędziego Milewskiego. To preludium do tego, by w Sądzie Najwyższym być może uniewinnić sędziego Milewskiego, mimo, że w styczniu tego roku Sąd Apelacyjny uznał go winnym tego, że naruszył niezawisłość sędziowską i etykę zawodową. Oryginałem dysponował rzecznik dyscyplinarny sędziów Marek Hibner i biegły, który dokonał pobrania oryginału z nośnika, czyli z laptopa. Na tej podstawie orzeczono, że nagranie jest oryginalne, bez żadnych zmian i manipulacji, przez co rzecznik dyscyplinarny wszczął proces przeciwko sędziemu Milewskiemu. Faktycznie było tak, że nie dałem oryginału prokuratorowi, dlatego, że nie był w stanie mnie zapewnić, że nic poza tym nagraniem z mojego laptopa nie wycieknie na zewnątrz. A rzecznik Hibner dał mi tę gwarancję i bez problemów przekazałem mu oryginał. Co ciekawe, rozliczają mnie dziennikarze tej propagandowej stacji, zapominając, że to ich flagowym programem śledczym rzekomo zainteresowała się jakiś czas temu sama prokuratura. Chodziło o to, że dziennikarze TVN mając już przed 2012 rokiem wiedzę, iż Amber Gold jest piramidą i oszustwem, nie wyemitowali o tym materiału. Zadziałał jakiś bezpiecznik w tej stacji, przez co prokuratura podejrzewa, że mogło dojść do przestępstwa polegającego na zatajeniu informacji o trwającym lub mającym się wydarzyć przestępstwie. Niech ci klakierzy tego rządu z tego się wyspowiadają, a potem niech się zajmują mną, bo przecież tak naprawdę przyczyniłem się do ujawnienia całej tej afery Amber Gold.

 

- Jaki przewidujesz scenariusz zakończenia sprawy Amber Gold i Twojej sprawy, bo zarzuty masz poważne: usiłowanie wyłudzenia pieniędzy, płatna protekcja, podrabianie dokumentów, podawanie się za funkcjonariusza publicznego.

 

- Nie chcę bawić się w proroka. „Gazeta Polska Codziennie” i starania Doroty Kani spowodowały, że mam naprawdę dobrego prawnika. Zarzuty są poważne. To prawda. Prokuratura gra, bo grały w tym też służby ABW i Agencja Wywiadu, jeśli idzie o fundusze. Tu pojawiają się lewe notatki na przemian przeplatane z prawdziwymi, o których wiedział sam premier. Tam gdzie są służby, zawsze jest coś nie do końca jasne i pewne. Zawsze jest wielopoziomowa zaplanowana intryga, jakieś wrobienie. Przyklejanie łatek. Tam są naprawdę spece od tego typu spraw, choć wiele rzeczy potrafią spartaczyć. Ale jak idzie o wątki polityczne, to są mistrzowie nie do zastąpienia. Operują dużą wiedzą i możliwościami. Na pewno wyjdę poobijany. Zresztą już trochę jestem, ale na kolana nie padnę. Oni mnie nawet już trochę zahartowali tymi działaniami. Np. ostatnio się dowiedziałem w prokuraturze, że byłem śledzony przez oficerów ABW, tak wnioskowałem z pytań zadawanych przez prokuratora. Nie popełniłem żadnego przestępstwa. Jedyny zarzut dla mnie jest taki, że może zbyt głęboko wszedłem w relacje z Marcinem P. Ale sklejanie kogoś z pieniędzmi, oszustwami, zawsze daje gwarancje wyniszczenia tej osoby. Ja, kolego redaktorze, tylko raz w życiu popełniłem błąd. Nigdy więcej bym sobie na to nie pozwolił. Ta afera nie zostanie wyjaśniona, tego jestem pewien. Była szansa na wyjaśnienie, ale prokuratorzy nad nią pracujący już rozmienili się na drobne mieszając i dodając dziwne wątki.

 

- Masz jakiś pomysł na nową prowokację. Oczywiście nie tyle pytam o szczegóły, co ogólnie o to czy złożyłeś już broń i masz już dosyć bicia się z układem politycznym, sądowym i medialnym? Usłyszymy niedługo o jakiejś nowej Twojej sprawie czy na razie bastujesz?

 

- Teraz, 17 kwietnia, do księgarń trafi książka, gdzie mam swój mały wkład w jej powstanie. „Afery III RP”, gdzie Aleksander Majewski w rozmowie ze mną, Gadowskim, Zielke, Sumlińskim, czy Pyzą porusza ciekawe tematy mafii paliwowej, czy właśnie Amber Gold. Więcej nie powiem, nad czym pracuję, co robię, na pewno nie składam broni. Piszę dużo, ale ciężko mi to ujednolicić i wysłać do wydawcy. Stale coś poprawiam, dodaję. W wolnych chwilach oddaje się literaturze czeskiej, z dala od politycznego syfu w naszym kraju.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Robert Wit Wyrostkiewicz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną